Bonnie
Na początku czekałam, aż River mnie znajdzie. To było głupie i naiwne, bo nie zostawiłam mu najmniejszej wskazówki. Odnalezienie mnie było nierealne.
Mimo wszystko nie potrafiłam pozbawić się nadziei. W jakiś pokręcony sposób dawała mi ona siłę. Tak jak każde spojrzenie na nadgarstek. Na moją rzekę. Dzięki temu miałam ochotę codziennie wstawać z łóżka.
Zaczynanie od zera to coś, czego się nie spodziewałam.
Moja decyzja była trochę pochopna i niepewna. Do samego końca nie wiedziałam, jak wszystko potoczy się po przeprowadzce. Sądziłam, że może będę nadal utrzymywała kontakty z odpowiednimi osobami i obracała się w dobrze mi znanym przestępczym światku. Rozważałam też inną ewentualność, a mianowicie znalezienia nowych ludzi w nowym miejscu. Tyle że nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. A może po prostu nie chciałam...
Potraktowałam to jako szansę. Okazję, żeby sprawdzić, jak długo uda mi się żyć zgodnie z prawem.
Nie mogłam siedzieć bezczynnie, więc postanowiłam wrócić do zajmowania się grafiką. Kiedyś trochę się bawiłam komputerowym projektowaniem przeróżnych rzeczy, ale robiłam to wyłącznie dla siebie. Teraz też miało tak być, przynajmniej na początku, jednak traf chciał, że moja nowa sąsiadka okazała się wyjątkowo towarzyską osobą.
Charlie poznałam już w pierwszym tygodniu. Czułam się wtedy beznadziejnie, a ona stanęła w progu mojego domu z powitalnym upominkiem i zaproszeniem na kolację. Odmówiłam, licząc, że skutecznie się jej pozbędę. Poprosiła więc o numer telefonu. Nie miałam głowy do wymówek, dlatego zgodziłam się go jej podać. Z przyzwyczajenia omal nie podyktowałam poprzedniego, na szczęście w porę oprzytomniałam.
Następnego dnia otrzymałam esemesa z propozycją spotkania. Ponownie się wykręciłam. Kiedy jednak zaprosiła mnie po raz trzeci, uległam...
Co miałam do stracenia? Nic.
Jeśli uznałaby, że jestem beznadziejna, to przynajmniej miałabym spokój.
Kolacja tymczasem okazała się całkiem udana. Charlie i jej całkiem sympatyczny mąż, Cameron, byli mnie bardzo ciekawi, więc miałam niezłą gimnastykę umysłu. Chciałam jak najmniej kłamać, więc używałam wielu półprawd i niedomówień.
Od tamtego wieczoru spotkaliśmy się setki razy! I właśnie podczas którejś z wizyt moja nowa znajoma przyłapała mnie na grzebaniu w programie graficznym. Zobaczyła pracę, którą prawie zakończyłam i wpadła w zachwyt. Zapytała, czy zaprojektowałabym wizytówki dla firmy meblarskiej jej męża. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że podołam temu zadaniu.
Niestety później zaskoczyła mnie o wiele większym zleceniem. Opowiedziała o mnie swojemu znajomemu, Khaledowi, i podała namiary na mnie... Mężczyzna skontaktował się ze mną i wyjaśnił, że chciałby nawiązać dłuższą współpracę. Potrzebował osoby, która przygotowywałaby grafiki do reklam produktów sprzedawanych przez jego sklep muzyczny. Poprosił, żebym wysłała mu kilka swoich prac.
Zrobiłam to, wiedząc, że odmówi. Ani moje dzieła nie były wybitne, ani ja nie miałam wielkiej wiedzy muzycznej.
Ku mojemu zaskoczeniu dostałam tę robotę.
Wyobrażam sobie, że osłupienie, w które wprowadziła mnie jego decyzja, musiało być proporcjonalne do jego desperacji.
Nie zliczę, ile kursów online zrobiłam zaraz po podpisaniu umowy... Nie wiedzieć czemu zaczęło mi cholernie zależeć. Świat nie skończyłby się, gdybym została zwolniona, a jednak chciałam się wykazać. Sama przed sobą. Potrzebowałam udowodnić sobie, że tego nie spieprzę, że jest dla mnie jakaś nadzieja...
Nie spieprzyłam.
Świętuję dzisiaj pięć miesięcy pierwszej legalnej pracy. Oczywiście, tylko mi wiadomo o tym, że wcześniej nie żyłam zgodnie z prawem. Oficjalny powód spotkania to po prostu pięciomiesięcznica, a w uroczystej kolacji będą mi towarzyszyć Charlie i Cameron, którzy stali się kimś więcej niż sąsiadami oraz Khaled, który stał się kimś więcej niż szefem.
Postanowiłam się postarać i samodzielnie przygotować danie wieczoru, choć zapobiegawczo zaopatrzyłam lodówkę w potrawy gotowe go odgrzania. Jest spora szansa, że nie uda mi się odtworzyć enchilad, które kiedyś przyrządził dla nas River...
Robię jednak, co w mojej mocy, żeby przypomnieć sobie każdy krok. Kończę kroić paprykę i zatrzymuję się. Mrużę powieki, myślami cofając się do tamtej chwili. Znów siedzę na blacie, a on krząta się po swojej kuchni, nie mając na sobie koszulki. Gwałtownie otwieram oczy, bo wraca do mnie zbyt wiele wspomnień, których nie mogę do siebie dopuścić. Przeszłam długą drogę, żeby się podnieść, więc nie mogę teraz na własne życzenie się przewracać...
To był beznadziejny pomysł, żeby robić te enchilady.
Dokończę je, bo jestem w połowie i szkoda mi zmarnować składniki, ale nigdy więcej tego nie powtórzę.
Trochę improwizuję, trochę zerkam do Internetu i udaje mi się doprowadzić do wstawienia kolacji do piekarnika.
Straciłam zbyt wiele czasu na to gotowanie, więc prędko idę do garderoby, gdzie zrzucam z siebie dres i zakładam bardzo oficjalny, jak na mnie, strój, czyli czarną sukienkę. Poprawiam włosy, podmalowuję twarz i tak w ekspresowym tempie jestem uszykowana na przyjęcie gości.
W samą porę, ponieważ akurat rozlega się dzwonek do drzwi.
To Khaled. Założył garnitur, ale przyzwyczaiłam się do tego widoku, bo to raczej jego codzienny strój.
– Witaj – mówi, pochylając się i całując mnie w policzek.
– Witaj – odpowiadam, odbierając od niego bukiet róż. – Chodź do jadalni, Charlie i Cameron pewnie za moment będą.
Nie mylę się, już po kilku minutach dołączają do nas moi sąsiedzi i zasiadamy we czwórkę przy stole.
CZYTASZ
Follow the River ✔ 18+
Любовные романыBonita Jenkins obraca się w przestępczym świecie. Przyjmuje zlecenia na nielegalne transporty oraz bierze udział w wyścigach po bezdrożach wraz ze swoją koleżanką Christine oraz toksycznym znajomym Clyde'em, który jest w niej obsesyjnie zakochany. P...