51 RIVER

248 33 0
                                    

51

River

Wychodzę z biura i kieruję się w stronę samochodu. Za dnia prezentuje się jeszcze lepiej niż nocą. Jest tak perfekcyjny, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, że aż szkoda mi go eksploatować, jednak wiem, że z czasem mi przejdzie.

Jestem cholernie wdzięczny Bonnie za to, co wczoraj dla mnie zrobiła. Najchętniej od razu bym do niej pognał, ale potrzebuję pojechać do domu i na trochę pozostać sam na sam ze swoimi myślami.

W pracy nie było dziś lekko. Musiałem posprzątać po bałaganie związanym z Ashley, czego nie ułatwiał jeden natrętny, potencjalny klient, który wydzwaniał co kilkanaście minut. Zadawał jedno pytanie, rozłączał się i analizował moją odpowiedź, czytając mądrości z Google, po czym znów dzwonił z kolejnym zagadnieniem.

Poza tym nie zamierzam prześladować Bonity. Nie mogę teraz chcieć spędzać u niej każdej wolnej chwili, żeby nie poczuła się osaczona i nie pożałowała swojego wyznania.

Wjeżdżam na podwórko, a tym co już z daleka przykuwa moją uwagę jest duże, rude psisko. Pośpiesznie wysiadam z forda i ostrożnie podchodzę do drzwi. Zwierzę, przypominające mieszankę z golden retriverem, łasi się i merda ogonem, więc od razu się uspokajam. Najwyraźniej nie ma się czego bać.

Zauważam, że smycz przywiązana została do klamki. Odwiązuję ją i wchodzę z psem na korytarz. Kucam i natychmiast zostaję zaatakowany miłością w postaci oślinionego jęzora na moim policzku. Próbuję się obronić, a jednocześnie przyjrzeć temu, co zostało napisane na zawieszce przy obroży.

Ronnie.

Nie. Nie zrobiła tego.

Odchylam głowę, żeby spojrzeć w brązowe oczyska, która wpatrują się we mnie, jakby miały przed sobą miłość swojego życia, choć poznaliśmy się dwie minuty temu.

Co ja mam teraz zrobić?

Jak mam to rozumieć?

Mamy psa? Czy to ja mam psa?

Bonnie daje mi tym znak, że jest gotowa na więcej? Że to krok dalej? Czy po prostu spełnia kolejne moje marzenie?

Wstaję i wyciągam telefon, żeby do niej zadzwonić, ale ten zaczyna wibrować w mojej dłoni. Lake.

– No cześć – odzywam się.

Nie spodziewałem się telefonu od niego, więc nie mam pojęcia, co ma mi do powiedzenia.

– Stary, przykro mi, ale Sara nie żyje.

– Słucham? – pytam, nie rozumiejąc, co do mnie mówi.

– Sara nie żyje. To potwierdzone. Byłem na miejscu.

– Ja pierdolę...

– Przykro mi. Przyjadę wieczorem.

W słuchawce zostaje tylko głucha cisza, kontrastująca z hałasem w mojej głowie.

Sara nie żyje?

To niemożliwe.

Jak? Dlaczego?

To na pewno przez jakiś gang. Doigrała się... Wiedziałem, że tak się to skończy!

Kurwa mać!

Przecież ona była w ciąży...

Robi mi się słabo. Przechodzę do kuchni i nalewam sobie wody do szklanki, po czym opróżniam ją jednym łykiem.

To nie może być prawda.

A co jeśli to przez Bladesów? Albo przez Ashley? Co, jeśli w jakiś sposób przyczyniłem się z Bonitą do śmierci Sary i jej dziecka?

Follow the River ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz