Rozdział 25

71 13 5
                                    

- Trochę niżej - szepnął Harry na skraju załamania głosu. Nie potrafiłem normalnie oddychać, a to co ze mną robił było totalnie szalone.

- W ten sposób? - zapytałem, zasysając soczystą malinkę na jego żuchwie. Ostrożnie obcałowywałem jej ostry zarys, wciąż trzymając go w swojej garści. Miałem go całego, to było pewne.

- Mmm - sapnął cicho, przymykając z rozkoszy powieki.

I wszystko byłoby w porządku, byłoby wręcz idealnie, gdyby nagle jego głos nie stał się taki spokojny i melodyjny. Biorąc pod uwagę, że nie mógł przed chwilą poprawnie oddychać to było nieco dziwne.

- Louis? - zapytał lekko, a ja poczułem ciężar dłoni na swoim ramieniu. Spojrzałem na jego ręce, które wciąż były pod naciskiem moim rąk, zastanawiając się co się dzieje. - Louis! - krzyknął nagle, a wszystko co przede mną rozpłynęło się w nicość.

Przerażony otworzyłem oczy, spostrzegając przed sobą żabie tęczówki, które z zastanawiająca miną wpatrywały się we mnie. Przejechałem w dół i w górę jego sylwetki zauważając, że jest jedynie w krótkich spodenkach. Subtelne mięśnie budowały się na jego szerokich ramionach i brzuchu, byłem zdezorientowany jak i oczarowany jednocześnie.

- Miałeś koszmar? Majaczyłeś nieco - sapnął cicho, siadając na skrawku mojego łóżka.

- Co majaczyłem? - zawyłem tak cienkim głosem przerażenia, że nawet sobie nie wyobrażacie. Od razu się wyprostowałem, siadając stabilnie na łóżku.

- Moje imię - zaśmiał się lekko, zakrywając usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem, który spieszyłby mnie jeszcze bardziej. Nagle wkroczył do tego prowizorycznego pokoju Niall, patrząc na nas jak na idiotów.

- Nie wiem, który z was jest bardziej czerwony, ale chyba wolę nie wiedzieć co i jak. Śniadanie podano! - krzyknął na odchodne, cicho chichrając się pod nosem.

- Boże... - sapnąłem, przybijając sobie mentalną piątkę w czoło. Harry spojrzał się na mnie zabierając dłoń z ust i uśmiechnął się speszony. Jego policzki były iście różowe, niczym u królika.

- Nie będziemy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz - szybko oświadczył ratując nas obu z tej niezręcznej sytuacji. - Idziemy zjeść? - zapytał po chwili.

Byłoby to w porządku, gdyby nie namiot, który iście wypełniał moje bokserki. Nie mogłem wstać, nie w tamtym momencie, przecież skompromitowałbym się jeszcze bardziej.

- Zaraz dołączę - dodałem cicho, a on wymownie spojrzał na mnie. Wiedział. Wolałem mu nawet nie patrzeć w oczy, to byłoby zbyt żenujące.

Minęło dobre dziesięć minut nim dołączyłem do chłopaków. Zasiadłem bez słowa na krześle wpatrując się uparcie w swój półtalerz, byle tylko nie musieć spojrzeć im obu w oczy. Widziałem jak wymieniali się nikłymi uśmiechami, ale nie raczyłem tego komentować. Bałem się, że rozpętam aferę na nowo, nie chciałem tego za nic.

Nowy, świeży i pachnący obrus przykrywał ten mały kwadratowy stolik. Na nim znajdowały się trzy gliniane talerze. Nialla z jednej strony, z przeciwnej Harrego, a mój na moje nieszczęście pomiędzy nimi. Na talerzu leżały zbożowe płatki o nierównych kształtach, które przypominały nieco granolę z moich czasów. Tuż obok stał duży kubek z jeszcze ciepłym i parującym mlekiem. Chwyciłem ostrożnie naczynie przez szmatkę nalewając sobie trochę płynu, zatapiając tym dupki owych płatków. Sięgnąłem następnie po łyżkę i zacząłem jeść.

- Opowiesz nam Louis co ci się śniło? - zapytał z gwałtownym rechotem blondwłosy, szturchając w bok Harrego.

Nie miałem tych płatków nawet minuty w buzi. Nie zdążyły się nawet przedostać się do mojego żołądka, gdy z siłą rakiety wyplułem wszystko przed siebie. Zacząłem się dusić i robić czerwony niczym pomidor. Harry i Niall natychmiast się zerwali, próbując mi pomóc. Łzy zaczęły napływać do moich oczu. W jednej chwili wyższy podniósł moje dłonie, a niższy zaczął uderzać mnie w plecy. Pomogło na całe szczęście, bo życie przeleciało mi przed oczami.

Jednakże wolałbym się już wtedy udusić, niż patrzeć na ich wyrazy twarzy, gdy spotkałem się z nimi wzrokiem. Czułem się upokorzony i wkurzony, więc zerwałem się z krzesła, otrzepując krótkie spodenki z resztki papki, która powstała i wyszedłem na zewnątrz trzaskając drzwiami.

Tak, może to było zbyt gwałtowne, ale nigdy w życiu nie czułem aż tak gwałtownych emocji. Strach, ból, łzy, nie moc oddychania i te ich cholerne oczy wpatrując się we mnie z politowaniem. Tego było za dużo, musiałem ochłonąć.

Na zewnątrz było naprawdę zimno, jak to na jesień przystało. Usiadłem w krótkim rękawku i spodenkach na lodowatej ławce, odgarniając kupę liści, które nawlatywały na nią. Zamknąłem oczy, biorąc głębsze oddechy, które czułem, że mi pomagają do momentu, w którym nie zjawił się przede mną ten mały krasnal.

- Przepraszam, to było głupie - sapnął cicho, siadając w kurtce obok mnie. Założył jednym ruchem okrycie także na mnie i wpatrywał się póki nie zatrzymałem spojrzenia na jego osobie.

- Bardzo - prychnąłem poirytowany, czując piekący ból w gardle. Odchrząknąłem i zacząłem mówić. - Harry wie? - zapytałem nie precyzując, co było błędem.

- O tym śnie? Jasne, chłopie to było...- przerwał nakręcony krzywiąc się -... wybacz - zastopował swą gwałtowną wypowiedź.

- Chryste, Niall! - krzyknąłem zły, waląc go z pięści w bok ramienia. - Nie, idioto! Czy wie o tym, że zostaje? - zapytałem, gdy drzwi otworzyły się na rozcierz i niemal wypadł z nich wyższy. Szybko niczym sarenka podbiegł do nas z największym bananem na ustach jaki miałem okazję widzieć.

- Zostajesz?! - krzyknął podekscytowany, kucając tuż naprzeciwko nas.

- Tak - dodałem szybko, nim prawie zgniótł mnie swym ciałem. Objął mnie szczelnie swoimi rękami, wtykając nos w moją szyję. To było miłe, bardzo. Widziałem jak kątem oka Niall patrzy na nas, co nieco mnie sparaliżowało. Harry także musiał to zaraz zauważyć, gdyż odskoczył ode mnie jak oparzony i sapnął cicho wybacz.

Niall wiedział, ja wiedziałem, ale czy Harry wiedział? Tu pozostawało pytanie, na które mogło być tyle różnych odpowiedzi. Mogłem spodziewać się wszystkiego, dosłownie wszystkiego.

Proxima Project || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz