Rozdział 6

114 20 7
                                    

- Mam! - krzyknąłem jak się zorientowałem zdecydowanie niepotrzebnie, ale to z ekscytacji. Sylwetka chłopaka na łóżku obok niespokojnie się poruszyła, ale się nie obudził. Byłem uratowany.

Udałem się z powrotem do Harrego prawie, że na palcach, by nie zbudzić czujności blond chłopaka. Zasiadłem tuż koło niego, na swoim wcześniejszym miejscu i wyciągnąłem przed siebie owe cacko. Kręconowłosy początkowo patrzył się niejasno na moją rzecz w dłoniach, jednak na jego twarzy chwilę potem zaczęła się budować czysta ciekawość.

- Co to? - zapytał nad wyraz zaciekawiony. Przejął ostrożnie ode mnie urządzenie w dłonie i zaczął je obracać. Patrzył tak przez chwilę, nim ponownie przemówił. - Czy to jedno z pokrewnych urządzeń, którym tu przybyłeś?

- Powiedzmy. To urządzenie przenosi Cię do całkiem innego świata, świata muzyki - zacząłem, ale szybko zorientowałem się, że dobrałem nieodpowiednie słowa. Chłopak skrzywił się i natychmiast zaczął mi oddawać przedmiot, niemalże wpychając mi go w dłonie.

- To ja chyba nie chcę. Dobrze mi tu gdzie jestem - powiedział pewny siebie, a w jego oczach budował się lekko strach, że za chwilę coś utraci. Doskonale znałem to uczucie.

- Spokojnie, to Cię nigdzie nie przeniesie. Przysuń się - oświadczył, a chłopak nieco znieruchomiał. Był naprawdę nieśmiały, a ja najwidoczniej nieświadomie naruszyłem jego strefę komfortu.

- Po co? - zapytał odsuwając się o niewielką przestrzeń do tyłu. Jego plecy zetknęły się tym sposobem z zapewne chłodnym podłokietnikiem ławki.

- Nic Ci nie zrobię - zaśmiałem się. Ponownie włożyłem w jego dłonie urządzenie. Żałowałem, że nie miałem ze sobą słuchawek, ale te niestety nie przeżyły spotkania z matką ziemią. - Naciśnij tutaj - odparłem, pokazując na mały przycisk po prawej stronie mp4.

Nagle rozbrzmiał dźwięk spokojnej piosenki. Delikatne fale zaczęły wibrować w urządzaniu, które trzymał. Początkowo wystraszył się, niemal opuszczając rzecz na ziemię. Chwilę potem jednak zachowywał się tak, jakby to nie miało miejsca. Przyłożył ostrożnie rzecz do ucha i zaczął uważniej wsłuchiwać się w pojedyncze słowa.

When we were young
we were the ones
The kings and queens,
oh yeah, we ruled the world...

Kolejne słowa zaczęły spływać na niego niczym błogosławieństwo, a twarz skupiać coraz bardziej, chłopak naprawdę się wczuł. Przymknął delikatnie powieki i słuchał dalej.

We smoked cigarettes,
man, no regrets
Wish I could relive
every single word...

Wziął głębszy wdech, a słowa dalej rozbrzmiewały w naszych uszach. To była moja ulubiona piosenka, jeśli mam być szczery. Przypominała mi o przyjaciołach, którzy byli mi niczym rodzina, przecież oddali za mnie życie, takich rzeczy się nie zapomina.

- To jest niesamowite - zaczął spokojnym głosem, a kolejne nuty płynęły w tle, dając nam cudowny akompaniament do tej ulewy na zewnątrz.

- Możesz ją zatrzymać. Mi już się nie przyda - uśmiechnąłem się, zamykając dane przenośne radyjko w jego dłoniach. Ciepły dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, wciąż nie mogąc przyzwyczaić się do zwykłego dotyku, który był tak niezwykły.

- Ja nie mogę, to twoja własność - odparł, wyciągając pudełeczko przed siebie.

- Od teraz już twoja, mówię serio, weź je - dodałem pewny siebie.

