Tamtego wieczoru zasnęłam na sofie z talerzem położonym na brzuchu. Przebudziłam się w środku nocy, gdy pomieszczenie wypełnił specyficzny zapach. Otworzyłam szeroko oczy i zaciągnęłam się nim jak narkoman. Był to jeden z najlepszych zapachów, jakie istniały w naturze: nuta zbliżającego się śniegu.
Odłożyłam talerz na stolik i powoli wstałam z sofy, uważając na to, żeby nie zakręciło mi się w głowie. Wabiona dawno niewyczuwalną wonią, skierowałam się do uchylonego okna. Objęłam się za ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka i czekałam. Podskórnie czułam, że lada moment na ziemi wylądują białe, zimne gwiazdki, które tak bardzo uwielbiałam.
Świat za oknem był spokojny, drzewa nie kołysały się na wietrze. a zwierzęta, które czasami były widywane blisko linii lasu. zapewne spały. Panowała idealna cisza. Rozkoszowałam się nią, oglądając niebo. Gdzieniegdzie pojawiały się chmury, wolno przemieszczające się po nieboskłonie, ale z łatwością dostrzegałam tarczę księżyca i kilka gwiazd.
Zimno wlatywało cały czas do środka, przez co było mi coraz zimniej. Owinęłam się więc szczelniej kocem i nadal, mimo bolącej szyi, wpatrywałam się w ciemne niebo. Magiczna chwila oczekiwania na pierwszy śnieg mogłaby trwać jeszcze długo, ale niestety została zakłócona przez głos Karen, wydobywający się z głośnika:
– Lilith, wykryłam twoją obniżoną temperaturę ciała. Czy wszystko w porządku?
Wzdrygnęłam się i przewróciłam oczami, czego oczywiście nie mogła zobaczyć.
– Tak, nic mi nie jest.
– Moje odczyty pokazują co innego. Czy powinnam powiadomić kogoś o twoim stanie zdrowia?
Zacisnęłam powieki, czując, jak jej głos zaczyna działać mi na nerwy.
Karen była upierdliwa. Pomijałam już fakt, że w ogóle się mnie nie słuchała ostatnim razem, kiedy zabroniłam jej kogokolwiek informować o moim zdrowiu. Nie lubiłam tego ciągłego monitorowania mnie, bo było to dla mnie ograniczenie mojej wolności. Czy narzekałam na to do kogokolwiek? Nie. Wolałam zaciskać zęby i udawać, że mnie to nie denerwowało, skoro innym to nie przeszkadzało. Jeśli wszyscy byli bezustannie monitorowani i nie narzekali, to czemu ja miałabym być inna? Już i tak wystarczająco się wyróżniam.
– Nie, Karen. Nie powiadamiaj nikogo.
– Wybacz, Lilith. Twoja odpowiedź zajęła zbyt dużo czasu. Zdążyłam już powiadomić Clinta i Jamesa.
– Karen, nie! Odwołaj to! I czemu, do cholery, informujesz o moim stanie Barnesa?!
Uderzyłam dłonią w szybę, rozglądając się po ścianach. Czułam się naprawdę dziwacznie, rozmawiając ze sztuczną inteligencją, ale teraz w ogóle nie zaprzątało mi to głowy. Byłam zirytowana i wiedziałam, że niezależnie kto zaraz pojawi się w salonie, dostanie rykoszetem.
– Dostałam takie polecenie, Lilith – powiedział sztuczny głos kobiety.
Odwróciłam się z powrotem do okna, wiedząc, że rozmowa z Karen nie miała sensu. Mogłam tylko mieć nadzieję, że to Clint przyjdzie do salonu, lub, że oboje śpią tak mocno, że nie słyszeli informacji od sztucznej inteligencji.
Sztucznej inteligencji... Chryste, w jakich czasach przyszło mi żyć. Za moich czasów byli co najwyżej gońcy z listami. Na odpowiedź trzeba było czekać tygodniami, czasami miesiącami, a teraz? Teraz wystarczyło powiedzieć w przestrzeń, że brakuje ci jajek w lodówce, a one magicznie pojawiały się tam następnego dnia.
– Czemu nie śpisz?
Wzdrygnęłam się na gardłowy głos, który dochodził zza moich pleców. Oczywiście, że musiał to być Barnes. Nawet nie musiałam się odwracać, żeby się upewniać. Jego głos, chociaż teraz mocno zaspany, rozpoznałabym wszędzie. Ta pretensja w tonie nie mogła należeć do nikogo innego.
![](https://img.wattpad.com/cover/314245513-288-k54250.jpg)
CZYTASZ
Hell's fire | Bucky Barnes
FanfictionGdy Avengersi pogrążeni są w zamęcie, S.H.I.E.L.D. przechodzi restrukturyzację, a świat zaczyna żyć w chaosie, tajne zgromadzenie postanawia przywrócić do życia kobietę, która będzie ostatnią deską ratunku dla ludzi - Lilith. 💜🖤💜 🥇 - pierwsze mi...