- Wszystko będzie dobrze, Lou - powiedział cichutkim głosem wyższy. Leżał tuż koło mnie w łóżku wtulony w moją pierś. Jego sprężyste włosy pachniały tak świeżo, a loki rozproszyły się po całej mojej klatce, łaskocząc mnie. Ciche oddechy i ten subtelny uśmiech, który wywoływał tyle emocji w moim sercu.
- Wiem, Harry wiem - uśmiechnąłem się szczerze. Byłem przy nim, on przy mnie. Czy mógłbym wyobrazić sobie lepszy poranek?
- Poproszę całusa - powiedział cicho, unosząc głowę nad moją klatkę.
Szybko zmienił pozycję siadając na mnie okrakiem. Jego końce kosmyków łaskotały mnie w nos, przez co ostrożnie wsadziłem dłoń w jego pasma delikatnie je zakładając za jego ucho. Uśmiechnął się, a dołeczki skupiły całą uwagę na jego twarzy. Były takie urocze i małe, a nieodparta chęć wsadzenia tam kciuka była zbyt silna, by się powstrzymywać, więc to zrobiłem.
- No weź - zaśmiał się dźwięcznie, a melodia jego chichotu rozniosła się po całej chatce. Chwycił moją dłoń delikatnie składając na jej wierzchu pocałunek, po czym złapał mnie za nadgarstki i przycisnął mocniej do poduszki.
- Harry… - wysypałem podekscytowany. O niebiosa, jak dawno nie byłem w takiej sytuacji, nawet nie pomyślałbym, że kiedyś się ziści.
- Nie chciałeś mi dać, więc wezmę sobie sam - uśmiechnął się chytrze, nachylając się nad moją twarzą.
Słodki powiew otulił mój policzek i szyję, do której przyległ swoimi pulchnymi ustami, zostawiając na niej mały, czerwony ślad. Zaczął przemieszczać się powoli pocałunkami wzdłuż szyi do góry, zostawiając za sobą małe pocałunki. Serce biło mi jak szalone, a ciało zaczęło lekko wyginać się pod naciskiem jego dłoni. To było dobre, naprawdę dobre. Westchnąłem cicho, biorąc głębszy wdech, gdy niespodziewanie i gwałtownie przywarł do moim ust. Słodycz, która poczułem zawirowała mi w głowie. Subtelnie składał małe pocałunki na mych wargach, co raz patrząc na moją rozanieloną twarz, uśmiechając się przy tym uroczo.
Gdy nasze języki zaczęły toczyć ostrożną walkę o dominację, jego uścisk na mych dłoniach się rozluźnił przez co dostałem więcej swobody. Nie czekałem, gdy nasze usta wirowały w szalonym tańcu cichych oddechów i przejąłem inicjatywę. Szybko obróciłem jego ciało do mojej poprzedniej pozycji na co zaskoczony westchnął.
- Louuu - wysapał głośniej, a ma skóra pokryła się gęsią skórką od jego niskiego tonu głosu. Nigdy go nie słyszałem, ale już wtedy nie chciałem by ktoś inny powodował u niego ten sam głęboki głos, nikt inny nie miał do niego prawa, tylko ja. Wyłącznie ja, był mój, na zawsze.
Splotłem palce z jego palcami na miękkiej poduszce. Oddychał głośno, a jabłko adama unosiło się z każdym szybszym przełknięciem śliny. Był taki uroczy we wszystkim co robił. Przytrzymując jego dłonie ostrożnie zbliżyłem swoją twarz do jego. Jego usta były delikatnie rozwarte, jakby czekały na więcej, a ja nie wahałem się mu tego nie dać. Wpiłem się ponownie w tą słodycz, czując tak cudowną fakturę jego miękkich warg. Jego język zaprosił mnie do ponownej walki, która stała się zawzięta, a z każdym oddechem intensywniejsza.
Sapał prosto w me usta, a oczy delikatnie przymknięte otulał wachlarz długich rzęs. Zieleń jego tęczówek zamazywala się z moim błękitem, gdy tylko udało nam się spotkać wzrokiem.
Kochałem to co ze mną robił, kochałem jego skórę, duże dłonie i szyję, która mógłbym podziwiać codziennie. Oznaczałbym ją, pokazując każdemu na świecie, że jest tylko mój, na zawsze.
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
Fiksi PenggemarLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...