Zależy mi na tobie...
Te słowa ciągle przebijały się w moim umyśle. I choć jego usta, które z delikatnością podążały za tymi moimi, nie dałem rady wybić sobie tego z głowy. Tak dawno nie wypłynęły z moich ust, że sam nie dowierzałem, że właśnie mu to powiedziałem. Były one ważne, cholernie ważne, tak samo jak osoba, która raczyła je z moich warg usłyszeć.
Serie zachłannych pocałunków, niezliczone razy, kiedy braliśmy głęboko do płuc powietrze, by móc w ogóle oddychać. Małe, ale wciąż widoczne malinki tuż za jego uchem, moje przy zakończeniu dekoltu. Gorące oddechy i gęsia skórka, czy tak wygląda niebo? Tylko Bóg wiedział dokąd to zmierzało, a nie zmierzało dalej, niż oboje moglibyśmy przypuszczać.
Zatrzymałem się tuż przy dolnym skrawku koszulki chłopaka, błądząc dłońmi po jego wyczuwalnych pod gładką skórą mięśniami. Spinał się lekko, ale nigdy nie zrobiłbym nic co mogłoby go choć w najmniejszym kawałku skrzywdzić. Nie szedłem w to dalej dopóki sam nie poczułem jego chłodnych dłoni pod koszulką.
- Ajj- syknąłem w szoku jaki na mnie wywarły tak chłodne dłonie. Ten szybko oderwał się od mojej szyi i wystraszony spojrzał się na mnie.
- Wybacz - sapnął cicho z lekko drżącym głosem. Uśmiechnąłem się do niego.
- To nic - dodałem szybko całując go w usta. Nie chciałem ani na chwilę przerywać tej bliskości.
W jednej chwili chwyciłem go mocno w pasie na co zachichotał i położyłem na sofie. Jego oczy migotały na wszystkie odcienie zieleni, co było magiczne. Usta były wciąż czerwone i lekko rozwarte w delikatny uśmiech. Nie widziałem w jego oczach bólu, ani tym bardziej strachu, więc ostrożnie kontynuowałem. Podniosłem delikatnie jego koszulkę i zacząłem ustami wędrować do góry. Małe pocałunki, składane jeden po drugim sprawiały, że wyginał się lekko pod naciskiem moich warg. Gdy dotarłem do ust, zrobił coś czego nigdy bym się po jego spokojnym uosobieniu nie spodziewał. Przewrócił mnie na plecy, zaczynając nade mną górować. Tak, to było inne, ale wcale nie takie złe.
- Ja nigdy... - wyszeptał cicho, odrywając swoje gorące usta od mojej klatki, która została spowita także w małych pocałunkach i nielicznych malinkach.
- Rozumiem, nie jesteś gotowy, prawda? - zapytałem, dbając o jego dobro. Pragnąłem go cholernie mocno, ale tak samo mocno nie chciałem go skrzywdzić i zostawiać złych wspomnień.
- Tak, przepraszam - powiedział z żalem w głosie. Zmarszczył brwi i położył dłonie po obu bokach mojej sylwetki.
- Nie masz za co. Dobrze, że mi o tym mówisz. Nie zrobię nic, jeśli mnie o to sam nie poprosisz - powiedziałem, próbując uspokoić swój wściekły oddech. Chłopak uśmiechnął się i usiadł na mnie okrakiem, więc podniosłem się do przysiadu. Ten natychmiast wtulił się wdzięcznie w mą klatkę.
- Dziękuję - odparł, wtykając nos w mój tors. Nie mogłem się powstrzymać, by nie ogarnąć jego włosów z policzka i założyć je za ucho. Potarłem kciukiem jego zaróżowiony policzek i wspólnie opanowywaliśmy oddechy. Napięcie powoli spadało, ale wcale mi to nie przeszkadzało, jak długo był przy mnie, nie liczyło się nic więcej.
- Słowa grzecznościowe nie są u ciebie rzadkością, Harry - zaśmiałem się, chcąc wprowadzić rozmowę na nieco inne tory, nieco spokojniejsze.
- Tak, hah - sapnął, wciąż wtulony. Jego głos brzmiał na taki senny.
- Zmęczony? - zapytałem, dbając o jego komfort.
- To wszystko jest nowe - zaczął, przywracając dawny temat, co mi wcale nie przeszkadzało.
- Wiem, Harry. Możesz być niepewny, ale jedno wiedz na pewno, nigdy nie miałem w zamiarze cię skrzywdzić. Po prostu... zależy mi - powtórzyłem ponownie.
- A co, jeśli nie będę odpowiednią osobą? Jeśli okaże się zupełnie bezwartościowy? - zapytał, unosząc swój wzrok ku mojej twarzy. Jego oczy były takie niepewne.
- Nikt nie jest bezwartościowy. Każdy ma jakąś wartość. Nie pozwól sobie wmówić, że nie - powiedziałem twardo pragnąć odgonić jego myśli. Naprawdę rozumiałem starch, ale musiał znać swoją wartość.
- To ty masz dla mnie tą większą wartość, Louis - uśmiechnął się, całując mnie w policzek. To były jedne z piękniejszych słów jakie od dłuższego czasu usłyszałem. Zrobiło mi się ciepło na sercu.
Rozmawialiśmy jeszcze przez dobre parę godzin, lecz w towarzystwie ciepłej herbaty i małego śniadania, które wjechało nieco opóźnione przez... doskonale wiecie co. Tuż przed samym południem zaczął padać siarczysty deszcz, który głośno odbijał się od okien domku. Zrobiliśmy się nieco senni i nie minęło wiele czasu nim znaleźliśmy się po raz pierwszy we dwójkę w moim łóżku. Leżał wtulony w moją klatkę, ściskając dłonie w małe pięści. Nie raczyłem odmówić sobie składania coraz małych pocałunków na jego czole. Uśmiechał się za każdym razem. Nim wybiła godzina południowa oboje zasnęliśmy wtuleni w siebie, a intensywny deszcz w tle nam akompaniował.
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
FanficLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...