Zaczął się kolejny dzień. Powinienem być wdzięczny, że żyje. Jednakże wcześniejszy wieczór skutecznie poprzewracał mi szare komórki, powodując degradację w moim mózgu. Wiedziałem już na czym stoję, lecz wciąż nie mogłem zrozumieć czemu to właśnie ja żyje. Czemu pośród innych mych towarzyszy losu to właśnie mi dano szansę ponownego zamieszkania na ziemi? Ciężko mi było to przetrawić.
- Pobudka! - krzyknął nagle głos nade mną, a ciężkie ciało uderzyło mnie, skutecznie przygniatając do belek łóżka.
- Co jest... - sapnąłem jedynie bezwładnie, szeroko otwierając oczy. Niall wtargnął do mojego łóżka i siedział na mnie okrakiem. To było zbyt szalone by działo się naprawdę.
- Wstawaj śpiochu! Czas zasiać następne zboża, a poranne godziny są najlepsze! - krzyczał rozradowany, a ja wciąż byłem w szoku.
- Byłoby mu łatwiej wstać, gdybyś z niego jednak zszedł, Niall - sapnął kręconowłosy, pojawiając się tuż przy nas. Miał jakąś zdecydowanie za dużą jak na niego koszulkę i zwykłą bieliznę. Długie nogi idealnie eksponowały się na przeciwko mnie. Chłopak szybko zauważył, że go obserwuję, więc speszony machnął dłonią na blondwłosego i odszedł w kierunku kuchni.
Blondwłosy zszedł ze mnie, a ja zaskoczony i jakże obolały wyprostowałem się. Szybko wskoczyłem w luźne spodnie, które dostałem od niego dnia poprzedniego, nawet nie myśląc by zarzucić na siebie koszulkę. Udałem się do kuchni, gdzie sięgnąłem po kubek i nalałem sobie trochę wody. Oj tak, zdecydowanie tego potrzebowałem. Moje gardło było niczym sahara.
- Idziesz tak? - zapytał Harry, wpatrując się równie speszony wzrokiem w mój tors co wcześniej.
- Nie mam za specjalnie innych ubrań, bo ktoś zakopał je z moim dawnym domem - prychnąłem, odstawiając kubek na stół.
- Louis, chodź tu! - krzyknął nagle Niall z drugiego pomieszczenia. Urwałem nasz niedoszły dialog i podążyłem za głosem. Niall wręcz siedział w jednej z dwóch szaf, z której wyciągnął jakieś robocze spodenki. Były naprawdę mocno pocerowane, a przy nich wisiały grube szelki. - Od dzisiaj to twoje robocze rzeczy - powiedział, wręczając mi jeansowe spodnie z beżowymi szelkami i czarną koszulką.
- Dziękuję, na pewno mogę? - zapytałem głupio.
- Na Harrego i tak byłyby za małe - zaśmiał się. - Przebierz się, zjemy coś i pokażemy Ci wszystko na polu - dodał szybko, zaciągając na swój tors równie zniszczoną koszulkę.
Gdy znaleźliśmy się z powrotem w kuchni, Harry już czekał ubrany w robocze rzeczy. Najwidoczniej musiał w niej się przebierać tam, co było dla mnie nieco niedorzeczne, ale najwyraźniej się mnie wstydził. Nie mogłem mu tego zabronić, aczkolwiek wciąż tego nie rozumiałem.
Wyszliśmy na zewnątrz tuż po śniadaniu. Po deszczu dnia poprzedniego zostały jedynie małe kałuże, które z każdą godziną wysychały coraz to bardziej, praktycznie wnikając w głąb gleby. Udaliśmy się na widziane przeze mnie z kuchennego okna pola. Było naprawdę ogromne, ciągnęło się tak daleko.
