XXXVII

846 44 71
                                    

Mieniące się w ciemności farby były naprawdę magiczne i to było coś, z czym musieli zgodzić się wszyscy. Jednak to pokaz fajerwerków skradł mój największy podziw. Widziałam je już kilka razy, ale nadal było to coś, co powodowało zachwyt w mojej głowie. Iskrzące się wieloma kolorami wybuchy na niebie tworzyły spektakl tak widowiskowy, że gdyby nie silne ramię Barnesa, trzymające mnie blisko niego, upadłabym na kolana. Sam naprawdę przeszedł samego siebie. Miliony wybuchających, lśniących i spadających drobin przysłaniało czarne niebo całą swoją okazałością, a ja nie byłam w stanie nacieszyć wzroku.

Nieco później, gdy impreza powoli dobiegała końca, na sali pozostali sami Avengersi i garstka kadetów. Siedzieliśmy w swoim gronie, zaśmiewając się z opowieści Tony'ego, Clinta i Thora o ich początkach jako Avengersów. Alkohol szumiał mi w głowie, sprawiając, że chociaż tamtej nocy nie musiałam martwić się o zimno i Eve.

– A pamiętacie minę Thora, gdy Steve prawie podniósł jego młot? – zapytał ze śmiechem Clint, podając bogowi kolejne piwo.

– Był tego wart! – odparł Tony, zachodząc się śmiechem. – Czy ktoś widział Jelenę? Powinna była usłyszeć historię o Bukareszcie i jej siostrze.

– Nie, Tony, nie – jęknął żałośnie Clint, przeczesując dłonią krótkie blond włosy. – To nie jest historia na teraz!

Oparłam głowę o ramię Petera, który siedział obok mnie i tak samo, jak ja, przysłuchiwał się rozmowom. Wiedziałam, że o większości z nich już słyszał, w niektórych sam brał udział, ale nie przerywał nikomu.

Spojrzałam na blondynkę, która pojawiła się za plecami łucznika razem z Kate. Były lekko rozczochrane, a urocze serduszka na dekolcie Jeleny nie wyglądały tak dobrze, jak przed ich zniknięciem.

– Dawaj, Clint, opowiedz mi o Bukareszcie i mojej siostrze – zaśmiała się, klepiąc go mocno po plecach.

– Swoją drogą, wiecie, kto tak zapaskudził prysznic w szatni farbą? Jakby się tam ktoś lał albo jeszcze gorzej – zapytała Kate, zmieniając temat i zajmując wolne miejsce przy stoliku.

– Jak to kto? Pewnie ci, którzy jej na sobie nie mają.

W panice spojrzałam na swoje ramiona, na których już dawno nie było śladu po magicznie wyglądających wzorkach, a później, z jeszcze większą paniką, na twarz Barnesa. Tam również nie było śladu farby.

Woda. Farba spłukała się pod prysznicem, a ja byłam tak bardzo pochłonięta rozmową, tańcem i piciem, że w ogóle tego nie zauważyłam.

Wszyscy rozglądnęli się po sobie, po czym Jelena wybuchnęła głośnym śmiechem, wskazując palcem to na mnie, to na Barnesa, którego mina, delikatnie mówiąc, nie wyrażała zadowolenia z takiego obrotu sytuacji. Spojrzał na mnie przelotnie i nie było szans na to, żeby nie zauważył paniki, jaka widniała na mojej twarzy.

– Wy dwoje? – zapytał zaskoczony Clint. – Naprawdę biliście się podczas Sylwestra?! Ja wiem, że za sobą nie przepadacie, ale to...

– Nie wydaje mi się, żeby się bili, Clint – przerwał mu Tony, mrugając do mnie porozumiewawczo.

Wiedział. Oczywiście, że się domyślił, w końcu był Starkiem, geniuszem. Być może w tamtej chwili byłoby dla mnie pocieszeniem to, że w jego spojrzeniu nie było niczego, przez co mogłabym poczuć się potępiona za to, co zrobiłam, ale nie myślałam wtedy trzeźwo.

Dosłownie i w przenośni.

– Co? Więc wy...?

– No, połącz kropki, staruszku – zaśmiała się Jelena, jakby to była najlepsza rzecz, jaka mogła się wydarzyć dzisiejszego wieczoru.

Hell's fire |  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz