Rozdział 17

87 12 6
                                    

Gdy tylko wyczłapałem się z powrotem na mostek byłem całkowicie mokry. Nie, żeby to było coś nadzwyczajnego, ale przyklejające się ubranie do każdego skrawka mojego ciała, zwłaszcza boczków nieco mnie krępowały. Małe krople cieczy spływały po moim karku wzdłuż kręgosłupa, tworząc nieprzyjemny dreszcz.

- Przynajmniej umiesz pływać - prychnął kręconowłosy. Wpatrywał się w mój mokry tors, aż do momentu poskromienia go wzrokiem.

- O czym mowa? - zapytał zaciekawiony Niall. Jego wędka się w tym momencie wygięła i zaczęła prężyć. Zaskoczony szybko chwycił stabilniej kijek i zaczął ciągnąć z całych sił, by wyłowić zdobycz.

W ciągu paru minut wyciągnął naprawdę pokaźnych rozmiarów rybę, która wylądowała na moich nogach. Lekko zdezorientowany aż odskoczyłem na bok, a on i Niall wpadli w głośny śmiech wtórujący temu wydarzeniu. Harry wciąż roześmiany podszedł do blondwłosego i pomógł mu ściągnąć z haczyka zdobycz.

- Dawno nie złowiłem iście podobnego okazu - niższy chłopak wyszczerzył się, ostrożnie przytrzymując oślizgłą rybę. Harry następnie zdjął jej dzióbek z metalu i umieścił w wysokim, drewnianym naczyniu, które wzięli ze sobą.

- Jest ogromna! - krzyknąłem, podchodząc do owego płaza. Kucnąłem obok naczynia i wpatrywałem się w uchodzącą z życiem rybę. To było takie dziwne. Nie przywykłem do tego, zdecydowanie.

- Piękny okaz - dodał Harry, po czym ponownie złapał za wędkę.

Siedziałem tuż obok niego, gdy zasiedliśmy we trzech na drewnianym mostku. Oni z wędkami, a ja w ramach ostrożności i zabezpieczenia, że nic nie zniszczę bez. Moje ubranie zaczęło powoli wysychać, a słońce ponownie robić się nieco upierdliwe.

Niebo było niezwykle czyste tego dnia, a delikatne śpiewy ptaków idealnie akompaniowały nam w wykonywanych czynnościach. Tuż koło południa zaczęliśmy się zbierać. Złowili większe pół naczynia ryb o przeróżnych wielkościach. Większą część z nich w drodze powrotnej przestała już żyć, a kolejna walczyła o życie. Jednakże smak ryby na języku dawno u mnie nie zagościł. Takich rarytasów doświadczyłem tuż przed wylotem w kosmos, czyli reasumując lata temu. Mogłaby być to miła odmiana po takim czasie.

- Wracajmy, kiszki zaczynają grać mi marsza - sapnął Niall, powoli składając swoją wędkę. W tym momencie jego brzuch wygrał istną symfonię dźwięków na co wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. - Mówiłem! - ledwo wysapał.

- Nie pamiętam już jak smakuje ryba - oświadczyłem. Czułem, że mój żołądek także zaraz wydobędzie z siebie nieprzyzwoity dźwięk, ale mimo wszystko starałem się hamować.

- Harry przyrządzą najlepszą rybę w okolicy, przysięgam. Musisz spróbować - dodał zadowolony blondyn. Zebrał nasze manatki w jedno miejsce, pakując ostrożnie wędki do podłużnych sakiewek z materiału.

Kręconowłosy wziął nasze butle z zapasową wodą, a ja byłem odpowiedzialny za doniesienie jedzenia. Był to idealnie fatalny pomysł. Byłem nieco nierozgarnięty, a słońce ziemskie chyba przypaliło mi styki, jednakże nie przejmując się niczym wyruszyliśmy w drogę powrotną.

Wracaliśmy leśnym zagajnikiem, którego drzewa skutecznie wysuwały się potężnymi korzeniami na drogę, tworząc tu i ówdzie duże nierówności. Słońce paliło niemiłosiernie, a krople potu spływały mi po plecach, tworząc małe plamy na koszulce. Nie, żeby Harry i Niall wyglądali inaczej, ale im zdawało się to nie przeszkadzać. Ja zaś czułem się bardzo niekomfortowo z przyklejonym materiałem do pleców i rękami, które zaczęły mi drżeć od prawdopodobnie dużego nasłonecznienia.

- Może wezmę je? Wyglądasz jakoś szaro - zatrzymał się Harry, a z nim wraz blondyn. Czułem, że pocę się coraz bardziej, a zawroty głowy temu towarzyszące skutecznie rozmazują mi zielone tęczówki przed sobą.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz