Macie ochotę na trochę pokręconą historię mojego życia? Może to co usłyszycie będzie ciężkie do przetrawienia i nieco odległe, ale spróbujcie sobie wyobrazić.
Sądzę, że człowiek to prymitywna rasa ludzka i pomyśleć, że kiedyś sam byłem przypisywany do tego gatunku. Z biegiem czasu stałem się obcym, bo przecież nie wróciłem z powrotem, a przynajmniej nie w czasie, w którym mogliby się mnie spodziewać. Naukowcy od lat głowili się nad tym jaka planeta będzie idealna dla ludzkości, by spokojnie móc się osiedlić, gdy zniszczymy tą aktualną. Tak, rodzaj ludzki dążył do tego bardzo skutecznie. Podejmując tą decyzję nie wiedziałem na ile zostało jeszcze z niegdyś pięknych, zielonych terenów, ile z mórz i oceanów nadaje się jeszcze do spożytkowania, ale jedno wiedziałem na pewno. Moja ciekawość zaczynała przejmować nade mną kontrolę, a siła być albo nie być wygrała.
Pamiętam to jak dziś. Był 2096 rok, Ziemia wciąż istniała, ale czy życie na niej było takie jak kiedyś? To pytanie skutecznie spędzało mi sen z powiek. Zastanawiacie się pewnie, gdzie wtedy się znajdowałem skoro mówię jak o zupełnie obcym miejscu, o planecie na której dorastałem. Statek kosmiczny to jedyna słuszna odpowiedź. Jak to się stało? W 2023 roku ruszył SKY PROJECT, później nazywany PROXIMA PROJECT, w którym miałem okazję wziąć udział. Niegdyś byłem cenionym naukowcem, badający również nasz nieboskłon, aż do 2025 roku, w którym nastąpił przełom naszych badań. Odkryliśmy pewien niezbadany wcześniej punkt, który potem zwany przez nas "drugą ziemią" zajął obficie nasz badawczy czas. Jednak o losie jak bardzo się myliliśmy.
Tej wielkiej, skalistej kuli było daleko do warunków pozwalających na spokojne funkcjonowanie potencjalnemu człowiekowi. Brak atmosfery, liczne tereny skaliste, które za nic nie pozwalały na uprawy, w skutek czego nie byłaby możliwa jakkolwiek kolonizacja człowieka. Ingerencja w naturę nie wchodziła w grę, gdyż umówmy się nasza technologia posuwała się zdecydowanie za wolno, dlatego odpuściliśmy. Tak, my naukowcy z wysoko postawionej firmy tak zwyczajnie odpuściliśmy. Nie, żeby śmierć moich podopiecznych, z którymi wyruszyłem na zbadanie tego że cuda była dla tych zepsutych ludzi czymś istotnym. Pochowali mnie razem z nimi w galaktyce. Jako, że po wybuchu jednego z wulkanów znajdujących się na tej planecie śmierć poniosła właściwie cała moja ekipa składająca się z trzech osób włącznie ze mną, zostałem całkowicie sam.
Ja Louis Tomlinson, sam na wielkim statku od prawie 71 lat. Gdybym żył sobie normalnie jak na typowego astronautę przystało możliwe, że nie dałbym rady opowiedzieć wam czegokolwiek, świadczącego o tym, że coś takiego miało miejsce. Jednak co mi z tego było, gdy dla moich dawnych kompanów byłem już dawno martwy. Mój wiek mógł zdecydowanie na to wskazywać. W końcu nie codziennie dożywa się 101 lat.
Jak to się stało? Pragnę wam spieszyć z odpowiedzią. Żyjąc tyle czasu samotnie, mając aż zanadto wolnego czasu i znikome szanse na powrót, gdyż statek po wybuchu uległ znacznym uszkodzeniom, musiałem coś robić. Jako, że mieliśmy ze sobą trochę rzeczy, które dostaliśmy jako artykuły ostatniej deski ratunku, przyszła i chwila na nie. Powstało z tego coś, co dało mi możliwość przeżycia znacznie dłużej, niż potencjalny człowiek może. Udało mi się zbudować specjalną kapsułę czasową, która zamroziła na tyle skutecznie mój materiał genetyczny, nie pozwalając mu się za nic komórkowo rozmnażać ani dzielić. Skutkowało to zatrzymaniem mojego ciała w czasie.
Także tak, miałem 101 lat, teraz właściwie 103, ale kto by na to patrzył. Ważniejszą w istocie sprawą jest to, że posiadałem ciało 30-sto latka. Żyć nie umierać, czyż nie? Jednak jak to się stało, że obudziłem się dopiero w tym wieku, ani chwilę wcześniej, ani chwilę później? Mianowicie po tylu latach mój "dom" zaczął się sypać. Jądra wytwarzające energię napędową dla statku przestały pracować tak sprawnie, skutkując mniejszą mocą dostarczaną dla samej maszyny. Czas zrobił swoje, a metalowe elementy zaczęły skutecznie się zużywać, nie dbając o czas, bo czemu by miały.
Nieuniknione stało się poskromienie moich ciekawskich pozostałych komórek. Postanowiłem to zrobić. Nie pozostało mi nic innego w tej sytuacji. Byłem pewny, że ta wielka, kupa złomu nie pociągnie za długo, co wiązało się z moim końcem. Jeśli miałem jakiekolwiek szanse na przeżycie, to właśnie tam. Na planecie zwanej potocznie - Ziemią.
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
FanfictionLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...