Starzec zasnął na swym drewnianym łóżku niedaleko nas. My mieliśmy do dyspozycji jakieś grube materace i jedną kołdrę. Zdecydowanie nie byłem gotowy na takie warunki. Rozejrzałem się dookoła, dostrzegając w półmroku niewiele szczegółów domu. Drewniane ściany, sufit, małe lekko przymknięte, dębowe okiennice i ta cisza odbierająca mi możliwość mowy.
- Chodź - sapnął cicho chłopak, ciągnąć mnie za bark. Zsunęliśmy ze sobą dwa materace, by mieć do dyspozycji kołdrę na dwóch. Tak było lepiej się nią podzielić. Nie, żeby było mega zimno nocą, ale okrycie nawierzchnie było jednak wskazane.
- Jesteś zły? - zapytałem. Położyłem się na materacu, zabierając jeden róg kołdry. I o losie, jaki chłopak musiał być ciepły. Gdy tylko wsunąłem się pod okrycie, ciepło ogarnęło moje ciało powodując natychmiastową gęsią skórkę. Mógłby dosłownie robić za prywatny grzejnik.
- Musimy uważać. Ojciec Nialla dużo przeżył, ma słabe serce. Lepiej go nie uświadamiać za bardzo, sam rozumiesz - sapnął cichutko, również zabierając kawałek kołdry.
- Rozumiem. Dlatego nie byłem dla was takim dużym zaskoczeniem? - zapytałem kontrolnie.
- Nie no, nieco byłeś, ale składając wszystko do kupy stwierdziliśmy z Niallem, że może jest ziarno prawdy w tym co nam jego ojciec opowiadał od kiedy byliśmy małymi dziećmi - odparł. Przekręcił się w moją stronę, poczułem jego ciepły oddech na swojej szyi, więc również się odkręciłem. Uśmiechał się delikatnie, mając nieco przymknięte powieki.
- Idźmy już spać. Jutro też jest dzień - powiedziałem lekkim tonem, spoglądając na spokojną i wyciszoną twarz chłopaka. Zasypiał zdecydowanie.
- Taaak, Louis, idźmy spać. Dobranoc - odpowiedział, przymykając do końca powieki. Cichy oddech zaczął tulić moją szyję i nawet nie wiem kiedy sam zasnąłem.
Noc szybko zastąpił poranek. Ciepłe promienie słoneczne uderzyły przez lekko odsłonięte drewniane bale przy oknach. Błysnęło mi prosto w twarz, więc nie dziwne, że się obudziłem. Powoli zacząłem otwierać powieki. Pamiętam to jak dziś, ta noc była naprawdę jedną z lepszych. Nie wiem czy to kwestia posiadania drugiego i to jeszcze ciepłego ciała obok, czy warunków. W każdym razie było miło.
Chłopak jeszcze spał, gdy zacząłem ześlizgiwać się z materaca najostrożniej jak potrafiłem. Ciche oddechy powoli unosiły jego klatkę, a powieki lekko drżały. Miał naprawdę długie rzęsy jak na chłopaka. Pasowały mu, zdecydowanie. Wpatrywałem się chwilę w jego spokojną twarz, gdy niepostrzeżenie jego oczy się otworzyły. Zielono krystaliczne tęczówki wpatrywały się niejasno w te moje. Mały rumieniec szybko zagościł na jego twarzy, gdy nagle jakimś odruchem przerażenia podniósł się gwałtownie do góry. Uderzył we mnie, waląc swoją głową w moją twarz.
- O boże! - krzyknąłem, łapiąc się natychmiast za nos. Szybko poczułem cienką strużkę krwi, wypływająca z jednej z dziurek. Lekko zakręciło mi się w głowie, przez co ześlizgnąłem się do końca z materaca.
- Jezuuu... przepraszam! - chłopak niemalże pisnął, szybko czołgając się do mnie leżącego poza materacem.
- To było... bolesne? - zaśmiałem się, sam nie wiem do końca czemu. Lekko kręciło mi się w głowie, a dłoń którą hamowałem krew zaczęła cieknąć mi po palcach. Chłopak niewiele myśląc szybko podniósł się do pionu, lecąc po coś do kuchni. W mig przyniósł mi tetrową szmatkę zwilżoną lodowatą wodą. W tym całym amoku obudził się starszy mężczyzna, patrząc na nas jak na wariatów. Jeden krwawiący, drugi ze szmata w rękach, to musiało być widowisko.
- Chryste przenajsłodszy, co się stało?! Pobiliście się?! - krzyknął zaskoczony siwy mężczyzna. Zerwał się z łóżka i podszedł do nas.
- Nie, to... - zaczął Harry.
- To był wypadek - dokończyłem pewnie. Przykładałem do swego nosa zimną szmatkę, która zdecydowanie zaczęła pomagać. Ból nieco się rozszedł, a ja miałem nadzieję, że ten zakręcony chłopak nie złamał mi nosa.
- Przepraszam, jestem taki nieostrożny - sapnął z poczuciem winny kręconowłosy. Podszedł jeszcze bliżej i chwycił mnie za dłoń, zdejmując materiał z nosa. Chwycił za policzek i przekręcił moją twarz to w prawo, to w lewo, co nieco mnie zaskoczyło.
- Nie wygląda na złamany - szepnął cicho, widząc w moich oczach zaskoczenie. Szybko zabrał dłoń, ponownie różowiejąc na policzkach.
- Mam nadzieję - zaśmiałem się, przykładając ponownie szmatkę.
Po paru kolejnych minutach krwawienie zaczęło ustępować, a lekka opuchlizna witać mnie na nosie. Czułem jak puchł, co nie było nadzwyczaj przyjemne.
Po obfitym jedzeniu przygotowanym specjalnie przez Pana Horana ponownie spotkaliśmy się przy stole. Pomogłem umyć naczynia mężczyźnie, a chwilę później znów zasiedliśmy z ciepłą herbatą przy drewnianym cudzie. Zastanawiałem się czy powinienem zacząć temat, bałem się tym razem, gdyż byłem świadomy, że staruszek ma słabe serce. Nie chciałem przyczynić się niczemu złemu.
- Dawny świat... - zacząłem ponownie, na co otrzymałem ostrożne spojrzenie wyższego w moim kierunku. -... jeżeli zakładając, że Pana teoria jest słusznie prawdziwa, to co mogło doprowadzić do regresji? - drążyłem dalej, ale nieco ostrożniej.
- Chłopcze - sapnął pewnie mężczyzna. Spojrzał się na mnie z poważną miną i skinął głową. - To nie teoria, to czyste fakty. Tak było, a regresja naszej planety jest przez takich ludzi jak my - stwierdził pewny swego. - To przez nas zataczamy koło, możliwe, że za dwa pokolenia kolejni będą świadkami kataklizmu, który ponownie zmieni ludzkość - sapnął smutno, biorąc łyk herbaty.
- To odważna teoria. Zawsze zastanawiałem się czy jest możliwe, że planeta pomimo kataklizmu nie rozsypie się w drobny pył - zacząłem, chcąc usłyszeć zdecydowanie więcej.
- Jak widzisz ta ogromna kula bilardowa, wciąż się kręci. Ogromne fale tsunami pochłonęły większość tego, czym kiedyś była ziemia. Można powiedzieć, że została obmyta z błędów człowieczeństwa - kontynuował. Harry wpatrywał się w nas z lekka niejasno. Widać było w nim lekkie rozbicie i tyle pytań, które chciałby zadać, ale się boi.
- Słuszna teoria. Jednak patrząc na to co Pan mówi teraz życie wygląda chyba prościej, śmiało mogę nazwać to, że lepiej? Na pewno dla matki ziemi - uśmiechnąłem się, czekając na reakcje starca. Ten także się uśmiechnął, po czym poklepał mnie po ramieniu.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która wydaje mi się wierzyć - dodał z żalem, patrząc na postać chłopaka obok.
- Przecież to nie tak proszę pana. My z Niallem zawsze uważnie słuchaliśmy... - zaczął wcinając się kręconowłosy.
- Właśnie słuchaliście, ale czy wierzyliście? - zapytał mężczyzna. Harry nieco się zmieszał, nie wiedząc co właściwie odpowiedzieć. Widziałem to doskonale wymalowane na jego twarzy. Moje przybycie wcale nie ułatwiało tutaj sprawy.
- W każdej historii jest zawsze ziarenko prawdy - uśmiechnąłem się, chcą przełamać niestosowną ciszę.
- A i owszem. Jestem nieco zmęczony, nie obrazicie się, jeśli się położę? - zapytał spokojnie starzec, powoli wstając od stołu. Postanowiliśmy się zbierać, słońce mocno paliło, a długa droga była wciąż przed nami.
W tamtym dniu dowiedziałem się co się stało z planetą. Co tacy jak ja z nią zrobili. Cudem było, że się odrodziła i pozwoliła dalej żyć na niej ludziom, którzy ja tak skrzywdzili. Dziwnie było mieć świadomość, że jestem starszy od tego siwego starca, ale mimo to wciąż trzymam się lepiej. Musiałem przywyknąć, lecz co miałem dalej począć na tej planecie?
CZYTASZ
Proxima Project || Larry
FanfictionLouis jako człowiek, którym sam po tym co się wydarzyło nie raczyłby się tak nazwać, prowadził rzetelnie notatnik astronauty. Czas był dla niego jedynie pojęciem względnym, a przeżycie stało się najważniejszym aspektem, które jako jedyne mu pozostał...