Harry zaczął ostrożnie odcinać dużymi nożycami rąbek worka z ziarnem. Było oznaczone jakimś specjalnym certyfikatem jakości, który był wydawany tylko w jednym miejscu w tej wsi. Zabiegali o niego wszyscy sprzedający, lecz tylko wybrane były kwalifikowane przez najlepszych farmerów. Taki też dostały ziarna zakupywane przez Nialla i Harrego. Dzięki ich dbałości o każdy szczegół, owe ziarna stały się ich utrzymaniem i pracą. Były najlepsze jakościowo w całej okolicy, a ich pola znane w całej wsi, mimo że mieszkali na spokojnym uboczu. W końcu zainteresował się nimi także piekarz, który pracował w sąsiedniej wsi w tartaku. Ich ziarna okazały się strzałem w dziesiątkę, a pieczywo jakie z nich wychodziło skłoniło go skutecznie do zmienienia u wczesnego dostawcy.
- Tak pokrótce wygląda nasza sytuacja, doszliśmy daleko ciężką pracą, ale jesteśmy z tego dumni - uśmiechnął się Niall, dumnie wypinając pierś do przodu. Podszedł do Harrego i zarzucił mu na ramię rękę. Chłopak pokiwał zgodnie głową. Duma aż rozpierała jego twarz, a uśmiech budował się ukazując dwa małe dołeczki.
- Jestem pełen podziwu, świat za moich czasów był bardziej zacyfrowany, a rola była zdecydowaną mniejszością na wsiach - sapnąłem.
- Zacyfrowany? - zapytał kręconowłosy, podchodząc do mnie.
- Było więcej takich grających urządzeń - odparłem wyjaśniająco. O zgrozo, nie przywykłem do ich zwyczajów, ale zawsze mogli dowiedzieć się czegoś ciekawego, bo historiami mogłem sypać jak z rękawa.
- Ouh - sapnął Harry, chcąc otworzyć buzię, lecz blondyn skutecznie mu to uniemożliwił.
- Pogadanki moi drodzy potem. Chodź, pokaże ci jak kopać dołki pod ziarna - powiedział nieco poważniej chłopak. Wręczył mi w dłonie łopatę i wskazał na pole.
Przeszliśmy ostrożnie na żyzną ziemię i nim słońce zaczęło dawać niemiłosiernie po naszych twarzach nauczyłem się jak odpowiednio kopać podłużne dołki. Co parę centymetrów lądowało małe ziarenko, by kłosy mogły rosnąć swobodnie, a przynajmniej tak mi tłumaczył kręconowłosy.
Słońce wzeszło, a pot płynący po moim czole i plecach dawał mi niemiłosiernie w kość. Zacząłem rozumieć jak to co robili wpływa na ich kondycję. Praca była ciężka w taką pogodę, ale gdy kłosy zaczynały wzrastać, miało być duże uczucie satysfakcji. Na to liczyłem.
- No dobra, na dziś koniec panowie - zaśmiał się Niall, rzucając gdzieś na bok swoją łopatę.
- To naprawdę ciężka praca - sapnąłem, wycierając skrawkiem koszulki pot z czoła.
- Przywykniesz Louis - uśmiechnął się spokojnie wyższy.
Zakończyliśmy pracę tuż przed samym południem. Zostało nam jedynie wieczorne podlewanie wszystkiego. Zmęczeni weszliśmy do chatki, a misa z wodą natychmiast została zapełniona. Poczułem ulgę mogąc ochlapać swoją twarz chłodnym strumieniem. Struny paliły mnie wręcz od Sahary w moim przełyku. Dorwaliśmy się we trzech do wody, szybko pochłaniając po parę kubków naraz. Dopiero wtedy odetchnąłem z lekką ulgą. Po zjedzonej kolacji postanowiliśmy iść podlewać.
- Nie wiem czy go budzić, widziałem w nocy, że często się przebudzał. Może damy mu trochę odpoczynku? - zapytał nieśmiało Harry. Spoglądał ukradkiem oka na śpiącego wówczas przyjaciela, który padł od razu po pożywieniu się.
- Damy radę sami. Niech odpocznie - uśmiechnąłem się lekko. - Chyba lubisz przebywać w moim towarzystwie - wypaliłem głupio, pragnąć od razu po tych słowach przybić sobie mentalną piątkę.
- Ja... - zająknął się, a wielki rumieniec wkradł się na jego policzki.
Byłem totalnie beznadziejny...
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
FanfictionLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...