Rozdział 12

98 17 49
                                    

Naprawdę myślałem, że żartuje. Byłem wręcz pewny, że się zwyczajnie zgrywa. Niewiele myśląc, pociągnąłem go za dłoń i niekontrolowanie zjechaliśmy po piasku wprost do dość głębokiej wody w jeziorze. Zaśmiałem się, gdy krzyknął niczym panna w opałach, lecz po chwili przestało być mi do śmiechu. Chłopak zwyczajnie zaczął się topić.

- O boże! - krzyknąłem, przerażony swoją głupotą i natychmiast rzuciłem się za nim. Szybko złapałem go w pasie, gdy oszołomiony próbował za wszelką cenę złapać powietrza. Szamotał się jak opętany, a ja za wszelką cenę próbowałem go uspokoić.

- Jesteś popieprzony! - krzyknął nagle, mocno łapiąc mnie za szyję. - Jesteś chorym, psychopatycznym idiotą! - darł się wręcz mi do ucha, rozpaczliwie wciskając swoje długie palce w moją szyję.

- Skąd mogłem wiedzieć, że nie umiesz pływać - sapnąłem cicho, co tylko go podburzylo. Zaczął się szamotać, chcąc jak najszybciej wydostać się tej wody.

- Wyciągnij mnie stąd, ale już! - wydarł się, aż odsunąłem głowę. Jego policzek mocno przylegał do mojego, a dłonie oplatały mnie całego. Był mocno roztrzęsiony.

Zacząłem iść z chłopakiem, który wręcz przylegał do mnie dramatycznie całym ciałem w kierunku lądu. Jego objęcia natychmiast zniknęły, gdy dotknął mokrą stopą trawy. Byliśmy cali mokrzy, od stóp do głów, ale okłamałbym samego siebie mówiąc, że to mi się nie podobało. Było mi chłodno, a to było relaksujące w takim upale. Chłopak skulił się w kulkę na brzegu, dramatycznie łapiąc powietrze.

- Chciałeś mnie zabić?! - wybuch nagle, a ja odsunąłem się od niego, by nie oberwać. Furia wręcz wirowała w jego oczach.

- Przepraszam myślałem, że umiesz pływać - zacząłem ponownie, ale przerwał mi.

- Myślisz, że to Cię usprawiedliwia?! - prychnął wciąż poirytowany i walnął pięścią o trawę. Naprawdę się wystraszyłem.

- Przepraszam, co mam więcej powiedzieć? - zapytałem cicho, nie chcąc go podburzać, ale każde moje kolejne słowa działały na niego jak czerwona płachta na byka.

- Jesteś okropny! Naprawdę masz nie po kolei! - krzyczał wręcz na granicy płaczu. Naprawdę nie rozumiałem co się dzieje. Przysunąłem się do niego pragnąć go uspokoić. Nie wiedziałem czy to jednak dobry pomysł, ale zaryzykowałem.

- Spokojnie, naprawdę nie chciałem... - powiedziałem, kładąc mu dłoń na ramieniu, którą natychmiast odrzucił. Widziałem jak małe krople łez natychmiast zaczęły podążać po jego rumianych policzkach i roztrzęsionej wardze.

Boże, czułem się okropnie. Chłopak zaczął płakać kuląc się w małą kulkę, a jego pewność siebie jak szybko pojawiła się, tak szybko zniknęła. Niewiele myśląc ponownie położyłem dłoń na jego ramieniu, chcąc go jakoś przeprosić, przecież pokazałem skruchę, tak?

- Zostaw mnie - sapnął cicho przez łzy.

- Ale... - zacząłem.

- Proszę, Louis - powiedział, próbując uspokoić szybkie oddechy i stłumić płacz, nieskutecznie.

Co mogłem zrobić, byłem nieodpowiedzialny, ale nie zostało mi nic innego. Jedyne co przyszło mi na myśl to, żeby go przytulić. Gdy byłem zły, bądź załamany to moi rodzice zawsze tak robili, więc było to dla mnie naturalne. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego nie zwracając uwagi na słowa i położyłem rękę na jego barku, chcąc go do siebie przyciągnąć. Stawiał opór w paru chwilach unikając jakiegokolwiek dotyku, by parę minut potem ulec i wtulić się w moją klatkę.

To było takie dziwne, jednocześnie... niesamowite? Z biegiem czasu mogę śmiało stwierdzić, że owszem, ale wtedy? Byłem zaskoczony bliskością, którą mi podarował. Nie potrafiłem tak szybko przyzwyczaić się do aż takiej bliskości, to było zbyt odległe.

- Przepraszam - sapnął cicho, gwałtownie odrywając się ode mnie. - Nie powinienem - ledwo wypowiedział, odrywając swoją mokrą koszulkę od ciała. Był taki szczupły, miał szerokie ramiona i lekko widoczne mięśnie. Zarysowana szczęka delikatnie odgniotła się na materiale mojej koszulki, przylegając do mej piersi zdecydowanie mocniej, niż powinna. Powiedzmy sobie szczerze, czułem się lekko odurzony całym zajściem, nie żeby to zmieniło fakt, że byłem temu wszystkiemu winny, ale czy tego żałowałem? Kto wie...

- Mój błąd, Harry. Wybacz, mogłem dopytać. Ta pogoda wali mi na głowę - zaśmiałem się, próbując obejść jak najszerszym łukiem tą sytuację.

- Mi też, jak widać - uśmiechnął się lekko, szybko ścierając pozostałości łez z różowych policzków. Jego oklapnięte loki wyglądały dość zabawnie.

Wtem pogoda nieco zaczęła się zmieniać, czego nie zauważyliśmy wcześniej. Słońce zniknęło z horyzontu, a ciemne chmury skutecznie zakryły jego blask. Zrobiło się szaro, a chmury nadciągały za nami.

Spojrzeliśmy skrzywieni w niebo, szybko przenosząc tęczówki na siebie. Wcale nie było nam do śmiechu. Nie dość, że byliśmy mokrzy z mojej winy to wiatr skutecznie zaczął hulać nam po żebrach, nie za specjalnie pomagając w wyschnięciu nasiąkniętemu materiałowi. To stało się tak niespodziewanie, niczym w kalejdoskopie.

Szybko chwyciliśmy w dłonie sakiewki wraz z wodą i truchtem wróciliśmy na drogę główną do chatki. Przez dobre pół godziny szliśmy naprawdę szybkim tempem, a ubrania wydawały się wysychać, gdy nagle poczułem na swoim czole mała, delikatną kropelkę. I o losie, gdyby ktoś powiedział mi jakie ilości wody zwiastuje, zdecydowanie zaczęlibyśmy biec, co prędzej czy później i tak musieliśmy wykonać.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz