Mgliste wspomnienia z dnia dzisiejszego na wskroś przeszywały głowę Olivera. Zdawały się ogarniać każdy zakamarek jego umysłu, ale jednocześnie być w jakimś odległym odmęcie – miejscu, do którego dostępu nie posiadał nawet on sam.
- Co ty tu robisz? – Czyjś głos ledwie dotarł do świadomości chłopaka, zmąconej poprzez multum spraw. Był to strażnik. Jasna zbroja połyskiwała w świetle rzucanym przez zapalone pochodnie.
- Ja? – Zapytał Oliver, plecami opierając się o zimną ścianę.
- Nie. Moja ciotka – prychnął nieznajomy. – Jasne, że ty! Nie powinieneś tutaj przebywać. W ogóle, to twoje miejsce chyba obecnie powinno znajdować się w lecznicy.
Napotkany gwardzista lustrował chłopaka chłodnym wzrokiem. Najwidoczniej, podwładny króla Anebeta znów pomieszał drogi i gdzieś źle skręcił.
- Gubię się tu – wyjaśnił czarnowłosy, zgodnie z prawdą.
- No więc mogłeś poprosić kogoś, żeby cię zaprowadził. Niemało tu osób. Ktokolwiek by się zgodził. Służący, strażnik, niewolnik – mężczyzna nie zdawał się być przekonany co do słów Olivera.
- To może pan mógłby mi pomóc – zabrzmiało to bardziej jako stwierdzenie, aniżeli pytanie. Dodatkowo, ton głosu czarnowłosego ewidentnie nie był zbyt życzliwy. Można by go wręcz bez problemu określić jako wyzywający. – Chcę się dostać do lecznicy – chłopak zaczął się irytować. To nie była jego wina, że jest tu stosunkowo niedługo. Większość swego pobytu w tym królestwie spędził na wpół przytomny, objęty opieką medyczną, a teraz, miał ponownie trafić do tamtego przeklętego miejsca. Droga była łatwa, ale tylko od momentu opuszczenia pałacu od właściwej strony. W innym przypadku, można było się nieźle pogubić.
- Zgłupiałeś? Nie będę przecież łazić po całym zamku w czasie mojej służby – parsknął strażnik. Najwyraźniej, bardzo dobrze się bawił. Oliver powiedziałby, że zbyt dobrze. Rana na piersi dawała o sobie znać, a umysł był trochę zamglony. Tymczasem, strażnik pogrywał sobie z nim, zajmując tym samym czas i w pewnym stopniu urozmaicając nużące go zajęcie. Zamiast tego, powinien coś zrobić.
- No więc może chociaż mógłbym uzyskać informacje, dotyczące kierunku, w którym mam się udać? Czy to też uniemożliwia służba?
Gwardzista popatrzył na niego jak na wariata.
- A w jaki sposób miałaby to uniemożliwiać?
Zirytowany Oliver, postanowił zaoszczędzić sobie wysiłku i nerwów. Bez dodatkowego, zbędnego słowa, odszedł w kierunku, z którego tu przybył. Nie zamierzał tracić swego cennego czasu na ludzi pokroju tego mężczyzny.
- Młody! To w końcu potrzebujesz tej pomocy, czy nie? – Usłyszał czarnowłosy za swoimi plecami.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie bez tego.
Minąwszy plątaninę korytarzy, chłopak w końcu zdołał znaleźć wyjście z pałacu. Właściwe wyjście. To upragnione, którego szukał. Pozostawała mu już tylko przysłowiowa „ostatnia prosta". Obecnie, irytujący medyk zdawał mu się być wynagrodzeniem. Oczekiwaną pomocą, której rozpaczliwie szukał, do której dążył ze wszystkich swych sił.
- Stać! – Dwaj strażnicy skrzyżowali swoje halabardy, uniemożliwiając mu przejście.
„Co znowu?" – Miał ochotę zawołać Oliver, aczkolwiek siłą woli zdołał się od tego powstrzymać.
- Tak? – Pytanie, któro finalnie wydobyły się z jego ust było nieco bardziej przystępne i zdecydowanie grzeczniejsze.
- Gdzie się wybierasz? To podejrzane. Samotny niewolnik, spacerujący ścieżkami otaczającymi królewski pałac, w dodatku pod osłoną nocy – powiedział jeden z napotkanych, naprzykrzających się mężczyzn. Że też ludzie o takiej mentalności tutaj pracowali... Ucieczka nie wchodziła w grę w przypadku Olivera. Rana, której nie dało się przeoczyć w świetle pochodni, mówiła sama za siebie i była niczym drogowskaz, który wyraźnie mówił, gdzie kieruje się chłopak. A ponad to, brama prowadząca do miasta umiejscowiona została na końcu ścieżki prowadzącej w zupełnie przeciwnym kierunku.

CZYTASZ
Ja też mam marzenia!
Short StoryŻycie w świecie, w którym każdy jest tym, kim oczekuje się od niego, jest trudne. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma dobrego pochodzenia, a w zamku, jako rycerz, utrzymuje się wyłącznie z coraz bardziej wątpliwej przyjaźni z obecnym królem, któremu nie...