Rozdział 32

68 11 0
                                    

Naprawdę nie dowierzałem, że gdy tylko otworzyłem oczy wciąż czułem ciepłe ciało wtulone w mój tors. Ostrożnie otwierałem powieki jakbym bał się, że to uczucie przeminie, gdy tylko szerzej je otworzę. Ku mojemu zaskoczeniu tak się nie stało. Zamrugałem parę razy by upewnić się, że wciąż jest przy mnie, gdy nagle złapał mnie okropny skurcz w łydce. Poruszyłem się niespokojnie, szybko budząc tym ruchem Harrego. Chwilę potem zorientowałem się, że śpimy na podłodze okryci jedynie kołdrą. Byłem pewny, że Niall musiał mieć w tym swój udział. Nie do końca pamiętałem co się stało, że obudziliśmy się właśnie w tym miejscu, ale nie to potrzebne było mi do szczęścia. Moje szczęście wpatrywało się w niemałym szoku w przestrzeń dookoła, co raz krzyżując się z mym wzrokiem. Szybko jednak podniósł się do pionu, a ja jeszcze lekko zaspany zacząłem rozprostować zdrętwiałą nogę.

- Jaaaak? - wyjąkał jedynie z wielkim przerażeniem w oczach. Może potrafiłbym mu to jakoś wytłumaczyć, starałbym się, ale wszystkie plany legły w gruzach, gdy tylko się odwróciliśmy a Horan wpatrywał się w nas z zabójczym uśmiechem, podpierając się na dłoniach. Przysięgam kochałem go jak brata, ale wtedy ach….

- Jak się spało? - zapytał jak gdyby nic. Twarz Harrego pobladła to tego stopnia, że naprawdę byłem już gotowy, gdyby zemdlał i przywitał twarzą twarde drewno na podłodze. Owszem był gotowy by mu to oznajmić, ale nie w taki sposób.

- Ja… - zająknął się ponownie. Jego usta delikatnie się otworzyły, ale żadne słowa z nich nie wyszły. Naprawdę myślałem, że go zabije, a jedyne co mogłem zrobić w tamtym momencie to brutalne spojrzenie w jego stronę. Niestety ten jakby nie zrozumiał aluzji i kontynuował.

- Przykryłem was, żebyście nie zmarzli - uśmiechnął się szczerze, ale czym więcej szczerości było w jego słowach, tym bardziej Harry się pogrążał.

Szybko wstałem, nawet nie zważając na tą cholerną nogę i podszedłem do niego. Stał w jednej pozycji nie zdolny do jakiegokolwiek ruchu, brakowało tylko, żeby Niall spytał czy wszystko w okay, burząc tym wszystko co udało mi się z nim wypracować.

- Wszystko w porządku? - zapytał ku mojemu nieszczęściu i psychicznym załamaniu kręconowłosego. Tego było za wiele.

Harry nie wiele myśląc, odwrócił się na pięcie i dosłownie tak jak stał wybiegł bez okrycia wierzchniego na zewnątrz. Niall spojrzał się jedynie nie jasno na mnie i już chciał coś powiedzieć, ale skutecznie mu przerwałem.

- Błagam Cię, nic już nie mów! - krzyknąłem na odchodne nim zatrzasnąłem za nami drzwi, zostawiając go zapewne tak samo skołowanego jak on Harrego.

Lodowaty wiatr uderzył w moją pierś, nim  zdążyłem porządnie zamknąć za sobą drzwi. Drzewa gięły się niesamowicie na prawo i lewo, a patrząc na niektóre z nich wręcz modliłem się by nie walnęło któreś z nich w tą chatkę. Przysiadłem się już z lekka trzęsąc zębami do chłopaka, który siedział na ławce i wyglądał, jakby pogoda mu zupełnie nie przeszkadzała. Myślał, oj tak, bardzo intensywnie. Między jego brwiami odznaczyła się głębsza zmarszczka, a spierzchnięte usta, które przygryzał nabierały iście różowego koloru.

- Harry? - sapnąłem cicho, by go nie wystraszyć.

- On nie tak miał się dowiedzieć, Lou… - powiedział na granicy płaczu, a moje serce rozpadło się na pół. Łzy zbierały się w kącikach tych cudownych żabich oczu, a ja jedyne o czym myślałem, to by go przytulić, ale on potrzebował słów. Tak, Harry zawsze potrzebował właściwych słów, w czym ja nie byłem dobry, ale musiałem spróbować.

- Posłuchaj, czasem tak bywa, że idzie coś nie tak. Życie nie może być ułożone pod nasz własny scenariusz, ale uwierz ta historia jest dobra. Nie stało się nic złego - powiedziałem nawet nie dowierzając, że takie słowa właśnie wypływały z moich ust.

- Ale on teraz pomyśli, że ja to przed nim ukrywałem. A to przecież nieprawda, sam dopiero to zrozumiałem i potrzebowałem czasu by mu to… - zaczął wręcz na jednym wydechu. Głos niemiłosiernie wpadał w różne tonacje, a po twarzy widziałem, że granicą między płaczem, a powstrzymywaniem go jest bardzo cienka, wtem dołączył do nas Niall.

- Nie musisz mi nic tłumaczyć, Harry - zaczął spokojnie blondyn, kucając tuż naprzeciwko przyjaciela.

Ten niepewnie podniósł na niego wzrok i ze łzą spływającą po jego rumianym policzku szepnął
-... przepraszam, naprawdę to nie tak miało wyglądać, ja sam… - zająknął się, ale płacz uderzył tak intensywnie, że nie był w stanie już potem zrobić nic prócz cichego szlochania. Niall natychmiast go przytulił, szczelnie otulając go swym ciałem.

- No już dobrze, Harry. Zawsze będziesz moim dużym bratem - powiedział, całując go w czoło.

W ciągu paru chwil chłopak uspokoił się na tyle byśmy mogli wrócić do chatki. Przysięgam, że jeszcze chwilę, a odmarzłby mi tyłek. Usiedliśmy przy rozpalonej kuchni, by się trochę ogrzać, narzucając na siebie duży, wełniany koc. Siedzieliśmy jeszcze dłuższy czas ogrzewając zmarznięte ciała, nim wszystko między naszą trójką nie zostało wyjaśnione, a ciała nie wróciły do normalnej, komfortowej temperatury.

~^~^~

Przyszła i zima. Skuta lodem grudniowa wioska wcale nie przypominała tej bajecznej krainy jak latem. Wiatr hulał po naszej chatce zagnieżdżając się praktycznie w każdym kącie domu, prócz małego kwadratu przy kuchni, w której non stop było palone. Tam właśnie było nasze miejsce, w którym nie raz woleliśmy spać na materacach na drewnianych deskach, niż w łóżkach odmrażając sobie tyłki.

Relacja między mną, a Harrym się pogłębiła, jednakże wciąż był problem z chociażby złapaniem za rękę przy Niallu. Nie raz poruszaliśmy podczas nocnych rozmów przy kuchni ten temat, a Harry zdawał się rozumieć, że jego przyjaciel nie ma nic przeciwko ba, że wręcz nas wspiera i dałby się pokroić za nas. Jednak w praktyce było nieco zgrzytów. Uciekał od dotyku, ale jedynie przy przyjacielu jakby bał się, że Niall gwałtownie zmieni zdanie i nie zaakceptuje faktu o jego homoseksualnosci. Przechodziły mi nawet przez myśl gorsze rzeczy. Zacząłem się bać, że zwyczajnie przestałem być dla niego kimś ważnym.

- Za tydzień wigilia, macie jakieś ozdoby na choinkę? - zapytałem z czystej ciekawości. Przecież ich święta mogły wyglądać zupełnie inaczej, a pewne zasady wpojone mojemu pokoleniu mogły ulec konkretnej zmianie. Siedzieliśmy wtedy przy stole z kocami na plecach, by choć trochę nie czuć tego przewiewu, który otulał swoim lodowatym powiewem całą chatkę.

- Ozdoby? Masz na myśli szyszki i cukierki? - zapytał najwyraźniej zaskoczony blondyn. Harry również otworzył usta by coś powiedzieć, ale przyjaciel musiał go uprzedzić, gdyż szybko zrezygnował.

- U nas wieszało się bombki, takie szklane bądź plastikowe kulę oraz łańcuchy ozdobne - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie świąt. To był najlepszy okres za dzieciaka. Zapach pierniczków o poranku i ciepłe kakao z rana było najlepszą chwilą, która wyryła się w mojej pamięci, no może nie licząc prezentów.

- Takie jak dla piesków? - zapytał rozbawionym głosem Harry. - Strasznie dużo igieł musiało opadać wokół - zaśmiał się szturchając Nialla po naszej lewej stronie, na co ten również wpadł w rechot.

- Nie głuptasie. One były lekkie takie niczym piórka ptaków - odparłem, oczami wyobraźni widząc te ciężkie łańcuchy, psujące cały efekt świąt w jednej sekundzie.

- Hmm - sapnął wyższy. Sięgnął po swój kubek gorącej herbaty od razu rozdając resztę nam. Było miło i przytulnie, a ja dowiadywałem się coraz więcej rzeczy, które nie ukrywam bardzo mnie ciekawiły.

- A może zrobimy takie łańcuchy sami? - zapytał nagle blondyn. Zaczął rozglądać się dookoła wypatrując czegoś co zapewne mogłoby imitować moje łańcuchy dzieciństwa.

- Nie mamy takich rzeczy, Niall - sapnął lekko zawiedziony wyższy. - Ale może… - kręconowłosy zagryzł wargę -... może uda nam się… - nie dokończył szybko odstawiając herbatę na bok, a ta o mało co nie wylała się tuż pod moje ubrane w grube skarpety stopy i szybko wybiegł do drugiego pomieszczenia.

Spojrzeliśmy się niejasno z Niallem na siebie, spodziewając się wszystkiego, dosłownie. Czułem, że może być ciekawie.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz