Kolejny tydzień minął mi w zaskakująco szybkim tępie.
Nie spotkałam żadnego z pierwotnych, ani tego przeklętego Luciena.Swoją drogą nadal nie dowiedziałam się dlaczego przodkowie postanowili pomóc akurat mu. Przez tą pomoc szatyn czuje się jakby to on tutaj rządził. Serio. Nie ma dnia, w którym nie zauważyłabym na ulicy jakiegoś zabitego przez niego człowieka.
Dlaczego przodkowie czarownic pozwalają na takie zachowanie? Jaki mają w tym interes?Tak czy inaczej dziś postanowiłam udać się do Rousseau'sa. Kto wie? Może spotkam tam Camille?
Uśmiecham się, gdy wchodząc do baru zauważyłam blondynkę. Ona chyba nie odwzajemniła mojego entuzjazmu.
- Burbon z lodem - mówię kładąc pieniądze na ladzie. Niebieskooka ze słyszalne szybszym biciem serca nalała mi napój.
Specjalnie, by napędzić jej większego stracha, nie odeszłam do stolika ,tylko powoli zaczęłam pic swój trunek. Hmm.. Dobry
-Musisz prawda? - barmanka straciła cierpliwoś-Naprawdę lubisz, gdy ktoś się ciebie boi?
- Spokojnie, wyluzuj- niech sobie nie wyobraża za dużo - Ty akurat nie musisz się mnie bać - nie wiem dlaczego, ale jakoś nie mam ochoty jej zabijać. Zwłaszcza, ze wcześniej uwolniła mnie od Klausa
- A to dlaczego? - co ona taka nieufna - Mam tak po prostu uwierzyć dla kogoś, kto zabija dla przyjemności?
- Co wy macie z tą wiarą..- westchnęłam - Nie musisz. Chcesz to nadal trzęś tyłkiem jak wystraszona owieczka..
- No wiesz co? - słyszę znajomy głos za sobą - To było niemiłe- koło mnie stanęła jedna z najstarszego rodzeństwa świata. Jak ja jej dawno nie widziałam..
- Rebeka - uśmiechnęłam się niezbyt szczerze - Właśnie rozmawiamy o zaufaniu. Wypowiesz się coś na ten temat?
- Moje zaufanie do ciebie skończyło się kilka wieków temu - powiedziała prosto z mostu poprawiając swoje włosy - Przejdziemy się?
- Jak mogłabym odmówić ? - skierowałam się w stronę wyjścia - To co? Klaus cię nasłał?
- Sama decyduje o tym co robię - Ta. Już to widzę przy takim paranoiku jak jej brat - Dlaczego myślisz, ze mnie nasłał?
- Elijaha przekabacił na swoją stronę - kopnęłam kamyk leżący na ulicy - A właśnie. Jak tam ci się układa z Marcelem? Słyszałam, ze kręcicie ze sobą- doskonale wiem, ze nie utrzymują kontaktu odkąd Klaus im tego zabronił. Nie rozumiem jak ona może dać tak sobą kierować. Ja bym tak nie mogła.
- To nie twoja sprawa - stara się odpowiedzieć jak najbardziej spokojnym głosem. Czuje, ze zaraz wybuchnie. To tylko kwestia czasu..- Jak to się stało, ze dożyłaś XXl wieku? - sprytnie wybrnęła z niewygodnego dla niej tematu.
- To nie twoja sprawa - powtórzyłam jej słowa. Słowo daje, ze mogę się tak bawić w nieskończoność.
- Odkąd tu jesteś znacznie wzrosła ilość zabójstw wśród ludzi. Wiesz coś na ten temat? - Z Marcela jaka plotkara jest. Albo z barmanki. W sumie to wszystko jedno.
- Okej, przyznaje - spojrzałam na nią - Zabijałam, ale ostatni raz zrobiłam to w tedy, gdy Marcel mnie przyłapał - serio. Sama nie wiem dlaczego - Naprawdę - położyłam dłoń na piersi udając, ze mówię jakieś naprawdę ważne dla wszystkich informacje.
-I tak ci nie wierze - super. Ostatnio zrobiłam się prawdomówna, a i tak nikt mi nie wierzy. To trochę denerwujące
- To poco zadajesz te durne pytania?! - zatrzymuje się - Równie dobrze mogłabyś już sama dojść do wniosku co zrobiłam, a czego nie - spojrzałam na nią zirytowany wzrokiem i za pomocą wampirzyca zdolności wybiegłam z uliczki
CZYTASZ
Old Friend | Mikaelson
VampireCo takiego musiało się stać, aby Alice, niegdyś miła, wrażliwa na cudzą krzywdę dziewczyna, Dziś była sarkastyczną, przebiegłą i nieobliczalną heretyczką ? Alice przyjeżdża do Nowego Orleanu... Jak zareaguje na wieść, że pierwotne wampiry są w m...