Wszędzie śnieg, delikatny przewiew w kątach domu, który nie był tak uciążliwy przez gorącą atmosferę świąteczną. Na stole paliły się cztery małe świece z lekka przyozdabiając potrawy, które udało nam się razem we trójkę przygotować. Piękny karp błyszczał w glinianym naczyniu, a strączkowa sałatka w bardzo zielonych kolorach prezentowała się na dwóch rogach stołu. Lniany obrus zdobił ten mały, ale jakże elegancki stół. Napój w kolorze czerwonym z zaparzonych ziół idealnie odzwierciedlał mój dawny barszcz, którego nigdy tak naprawdę nie lubiłem, ale piłem go, by nie zrobić przykrości swojej mamie.
Było ciepło, miło i radośnie. W kącie salonu stała ogromna choinka zajmująca właściwie połowę pomieszczenia. Na niej wisiały dumnie łańcuchy wykonane przez nas tydzień temu, a na końcach poszczególnych gałązek małe szyszki.
- Zaraz pierwsza gwiazdka - oświadczył bardzo zniecierpliwiony blondyn. Czekał już od południa by ujrzeć jakąkolwiek. Oczywiście do ze względu na głód, który cisnął jego żołądek już od południa. Potrafił naprawdę dużo wciągnąć, a ja nie miałem pojęcia gdzie mu się to mieściło.
- Idziemy oglądać? - zapytał Harry, poprawił delikatnie naczynie na rogu stołu, by przypadkiem nie spadło, bardzo ściągając tym uwagę głodnego przyjaciela.
- Błagam was, zjedzmy już coś. Umieram - sapnął blondyn, jakby nie jadł nic od rana. Jadł i to wcale nie mało, ale taki już jego urok.
- Oglądacie gwiazdy w wigilię? - byłem tym zaciekawiony. Nie spotkałem się z tym w moich czasach, ale brzmiało ciekawie. - Jestem za - uśmiechnąłem się delikatnie, zerkając w stronę Harrego.
Niall jedynie cicho sapnął zawiedziony i przekręcił oczami. Bycie wielkim fanem naszych poczynań zjechało na drugi plan, gdy w rolę wchodził jego wilczy apetyt.
- Nie często zgadzam się z tym jegomościem... - wskazałem otwartą dłonią na chłopaka -... ale sądzę, że najpierw powinniśmy zjeść, jest przecież wigilia - syknąłem ku radości przyjaciela. Harry jedynie uśmiechnął się nieporadnie i przytaknął, gdyż nie pozostało mu za wiele, nie chciał przecież kłócić się w taki wieczór z przyjacielem.
Zaczęliśmy konsumpcję, ale zanim to nastąpiło, postanowiłem wstać i coś powiedzieć. U mnie w rodzinie to był coroczny zwyczaj, najstarsza osoba w rodzinie wstawała i składała życzenia, dziękując za kolejny rok razem. Nie chciałem za nic tego przerywać, lubiłem to.
Obaj spojrzał się na mnie nieco zdezorientowani, gdy stanąłem niemal na baczność, lekko odchrząkując chrypkę na gardle. Traktowałem ich jak rodzinę, jak kogoś naprawdę najważniejszego na tym świecie, więc wziąłem głęboki wdech i zacząłem.
- Dziękuję, że jestem tutaj. Nie wiem gdzie podziałbym, gdyby nie wy. Jesteście niesamowici, to jak żyjecie i ten uroczy dom... - wziąłem ponownie szybszy wdech, a moja klatka zadrżała -... dziękuję za to, że codziennie możemy spotykać się przy posiłku, a ten dziś jest wyjątkowy. Wszystkiego najlepszego z okazji świąt - wyspałem ściszonym głosem, ledwo trzymając się na nogach. Naprawdę się zestresowałam, a serce biło mi jak szalone, nigdy nie lubiłem publicznych wystąpień, ale wtedy tego chciałem.
Chłopcy jeszcze przez chwilę patrzyli się na mnie z naprawdę dużym zaskoczeniem na twarzach, jednak szybko to się zmieniło. Podeszli obaj do mnie i mnie mocno przytulili. Chłodne dłonie Nialla wylądowały na mojej szyi, a te ciepłe Harrego na tali. To był jeden z tych momentów, który nie potrzebował żadnych słów. Byłem im wdzięczny, a oni mi, przecież byłem tam dzięki nim, a ja wprowadziłem nową nutę do ich życia.
- Jesteś bardziej kochany, niż mógłbym przypuszczać, najlepszego Louis - uśmiechnął się rozanielony Niall, posyłając mi ciepłe spojrzenie, gdy tylko zasiedliśmy do stołu.
- To było... niesamowite, dziękujemy. Wszystkiego co najpiękniejsze - dodał Harry, poprawiając nieśmiało swój lok za ucho. Był lekko zawstydzony, a policzki zdecydowanie zdradzały jego pozycje.
Zasiedliśmy do posiłku. Był powolny, przebiegający na pełnych pytań dialogach o moich świętach, a różnicach między ich. Nawzajem uzupełnialiśmy swoją wiedzę, ciesząc się tymi ciepłymi chwilami, nawet bardziej niż zwykle.
Zielona sałatka była słodko kwaśna, co było naprawdę fajnym przełamaniem do ryby, która była soczysta i dużo lepsza niż ta, którą pamiętałem z dzieciństwa. Napój o czerwony kolorze, który przygotowany przez Harrego także nie grzeszył smakiem. Był lekko słodki, niczym jego wykonawca i cudownie chłodził rozgrzane podniebienie po posiłku.
Gdy brzuchy były pełne, a satysfakcja Nialla osiągnęła pełnię szczęścia zebraliśmy wszystkie naczynia ze stołu. Zająłem się ich myciem, a Harry i Louis sprzątaniem stołu. Przyszedł także czas na ich zwyczaj, na który wstyd się przyznać, ale czekałem niczym dziecko na prezenty z niecierpliwością. To było inne, ale chciałem tego zaznać.
Po idealnym porządku aż do posprzątania ostatniego okruszka na ziemi przez kręconowłosego zaczęliśmy się ubierać. Ciepłe swetry, grube puchowe kurtki i wełniane czapki, które tak bardzo gryzły mnie w czoło, dodatkowo psując moją grzywkę zagościły na naszych ciałach. Szczerze ich nienawidziłem, ale wolałem to niż cierpieć z powodu odmrożenia. Zimy w 2096 roku były naprawdę srogie i nieprzyjemne. Usiedliśmy na naszej ławce przed domem, zabierając pod tyłek naprawdę gruby koc.
Powietrze było rześkie, a biały puch pokrywał naprawdę grubą warstwą wszystko dookoła. Gwiazdy na bezchmurnym niebie migotały tak jasno, a konstelację wysuwały się na pierwszy plan. Księżyc był iście okrągły będąc idealną kropką nad i, scalającą wszystko na nieboskłonie.
- Jest idealnie - sapnął zauroczony Niall, wpatrując się w niebo. Uśmiechał się szeroko podziwiając konstelację. Co raz pokazywał nam poszczególne i tłumaczył co i jak. Nie, żebym nic nie wiedział z tego co mówił, bo jakby tak przystało na kogoś kto był naukowcem i doskonałym pożeraczem kosmosu, ale to było miłe z jego strony.
- Wszechświat jest ogromny - dodał Harry. Lekko się rozprostował się i spojrzał na mnie, wyczekując odpowiedzi, a może zwyczajnie chciał posłuchać o tamtym tam na górze.
- Nawet nie wiecie jak. Ta planeta to jedna z trylialda możliwości jakie czekają nas w kosmosie - potaknąłem ku uciesze wyższego, który zaciekawiony wsłuchiwał się w każde słowo.
- Dla mnie jest tam strasznie, to taka jakby ciemna dziura bez dna - zjeżył się blondyn, a jego ciało lekko zadrżało.
- Masz rację, tak właśnie jest - kiwnąłem głową.
Posiedzieliśmy może jeszcze parę kolejnych chwil, rozmawiając o niczym konkretnym, aż do chwili, w której Horan zaczął niemiłosiernie kręcić się na ławce.
- No nic, nie wiem jak wy, ale mi dupa odmarza i wracam do środka - skrzywił się wyraźnie chłopak, naciągnął mocniej czapkę na uszy i potruchtał w kierunku drzwi do chatki.
Zacząłem także podnosić się za nim, lecz dłoń wyższego skutecznie zatrzymała mnie na miejscu.
- Zostaniemy? - zacmokał, układając usta w mały proszący dziubek.
Jakby mógł odmówić?
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
FanfictionLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...