Rozdział 30

77 12 8
                                    

Ulga... zwyczajne uczucie, którego tak bardzo pragnąłem. Mogłoby się wydawać, że niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć, a jednak. Żabie oczy zrozumiały i zaakceptowały fakt bycia innym. Zapewne Harry nigdy by tego tak nie ujął, ale to byłem ja. Cały on i cały ja, którego akceptował.

Po zakończonej sukcesem rozmowie pozmywaliśmy naczynia i z powrotem jak gdyby nic wpakowaliśmy się do łóżka. Tak, do jednego. To była kolejna z najlepszych rzeczy jaką mógłbym z nim powtarzać w kółko i w kółko, a jak się domyślacie nie tylko. Ciepła skóra i gorący oddech przy moim uchu to wszystko czego potrzebowałem, by znów poczuć się jak człowiek. Senne powieki i długie rzęsy zostały zapamiętane zamazanym widokiem przed moimi oczami, gdy druga skóra przez całą noc grzała tą moją.

Ciemność tak szybko jak się pojawiła, tak szybko zmieniła się w jasność. Kolejny dzień przywitał nas wietrznym i jakże jesiennym porankiem. Ponowne rozpalenie w kuchni było obowiązkowe, by z lekka ogrzać zmarznięte ciała.

- Dzień dobry - sapnął cicho kręconowłosy tuż przy moim uchu. - Jak się spało? - zapytał. Jego głos spokojnie i subtelnie płynął przez pulchne usta, otulając mój policzek ciepłym powietrzem. W jego głosie było tyle radości a kwestia, że przyczyniłem się do tego była bardzo satysfakcjonująca.

- Idealnie - mruknąłem, wtulając się lekko w jego bok. Ciało idealnie oddawało mi swoją temperaturę, przez co ani myślałem wychodzić z łóżka. Ostrożnie otworzyłem oczy i cicho ziewnąłem pod nosem.

- Musimy rozpalić - sapnął z takim samym zawiedzeniem w głosie, próbując powoli się podnieść. Nie chciałem za nic opuszczać tej pozycji, bojąc się, że drugiej takiej okazji po powrocie Nialla nie będzie, lecz musiałem.

Nie minęło wiele czasu, a wyżej wspomniany blondyn wpadł niczym wicher do domu. Miał bardzo rozczapierzone włosy i nietęgą minę. Nie dziwiłem się, ja za nic nie dałbym się namówić na wyjście z domu w taką pogodę. Jego czapka zaczęła zsuwać się jedną stroną, końcowo nim zdążył zdjąć całe ubranie wierzchnie spadła samoistnie tuż pod jego nogi.

- Pies to! Nigdy więcej! - krzyknął, rozrzucając swój dość pokaźny tobołek na stół. Ten niestety rozwinął się z lekkiego supła, ukazując mnóstwo przeróżnych ziół. Wyglądały jak trawa, ale ja się na tym nie znałem.

- Dziękuję - sapnął wdzięcznie Harry, od razu przytulając swojego przyjaciela. Jego uśmiech był szczery, przez co nawet nasz wędrowca szybko ściągnął złą minę z twarzy.

- Pogoda na zewnątrz to istne piekło, znaj łaskę Pana przyjacielu - zaśmiał się dźwięcznie blondyn, oddając przyjacielski uścisk.

Patrzyłem na to z boku, będąc naprawdę dumny z ich przyjaźni, ba nawet trochę może i zazdrosny. Jednakże, to nie było nic osobistego, ani przeważającego nad wdzięcznością i ciepłym uosobienie chłopaka, którym obdarował także i mnie.

Parę godzin później dom wypełnił się ciepłą atmosferą i to nie tylko ze względu na rozpalenie w piecu i powietrze, które swobodnie przedryfowało po całym domu. Niall opowiadał nam jak to natknął się na dziki, które tuż przed samym końcem drogi do domu ojca skutecznie przyprawiły go o zawał.

- No i mówię wam! Trzy małe warchlaki, jak gdyby nic wyszły mi przed nos. Dosłownie, jeden nawet przeszedł po mojej nodze. Doskonale wiedziałem z czym to się wiążę! - opowiadał z taką ekscytacją w głosie, a my uważnie słuchaliśmy.

- Matka? - zapytał pewnie Harry, ledwo co powstrzymując się od śmiechu. W jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki.

- Gorzej, ojciec! Był ogromny! Nawet nie pamiętam, kiedy tak szybko biegałem - śmiał się ledwo wypowiadając kolejne słowa. Sposób w jaki nam to opowiadał, nie pozwolił za żadne skarby nie wydobyć z siebie rechotu nas obu.

- Pewnie byłeś szybszy, niż najlepszy maratończyk - zaśmiałem się, klepiąc go z uznaniem po barku.

- To jest pewne - zarechotał, a my za nim. Mimo tak luźnej rozmowy, widziałem ten wzrok wręcz pytający mnie o nas.

Nie myliłem się. Jakiś czas później przyprawy wylądowały w szafce, Harry zasnął jak niemowlę, kolacja została zjedzona, a rozmowy stały się już znikome od razu zostałem zawołany "na herbatę" doskonale wiedząc, że zaraz ten blondwłosy człowiek będzie chciał wiedzieć wszystko. Jasne, że postanowiłem zatrzymać pewne szczegóły dla siebie. Chociażby to, że mam nieco więcej lat, niż mógłby przypuszczać. Usiedliśmy przy stole, popijając gorącą herbatę tylko czekając, aż się odpali. Jego wzrok aż mnie świdrował, mając nadzieję, że odczyta choć małą część tego, co mam mu do powodzenia.

- Louis? - zapytał nad wyraz spokojnie. Oczekiwałem nieco większego wybuchu słów, ale to może lepiej.

- Hmm? - odparłem nieco się drażniąc. Ten jedynie fuknął, przesiadając się tuż obok. Skrzyżował ręce na klatce, oczekując ode mnie, że zacznę się spowiadać.

- Dobrze wiesz co. Mów głupku - prychnął, posyłając mi pstryczka w nos. Pokręciłem nosem i odstawiłem gorący napój, nim ten zdążyłby go na mnie wylać.

- Pff... - fuknąłem. - Ale to nie do mnie tak - powiedziałem dumnie, widząc jak zsyłam go na skraje jego cierpliwości.

- Dobra, inaczej. Czcigodny panie i mój władco... - zaczął z poważną miną -... gadaj co i jak, bo inaczej będziesz spał na zewnątrz - dodał wręcz na jednym wydechu. Był rozbawiony, a jednocześnie jego cierpliwość krzyczała o zakończenie katuszy, widziałem to.

- Oh no dobra - zaśmiałem się. - Rozmawialiśmy, w sumie nie tylko... - zacząłem, gdy ten wyrwał się z krzesła niczym podekscytowana nastolatka łapiąc mnie za ramiona.

-... o mój boże, Louis! Całowaliście się?! - krzyknął, a gdy zgromiłem go wzrokiem, szybko ściszył głos. Zrozumiał, że zakończymy rozmowę, gdy obudzi przyjaciela.

- Będzie mi łatwiej mówić, gdy Twój nos nie będzie stykał się z moim - sapnąłem skrępowany. Ten od razu się odsunął, cicho przepraszając. Usiadł z powrotem na krzesło, przysięgając, że będzie cicho.

Opowiedziałem mu wszystko, no prawie. Inaczej, powiedziałem mu ¾ tego co początkowo zamierzałem. Zachowałem dla siebie swój wiek i nasza noc, którą spędziliśmy wspólnie wtuleni w swoje ciała.

- Czyli do końca nie wiecie na czym stoicie -
podsumował Niall. Był zawiedziony, ale nie miałem zamiaru się podporządkowywać jego nieprzemyślanym działaniem.

- Harry nie jest pewny. Wiem, że mnie lubi... - przerwałem, uśmiechając się sam do siebie -... no może więcej, niż lubi, ale nie chce niczego pospieszać - dokończyłem. Patrząc na swój wiek miałem wystarczająco dużo czasu, by nam go dać ile potrzeba.

- Lubi? O nie, nie... - pokręcił głową. - To coś więcej, znam go zbyt dobrze - zapewnił twardo chłopak.

- Tym bardziej nie chcę naciskać. Dam nam czas i zobaczymy.

- Harry jest wbrew pozorom bardzo niepewną osobą - sapnął, ostrożnie mocząc usta w swoim naparze.

- Widzę to, dlatego wszystko w swoim czasie. Jeśli jest nam pisane, to tak będzie - uśmiechnęłam się dumnie.

- Będziecie szczęśliwi, choćbym miał wam to szczęście narysować - prychnął rozbawiony Niall, zostawiając swoją herbatę, po czym mocno mnie przytulił.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz