Rozdział 19

70 11 1
                                    

Nawet nie wiem kiedy zleciały kolejne dwa tygodnie. Czas w towarzystwie tych chłopaków leciał mi niesamowicie szybko. Nie, żeby każdy dzień był taki sam, co to to nie. Zdarzyło się ponowić wpadki z wędką, łapiąc na haczyk loki Harrego. Bywały i dni, że próbowałem swoich sił w gotowaniu, ale pal licho nigdy więcej. Nigdy więcej nie spróbuję gotowania z tym blondwłosym chłopakiem. Pod nieobecność wyższego jest to zdecydowanie nie wskazane. Do tej pory chłopak nie wybaczył mi zbicia jego ulubionej miski do zupy.

Nie wiem gdzie to wszystko miało mnie zaprowadzić, ale nie chciałem odchodzić, to wiedziałem na pewno. Wiedziałem, że bez nich to już nie będzie to samo. Zresztą gdzie miałbym szukać schronienia nad głową? Patrząc na to z drugiej strony ile można wisieć komuś nad głową. Nie wydaje mi się, żeby to im przeszkadzało, ale wiecie, nie zawsze wypada mimo wszystko. Biłem się, więc z myślami każdego nowego dnia.

- Wstawaj, Lou! - krzyknął rozbawiony zielonooki. Jego dłoń spoczęła na moim barku, mimo wszystko delikatnie mną potrząsając. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, mając jeszcze nie otwarte oczy. Doskonale wiedziałem co ujrzę. Burza, gęstych, brązowych loków i ten błysk w oku, który pojawiał się znikąd. Uwielbiałem to.

- Jeszcze pięć minut... - sapnąłem. Byłem z lekka zmęczony. Dnia poprzedniego do późnego wieczora byliśmy u tamtejszego młynarza, by dogadać czas zbiorów i dopiąć wszystko na zaś. Miało być to w październiku, więc jeszcze dwa miesiące były przed nami.

- Niall pojechał do wioski, by kupić trochę świeżego sera i mleka, miał przy okazji załatwić coś u młynarza, a ja jestem głodny - zaśmiał się, ponownie dotykając mojego ramienia. Tym razem ostrożnie podążał opuszkami palców wzdłuż aż do łokcia. Uśmiechnąłem się w poduszkę, powoli otwierając oczy.

- To niby ja mam Ci gotować? - zapytałem sennym głosem, ostrożnie podnosząc się do pionu. Nie myliłem się co do widoku. Błysk w oku był obecny, a loki ku memu zaskoczeniu były związane w jakąś recepturkę niechlujnie z tyłu głowy.

- Może czas na zamianę ról? Ciągle tylko ja gotuję, wykarz się - wypiął język. Ostrożnie podniósł się z łóżka, lecz nim stanął poprawnie na dwie nogi na drewnianej posadzce, pociągnąłem go za dłoń.

Ciało chłopaka upadło na łóżko, miażdżąc mi przy tym nogi. Lekko syknąłem z bólu, a on gwałtownie odwrócił się w moją stronę, utykając tym samym w plątaninie naszych nóg. Nawet nie wiem kiedy jego twarz, nieco zaskoczona była tak blisko mojej, i te oczy. Miały w sobie coś takiego... czego nie opiszę nawet słowami.

- Wybacz - sapnął cicho chłopak. Nie poruszył się nawet o milimetr, równie intensywnie wpatrując się w moje tęczówki. Dość mocno zasklepiło się to w mojej pamięci.

- W końcu to ja cie pociągnąłem - sapnąłem cicho, nie mogąc przestać się wpatrywać. Jego rzęsy tak subtelnie otulały te duże oczy.

- Pociagasz - szepnął naprawdę cicho, po czym gwałtownie się wycofał. Spalił sowitego buraka i w błyskawicznym tempie podniósł się z łóżka i wybiegł do kuchni.

- Co? - wyszeptałem zaskoczony, równie szybko podnosząc się do pionu.

Podszedłem do niego w kuchni, może nieco niepewnie. Stał mocno zdenerwowany przy drewnianych szafkach odwrócony tyłem. Jego szyja prezentowała się tak idealnie. To był instynkt, gdy podniosłem dłoń i delikatnie opuszkami palców podążyłem wzdłuż niej. Miał taką aksamitną skórę. Lekko odwrócił głowę, jednakże wcale nie uciekł od dotyku. Jego skóra pokryła się małymi punkcikami, a ja przepadłem dla chwili nie próbując nawet myśleć logicznie.

Chłopak po chwili odsunął się jak poparzony, szybko wybiegając tym razem z kuchni. Przeraziłem się, gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi świadczące o tym, że wybiegł z domku. Bo gdzie miałbym go szukać? Terenu nie znałem, a poczucie się jak kompletny dupek i idiota narastało. Czemu nie pomyślałem o nim? Może on nie był przyzwyczajony do takich rzeczy? Ba, na bank nie był, a ja nie wziąłem tego pod uwagę. Byłem bardzo nierozważny, ale to była kwestia chwili i chęć poczucia? Tak, poczucia czegoś.

Nieco odetchnąłem, gdy biegiem wybiegłem na ganek, a chłopak siedział na ławce. Był nieco niespokojny, wzrok miał wpatrzony szczelnie w swoje kolana. Ostrożnie do niego podszedłem, siadając jednak w dość dużej odległości by nie spieprzyć do końca.

- Przepraszam - szepnąłem tak cicho, że ledwo sam siebie usłyszałem. Chłopak niepewnie podniósł głowę i chwilę wpatrywał się w moją zapewne równie zaskoczoną twarz.

- Nie, to... - zaczął, ale bezczelnie przerwałem mu bojąc się, że powie coś czego nie chciałbym usłyszeć. Przecież doskonale wiedziałem, że to była moja wina.

- To moja wina, nie powinienem. Wiem, możesz teraz być cholernie na mnie zły i zastanawiać się co mi przyszło do głowy, ale naprawdę... - zacząłem mówić bardzo szybkim tempem
chcąc wszystko jak najjaśniej wytłumaczyć. Nie, żeby to pomogło mi w czymkolwiek.

- Oh zamknij się, Louis! - krzyknął nagle kręconowłosy, szybko pokonując między nami dystans. Niemalze zmiażdżył mnie swoim ciałem, gdy przyległ do mnie tak szczelnie jak nigdy. Nasze klatki zaczęły się synchronizować w wspólnym oddechu, a zaskoczenie powoli ze mnie schodzić, gdy tak spokojny wtulał się w moją klatkę.

- To znaczy, że się nie gniewasz? - zapytałem cicho, niemalże szepcząc mu do ucha. Miałem nieodpartą potrzebe włożenia dłoni w jego loki, które były tak przyjemne miękkie zetknięte z moim torsem, lecz powstrzymałem się.

- Nie, to było miłe - powiedział cicho, powoli unosząc swoją głowę. Jego tęczówki migotały na wszelkie odcienie zieleni i cholera... to chyba stało się wtedy.

Siedzieliśmy przez chwilę w nienaruszonej pozycji. Jego oddech był taki spokojny. Poczułem się jakby właśnie w tamtej chwili upewniał mnie, że wszystko będzie w porządku. To było coś magicznego, coś czego nie czułem naprawdę od dawna. Gdy tylko w oddali zauważyliśmy blondyna, który z pełnią sił maszerował w naszą stronę, jego dłonie natychmiast opuściły moje plecy. Lekka pustka została w tamtym miejscu, co było dziwaczne, ale naprawdę bardziej niż dotychczas zacząłem lubić jego dotyk.

- Hej ho, kompani! - wykrzyczał radośnie Niall, szybko podbiegając do nas. Napięcie uleciało, a codzienność wkroczyła na znane mi tory.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz