- No chodź, Louis! Nie chce zmoknąć jeszcze bardziej! - rozchodził się w oddali głos kręconowłosego. Był zdecydowanie dalej niż ja, gdyż skubany wyprzedził mnie przy ostatnim zakręcie. Nie miałem siły, by to nadrobić. Było mi już naprawdę obojętne, gdy i tak nie do końca suche ubrania, skutecznie przykleiły się do mojego ciała. Ulewa złapała nas około godzinę drogi do domu.
- Nie dam rady, przysięgam! - odkrzyknąłem, nagle stając w miejscu. Spojrzałem w niebo, a krople z niego płynące nakapały mi w oczy, przez co przez chwilę nic nie wiedziałem. Gdzie się do licha podziały wtedy parasolki? Nie pogardziłbym wtedy taką, przysięgam.
- No dawaj, inaczej zastanie nas noc... - sapnął z żalem w głosie chłopak tuż przy mojej twarzy. Szybko pokonał dystans między nami, podbiegając do mnie.
- Nogi mi odpadają, nie jestem w tym dobry - prychnąłem z lekka wściekły. Tęskniłem za deszczem, ale mówiąc to nie miałem na myśli, że ma mnie zmoczyć od stóp do głów. Chłopak zaśmiał się jedynie, podając mi dłoń.
- Twoje nogi muszą dać radę, naprawdę już niedaleko - sapnął, poprawiając drugą dłonią zroszone włosy, z której małe kropelki spływały mi tuż za kołnierzyk. Pociągnął mnie lodowatą dłonią do przodu, a ja jakby odzyskałem czucie w nogach. Naprawdę jego dotyk był nieposkromionym, wręcz idealnym mobilizatorem.
Olałem ból i zaczęliśmy ponownie bieg. Co chwila łapałem zadyszkę, ale wzorując się na miarowych oddechach chłopaka obok zacząłem w końcu za nim nadążać. Możliwe też, że nieco zwolnił, ale trzymajmy się mojej wersji. Długi bieg zmienił się w kłębek myśli, który skutecznie utrudnił ze mną kontakt. Nie, żeby pogoda i warunki pozwoliły na jakąkolwiek miłą pogawędkę, zwłaszcza po tym jak wrzuciłem go do jeziora. Ledwo widziałem na oczy, a krople coraz to większej ulewy spływały po moim czole, policzkach i nosie. Harry wydawał się biec na oślep, jak gdyby znał te drogi już na pamięć. Nie mogłem przecież tego wykluczyć. Nim burza przyłączyła się do akompaniamentu deszczu zdążyliśmy dobiec do chatki.
- O jezuu, szybko wchodźcie do środka! - krzyknął blond chłopak, zastając nas w progu drzwi tuż o zachodzie słońca. Nasze dłonie rozłączyły się, gdy tylko Niall spojrzał zaciekawionym wzrokiem, przez co oboje się nieco speszyliśmy. To było zdecydowanie dziwne, ale przyjemne.
Gdy weszliśmy do domku, szybko otuliło nas ciepło w nim panujące. Kaflowa kuchnia skutecznie ocieplała idealną temperaturą wszystkie pomieszczenia. Każdy z nas w innym kącie zdjął z siebie mokre ubrania, które zabrał od nas Niall. Rozwiesił je na sznurku koło kuchni, a nas przyodział w bardzo podobne zestawy ubrań. Miękka jasna bluzka wraz z prostymi jasnymi spodenkami.
- Wyglądam jak syn piekarza - uśmiechnąłem się pod nosem, lecz usłyszeli to obaj współtowarzysze. Niall nieco to ignorując podszedł do mnie, wciskając mi w dłonie kubek ciepłej herbaty i zaprosił do stołu.
Harry wyglądał wtedy jak zmokła kura, doskonale to pamiętam. Jednak było w tym coś, co sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Było mi głupio, że wrzuciłem go tego jeziora, ale było jak było. Musieliśmy oboje to przetrawić.
- Deszcz nie zostawił na was ani grama suchej nitki - zaśmiał się blondyn. Trzymał w dłoniach gliniany kubek i siorbał herbatę co parę chwil, uważnie wpatrując się to na telepiącego się współlokatora, a co chwilę na mnie.
- Nie, żebym wcześniej był suchy - prychnął zgryźliwie Harry, na co jedynie pokręciłem nieporadnie głową.
- Wcześniej też złapało was gdzieś po drodze? - zapytał całkiem zaciekawiony chłopak.
- Złapało i prawie utopiło, ale to inna sprawa - zaśmiał się kręconowłosy. Odetchnąłem wtedy z ulgą, wydawać mogłoby się, że mi wybaczył i chyba właśnie to w tamtym momencie potwierdził.
- Nic nie rozumiem, ale no nieważne - machnął dłonią chłopak. - A jak rozmowa z moim ojcem? - zapytał blondyn, przenosząc już całkowicie swoją uwagę wyłącznie na mnie.
- Dużo się dowiedziałem, potwierdziłem to co myślałem, że się stało - odparłem.
- Regres? - zapytał Niall.
- Zdecydowanie - kiwnąłem głową, dodatkowo potwierdzając wypowiedziane słowa.
- I pomyśleć, że historie mojego taty były jednak prawdziwe... dziwne to wszystko - sapnął chłopak, drapiąc się po głowie. Odstawił na stół swój pusty już kubek i odwrócił się w stronę Harrego.
- No cóż, czasu nie cofniemy. Możemy jedynie gnać do przodu i się rozwijać - uśmiechnąłem się wdzięcznie, czując się zdecydowanie zbyt mądrze. Zamoczyłem usta w herbacie, rozkoszując się ciepłym naparem.
- Skoro kąpiel mamy z głowy, ja bym się chętnie położył - oświadczył Harry. Jego oczy były zdecydowanie zmęczone. Powieki co chwila podczas naszej dyskusji z Niallem się zamykały, a trzymanie ich na siłę nie miało najmniejszego sensu.
Chłopak odszedł od nas życząc nam miłej nocy, a ja zostałem. Mój kubek był w połowie pełny, więc czemu miałbym odchodzić. Nie byłem bardzo zmęczony, a ciepły wywar dobrze mi robił na brzuchu.
- Teraz już rozumiesz czemu wciąż żyjesz - zaśmiał się Niall.
- Zdecydowanie to dobre wytłumaczenie - odparłem. - Mógłbym tu jeszcze trochę zostać? Nie wiem gdzie mam się podziać, postaram się coś wymyślić - zapytałem, byłem lekko zagubiony.
- Jasne, zostań ile potrzebujesz. Harry chyba Cię polubił, ja także, więc nie widzę przeciwwskazań - zaśmiał się.
- Pomogę wam na roli, tak mogę odwdzięczyć się za dach nad głową - powiedziałem, odstawiając już całkowicie pusty kubek na drewniany stół.
- Trzecie ręce mile widziane, Louis - uśmiechnął się wdzięcznie blond chłopak.
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
FanfictionLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...