- Ja ... - zaczerwienił się -... dziękuję. Nie jesteś obcym, który nas testuje i za parę dni nie skończymy z Niallem pod ziemią, wąchając kwiatki od dołu? - zapytał poważnie, ale nawet nie wiecie jak. Jego głos zadrżał, a ja lekko znieruchomiałem. Owszem byłem przecież obcym, ale chyba nie wyglądałem na jakiegoś potwora, choć kto tam wie. W końcu przybyłem z kosmosu, w którym nie był podobno jeszcze nikt.

- Jasne, że nie - wybuchnąłem śmiechem, próbując rozluźnić atmosferę. Udało się, Harry przytaknął głową i zaczął mi lekko wtórować z cichym - dobrze - w swoich ustach. - Mam tyle pytań, ale odpowiedź za odpowiedź, tak? - skinął jedynie głową na znak zgody. - Jak to się stało, że ziemia powróciła wręcz do pierwotnych korzeni? Gdzie te wszystkie kręte drogi, gdzie samochody? - zacząłem dopytywać, pragnąć poznać prawdę. Naprawdę nie wiem czego spodziewałem się pytając tak młodego chłopaka o to wszystko.

- Bardzo chciałbym odpowiedzieć na te pytania, ale nie znam odpowiedzi - zaczął z nieco zmartwioną miną.

- Mój ojciec powinien wiedzieć co nieco, w końcu ma 70 lat - zaśmiał się sennie Niall, wkraczając niczym widmo do naszej rozmowy. Stanął przed nami i patrzył. Jego uwagę szybko przykuło mp4, która cicho grała w tle. Wziął ją równie ostrożnie do dłoni co jego przyjaciel i zaczął obracać. - Co to? - zapytał zaciekawiony.

- To grające urządzenie. Dostałem je - odparł Harry zadowolonym głosem. Na jego buzi budował się potężny banan.

- Skąd to masz chłopcze z kosmosu? - zaśmiał się blondyn, od razu oddając rzecz Harremu. Zwrócił się ku mnie.

- Kiedyś, gdy tu żyłem było tu nieco inaczej - próbowałem wyjaśnić, lecz chłopak zaśmiał się w głos.

- Jesteś zabawny, przecież ziemia nie mogła dokonać regresu, tak przynajmniej mi się wydaje - sapnął, jednak z chwilowo lekkim zastanowieniem, jakby coś sobie przypomniał. Niestety, ja już to wiedziałem. Pozostało tylko pytanie jak. Z drugiej strony cieszyłem się, że nie jestem wypytywany i mam swobodę. Trafiłem na naprawdę dobrych ludzi.

- Mógłbyś mnie zabrać do swojego ojca? - zapytałem, chcąc pozyskać trochę informacji.

- Jasne, jednak to cały dzień drogi stąd. Lato jest dość obfite w słońce tego roku. Wyruszymy o świcie - oświadczył Niall.

- Pasowałoby pozbierać plony, Niall. Inaczej słońce przysmaży nasze kłosy i nici z chlebka - powiedział nieco zmartwiony kręconowłosy. Plony? Mają pole? Byłem zafascynowany, to było ciekawe.

- Zrobimy inaczej. Ja pozbieram zboże, a ty doprowadzisz naszego kolegę do mojego ojca - zdecydował blondyn. Było widać, że jest tym z bardziej dominujących osób, które mają zawsze jakieś rozwiązanie w rękawie.

- Dobrze - uśmiechnął się, spoglądając ukradkiem na mnie. Miałem okazję poznać go bardziej, co było miłe. Rozmowa była miła, ziemia była miła, ale hallo był człowiekiem, a ja? Kim ja właściwie byłem?

- Teraz chodźcie spać, ulewa sprzyja dobremu snu - uśmiechnął się ciepło niższy chłopak.

Podnieśliśmy swoje kuperki z ławki i dołączyliśmy do nieco cieplejszej chatki, szybko znajdując się po chwili w łóżkach. Muzyka ucichła, a urządzenie wylądowało tuż obok głowy chłopaka.

Because I've got you brother-er-er-er
I've got you brother-er-er-er... - zabrzmiały ostatnie nuty niedaleko mnie, nim moje powieki stały się zbyt ciężkie, by trzymać je na wodzy.


*Kodaline - Brother

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz