Rozdział 21

70 11 1
                                    

Gwieździste niebo, małe kamyki pod naszymi stopami i przestrzeń. Księżyc niczym sierp i lekko kołyszące się kłosy, które mijaliśmy idąc na łąkę, te małe rzeczy, których nie zauważałem wcześniej. I pomyśleć, że przez ciągły bieg i masę nieistotnych spraw na głowie wcześniej nie potrafiłem docenić tak małych rzeczy. Człowiek się zmienia, gdy pojawiają się inne okoliczności, gdy nowości zalewają go zewsząd.

- Niall kiedyś przyniósł mi taką bułkę w kształcie księżyca - powiedział nagle Harry, przerywając ciszę, w której rozkoszowałem się światem. Od razu odwróciłem się do niego, lekko się uśmiechając.

- I jak? Dobra była? - zapytałem, nie wiedząc do końca czemu to miało służyć. Jego profil idealnie obijał się od blasku księżyca. W jednej chwili odwrócił się do mnie i usiadł po turecku. Niepewnie ułożył dłonie na kolanach i westchnął cicho.

- Co jest? - zapytałem nie do końca rozumiejąc co się święci. Jego powieki przymknęły się na chwilę, po czym za chwilę otworzyły. Zaczął mówić. - Wiem, że nie zgodziłeś się bez powodu wziąć mnie ze sobą - sapnął ledwo słyszalnie, jakby mając nadzieję, że jednak wyprowadzę go z błędu.

- Właściwie to... tak, chciałem porozmawiać w cztery oczy - odpowiedziałem spokojnie, przyjmując również podobną pozycję do tej jego. Jego twarz mówiła wszystko, był nieco zawiedziony, ale musiałem to poruszyć inaczej nie dałoby mi to spokoju.

- To z rana... - zaczął niepewnie, biorąc głębszy wdech -... możemy udawać, że nic się nie stało? - zapytał, a moje serce wręcz stanęło. Dosłownie czułem jak uchodzi ze mnie życie. Zaczęły mi się pocić ręce, a usta zapewne zagryzłem, jak miałem w zwyczaju.

- Chcesz zapomnieć? - zapytałem nieco trzęsącym się głosem. Bał się? Tak, mógł się bać, ale tego zwyczajnie nie widziałem w tamtym momencie. Potrzeba bycia blisko niego była silniejsza.

- Tak, Louis. To nie powinno paść z moich ust - powtórzył już nieco spokojniej.

- Myślałem, że się nie gniewasz - sapnąłem cicho.

- Bo nie gniewam, ale to po prostu... nie wracajmy do tego w porządku? Naprawdę Cię lubię - dodał powoli łapać moją dłoń, którą puścił tak szybko jak złapał, zbyt szybko. Bał się, to było oczywiste, a ja nie wiedziałem co powinien zrobić, bądź powiedzieć by jeszcze bardziej tego nie spieprzyć.

- Też Cię bardzo lubię, Harry - powiedziałem ostrożnie, klepiąc go po ramieniu. Boże... tak bardzo pragnąłem go wtedy przytulić, ale to byłoby niestosowne. - To moja wina, naprawdę nie powinienem Cię wtedy dotykać, ale to... samo tak wyszło - sapnąłem. Miałem ochotę przywalić sobie mentalną piątkę. Tak Louis, samo tak wyszło. Wszystko robi się samo. Zrobiłem to chyba w najbardziej beznadziejny sposób w jaki można siebie usprawiedliwić.

- Sądzę, że usprawiedliwianie tutaj jest nie potrzebne. To także moja wina, namieszałem - powiedział Harry, następnie skrzywił się. Nie chciałem, żeby brał winę także na siebie. To nie miało tak zabrzmieć, byłem beznadziejny w tym wszystkim.

- Wybacz - sapnąłem jeszcze ciszej. W jednej chwili chłopak uśmiechnął się znikomo, przybliżając się nieco do przodu.

- Przytulisz mnie? - zapytał jak gdyby nic. Lekko zaskoczony nie myśląc nawet o tym co powiedział mi chwilę wcześniej, zrobiłem to.

Ostrożnie przysunąłem się do niego i wyciągnąłem dłonie, w które wpadł od razu. Ciepłe powietrze wędrujące po mojej klatce wprost z jego ust tak przyjemnie mnie otulało. Duże dłonie spoczywające na moim torsie, jakby chciał się schronić, włosy lekko plączące się i łaskoczące mnie w nos i zapach. Jego skóra pachniała inaczej. Inaczej niż Mattiego, inaczej niż kogokolwiek. Ciepły policzek wtulony tuż przy moim sercu jedynie przyspieszył mój puls. Nie dał rady ukryć dreszczu, który wędrował wzdłuż kręgosłupa, gdy tylko przejeżdżałem ostrożnie dłonią po jego plecach. To było silniejsze ode mnie.

- Przyjaciele? - zapytał cicho, ostrożnie podnosząc nieco zamglony wzrok. Zamrugał długimi rzęsami lekko niczym piórko, po czym uśmiechnął się. - Hmmm? - sapnął gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, odrywając się od mej klatki.

- Przyjaciele - sapnąłem cicho, przytulając go jeszcze mocniej. Nie wzbraniał się, w końcu jak mógłby od przyjacielskiego uścisku, który właśnie wtedy przyklepałem.

Znowu to sobie zrobiłem. Wiedziałem, że to nie najlepszy pomysł, a i tak w to brnąłem dalej. Jakby jakaś magiczna siła nie pozwoliła mi się od niego uwolnić. Jasne, zawsze mogłem się wyprowadzić, ale czym dłużej tam byłem tym bardziej nie chciałem odchodzić. Niall stał mi się jak brat, wspierający mnie we wszystkim czego nie potrafiłem, a Harry? Tu już można by napisać książkę na ten temat.

Minęło dwa miesiące...
Jak myślicie, dużo się zmieniło?

Nadszedł chłodny październik, czas zbiorów. Liście solidnie opadły na jeszcze tak niedawno iście zieloną jak oczy kręconowłosego trawę, która wtedy straciła swój kolor. Sam wytraciłem nieco blasku ze swej osoby. Utkwiłem między relacją przyjaciela, a uczuciem, które z dnia na dzień pogłębiało się dość istotnie. Raniła mnie każda rzecz, którą z nim robiłem. Zwykłe sprzątanie zaczęło zmieniać się w dość bliski dotyk, który rozbijał mnie na miliony kawałeczków. Byłem sobą, ale jednocześnie udawałem. Biłem się z myślami każdego dnia, aż w końcu postanowiłem.

Musiałem się wyprowadzić.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz