Rozdział 5

122 23 1
                                    

Minął bliżej nieokreślony czas, w którym ponownie pogrążyłem się we śnie. Mój organizm musiał być wykończony, a ból poprzez solidne obicia przejął kontrolę nad ciałem. Musiałem się zregenerować, a sen był do tego najlepszym półśrodkiem. Obudziłem się z czymś na głowie. Ostrożnie ją dotknąłem, dokładnie badając. Od razu wyczułem włókna materiału dokładnie owinięte wokół mojej głowy, przysłaniające tym ranę.

- Jak się czujesz, kolego? - zapytał uśmiechnięty blondyn. Podał mi gliniany kubek z wodą, wskazując bym śmiało wypił. Nie wahałem się ani chwili. Nie powiem posmak gliny był nieco dziwną odmianą dla kogoś, kto pół życia używał szkła, a drugie pół metalu.

- Chyba lepiej, trochę mi się kręci w głowie - zacząłem mówiąc zgodnie z prawdą. Puste naczynie oddałem ostrożnie w jego dłonie i podziękowałem skinieniem.

- Musisz jeszcze odpocząć. Jesteś głodny? Mamy zupę, którą właśnie upichcił o tamten jegomość - zaśmiał się chłopak, wskazując otwartą dłonią na kręconowłosego, który mieszał drewnianą łyżka w małym garnku pośrodku starej, kaflowej kuchni. Nadal nie dowierzałem jak znalazłem się w tym wszystkim i jak do tego doszło. Technologia zaliczyła mocny breakdown, a ja musiałem dowiedzieć się co poszło nie tak.

- Jeśli mogę to z chęcią - uśmiechnąłem się życzliwie. Na samo słowo zupa mój żołądek ścisnął się w mały supełek, a ślinianki zaczęły pracę na pełnych obrotach.

- Nie po to pytałem, by robić Ci smaka i zostawić - zarechotał blondyn. - Ale gdzie moje maniery, jestem Niall, a tam jest mój przyjaciel Harry - ponownie wskazał na chłopaka, który odwrócił się do nas i uśmiechnął znikomo. Na jego twarzy pojawiła się dziwna zmarszczka pomiędzy brwiami i wyglądał jakby intensywnie nad czymś myślał.

Tak więc Niall podał mi dłoń i powoli pomógł mi wstać. Zasiedliśmy we trójkę przy stole i po chwili dołączył do nas Harry wraz z porcjami cudownie pachnącej zupy w glinianym talerzu. Ostrożnie włożyłem w nią łyżkę i zamieszałem. Mocny zapach rozszedł się wokoło, a zawartością chwilę potem wylądowała w moich ustach. Nie potrafiłbym nazwać rodzaju tej zupy, ale smaku nie mogłem jej odmówić. Była przepyszna, a mieszanka prawdziwych warzyw i przypraw cudownie rozpływała się na podniebieniu. Co chwilę łapałem kontakt wzrokowy z kręconowłosym, ale natychmiast go urywałem. Doskonale wiedziałem, że mogą posypać się pytania, których wolałem wtedy uniknąć. Bo jak miałbym wytłumaczyć komuś, kto żyje w drewnianym domku i je z glinianej miski, że w sumie to mam 101 lat i przybywam z kosmosu.

To jaką abstrakcją było dla mnie to, że właśnie wylądowałem w jakimś średniowieczu, to równie taką samą była zapewne dla tych dwóch mój niespodziewany przylot. Powinienem być wdzięczny, że nie spalili mnie na stosie, czy coś w tym rodzaju.

Noc zapadła szybko, a niewyjaśnione kwestie były wciąż nie znane. Zdążyłem jedynie się przedstawić i po wykąpaniu się w pobliskiej rzece poszedłem spać. To było ponad mój umysł, nawet jak dla mnie. Bo kto by się spodziewał, że ziemia zatoczy koło i wróci się do punktu wyjścia? Na pewno nie ja, a kąpiel w rzece nieco ściągnęła mnie do zastałej rzeczywistości.

~^~^~

Zaczął się kolejny dzień. Mój organizm pracował już na pełnych obrotach, a płuca powoli przyzwyczajały się do czystego powietrza jak nigdy wcześniej. Zapach drewna dość intensywnie uderzył mnie po nozdrzach, a ciche chrapanie na jednym z trzech łóżek skutecznie dokonało czynu obudzenia. Przetarłem zaspane oczy i rozejrzałem się dookoła. Cichy stukot deszczu uderzał o szyby tego domku, lekko osiadając w mojej pamięci. Tak dawno nie pamiętałem jakie to uczucie, gdy pada. W kosmosie nie mogłem tego doświadczyć, a również za tym tęskniłem.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz