Klaus zaniósł mnie do rezydencji swojej rodziny. Położył moje ciało na łóżko, a sam usiadł na fotelu obok.
- Dahlia chciała..
- Wiem, słyszałem - przerwał mi. A wiec zanim mi pomógł, przysłuchiwał się mojej rozmowy z nią. Rozsądnie
- Wiec wytłumaczysz mi dlaczego uważa, ze te dziecko do niej należy - naprawdę mnie to zainteresowało. - Wspomniała coś o dawnej obietnicy. - dodałam patrząc na niego wymownie.
Jeśli to on obiecał jej swoje dziecko, to naprawdę jest kretynem. Nawet jeśli myślał, ze jest bezpłodny.- Podejrzewam, ze Esther maczała w tym palce - zacisną mocno szczękę- Mamy plan, który pomoże nam w obronie Hayley. Potrzebne nam do tego dwie czarownie, zgadzasz się? - spojrzał na mnie.
- Nie wypadałoby odmówić pierwotnej hybrydzie - uśmiechnęłam się lekko. - Jaki jest plan?
- Przyprowadzimy Hayley tutaj i rzucimy zaklęcie obronne. Nikt nie będzie w stanie ani wejść, ani wyjść z budynku. Freya już pracuje nad zaklęciem - zgodziłam się na przebywanie dwadzieścia cztery godziny na dobę z rodziną pierwotnych. Nudziła to ja się nie będę.
- Ściągając tutaj Hayley, złamiecie swoją własną zasadę. Wiesz co będzie, gdy Marcel się o tym dowie - wściekłe wampiry, wilkołaki pozbawione alfy i pierwotna czarownica. - To będzie wojna
- Dlatego zostanę na zewnątrz i zadbam o porządek - Klaus i porządek? Coś mi tu nie pasuje
- Nie żeby coś, ale na moje oko to ty jeszcze bardziej pogorszysz sprawę - podniosłam się do pozycji półsiedzącej - A w dodatku..
- Elijah zostanie ze mną
- I chcecie we dwóch walczyć z trzema gatunkami jednocześnie? To nie jest plan, a głupota
- To co twoim zdaniem powinienem zrobić? - widzę jak zacisną mocno pieści. Zdenerwował się.
Przez chwile siedzieliśmy w całkowitej ciszy.
- Zaproś Marcela na kolacje - powiedziałam - Pogódź się z nim - w końcu kiedyś byli dla siebie jak ojciec z synem. Początki odnowienia ich relacji mogą być trudne, ale dla bezpieczeństwa tego dziecka, warto - Tylko za jego rządów w Nowym Orleanie panował porządek
- Ni..
- Alice ma racje Niklausie - do salonu wszedł Elijah. - On jest w stanie ogarnąć ten bałagan bez niepotrzebnych ofiar i naszego ryzyka - poprawił marynarkę - Urządzimy bal. Przedyskutujemy na nim nasz rozejm i przywrócimy wampirom Marcela dostęp do centrum miasta. Oczywiście pod warunkiem, ze zgodzą się na nasze warunki.
- A jeśli nie? - dopytuje blondyn
- Zabijemy ich.
CZYTASZ
Old Friend | Mikaelson
Ma cà rồngCo takiego musiało się stać, aby Alice, niegdyś miła, wrażliwa na cudzą krzywdę dziewczyna, Dziś była sarkastyczną, przebiegłą i nieobliczalną heretyczką ? Alice przyjeżdża do Nowego Orleanu... Jak zareaguje na wieść, że pierwotne wampiry są w m...