Siedziałam na krześle w laboratorium, obserwując, jak Peter nerwowo krążył wokół stolika. Zabijała mnie niewiedza o tym, jak potoczyła się jego rozmowa z MJ. W tamtym momencie oddałabym wiele, żeby chłopak w końcu postanowił się odezwać.
Peter był rozdrażniony. Co chwilę przystawał, patrząc w moją stronę i otwierając usta, żeby coś powiedzieć, po czym rezygnował z tego pomysłu. Siedziałam więc, czekając, aż przerwie panującą w pomieszczeniu ciszę, nie mogąc się zebrać w sobie i samej zacząć rozmowy.
Gdy chłopak przed kilkunastoma minutami powiedział, że chciałby porozmawiać, zupełnie nie tak to sobie wyobrażałam. Wolałam, kiedy pomiatał mną na sali treningowej, niż znosić wzrok, którym obdarowywał mnie co chwilę. Nie chciałam naruszać jego prywatności i zaglądać w jego emocje, więc gdy tylko dotarliśmy do laboratorium, odcięłam się od fali uczuć, które zaczynały dominować w pomieszczeniu.
– Okej... Okej – powiedział w końcu, wzdychając głośno.
Jego klatka piersiowa uniosła się kilka razy, gdy brał głębokie wdechy, po czym podszedł do mnie i usiadł na blacie długiego, metalowego biurka. Rozglądnął się dookoła, a następnie przeniósł wzrok na mnie. Starałam się wytrzymać jego spojrzenie, ale im dłużej mi się przyglądał, tym bardziej czułam w sobie pustkę i nie wiedziałam, czy to dobrze czy źle.
– Nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać, Lilith.
Przełknęłam ślinę, słysząc, jak nazwał mnie Lilith, a nie tak, jak zawsze, Lil. Poczułam się, jakby dał mi z liścia. Nazywanie mnie Lil było zarezerwowane wyłącznie dla niego, nikt inny się tak do mnie nie zwracał. Moje pełne imię, które wyszło z jego ust, dało mi do zrozumienia, że przyjaźń, która nas łączyła, została zniszczona.
– Nigdy na nikim się tak nie zawiodłem, jak na tobie i nie mam pojęcia, czy jeszcze kiedyś ci zaufam. To, co zrobiłaś... Czemu, Lilith? Dlaczego?
Widziałam jego pełne bólu spojrzenie i czułam, jak zapadałam się w sobie. Nie było mi dobrze, nie było mi źle. Jedynie wielka pustka, w miejscu, gdzie kiedyś miałam serce, coraz bardziej się powiększała.
– Ponieważ każdy powinien mieć wybór, Peter. A ty jej go zabrałeś – odparłam, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie rozumiesz tego, prawda? – szepnął w odpowiedzi. – Nie zrobiłem tego, bo taki miałem kaprys, Lilith. Zrobiłem to, żeby ją chronić, żeby mogła mieć normalne, spokojne życie. Takie, na jakie zasłużyła. A ty jej to odebrałaś.
– Nie, to ty odebrałeś jej wolną wolę.
– Próbuję być spokojny, Lilith, ale zaczynasz mnie testować.
Jego spojrzenie zrobiło się surowe, jakby miał dosyć tej rozmowy i zastanawiał się, czy w ogóle był sens, żeby ją kontynuować. Gdy odezwał się po dłuższej chwili, jego głos był suchy niczym piasek na pustyni.
– Nie możesz ingerować w ludzkie życie, jeśli ktoś cię o to nie prosił.
– Tak? Więc MJ i Ned prosili cię o to, żebyś wymazał im wspomnienia?
– Już któryś raz staram ci się to wyjaśnić: Ned i MJ byli w ciągłym niebezpieczeństwie, gdy znajdowali się blisko mnie. Czy naprawdę tak trudno jest ci to zrozumieć?
– Nie, Peter, rozumiem to znakomicie. Ale czy to nie było pójście na łatwiznę? Pozbyć się ich ze swojego życia, zamiast chronić?
Chłopak popatrzył na mnie zaskoczony i zmarszczył brwi. Na pewno musiał sobie zadawać to pytanie wcześniej, widocznie zaskoczyło go to, że odważyłam się powiedzieć to głośno. Naprawdę nie rozumiałam jego zachowania, decyzji, które kiedyś podjął.
CZYTASZ
Hell's fire | Bucky Barnes
FanfictionGdy Avengersi pogrążeni są w zamęcie, S.H.I.E.L.D. przechodzi restrukturyzację, a świat zaczyna żyć w chaosie, tajne zgromadzenie postanawia przywrócić do życia kobietę, która będzie ostatnią deską ratunku dla ludzi - Lilith. 💜🖤💜 🥇 - pierwsze mi...