Rozdział 20

29 5 4
                                    

     Oliver obudził się w wyniku gwałtownego potrząśnięcia za jego ramię. Zdezorientowany, zamrugał, próbując odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. Jego umysł natychmiast oprzytomniał, gdy zobaczył osobę stojącą przed nim. Król Anebet.

- Panie? Co cię tu sprowadza? - Zapytał chłopak, nie kryjąc zdziwienia z domieszką słyszalnego w jego głosie strachu. Spojrzał za okno. Tak jak przypuszczał, była jeszcze noc. Ta sprawa musiała więc być pilna.

- Twój nowy znajomy próbuje uciec - oznajmił chłodno monarcha. - Maczałeś w tym palce?

- Nie, panie - zapewnił czarnowłosy, przecząco kręcąc głową. - Czy mam znów do ciebie przyprowadzić nieposłusznego człowieka? - Zapytał Oliver, przed oczami mając wydarzenia sprzed jakiegoś czasu, gdy to zniszczył rodzący się spisek, odzyskując w nagrodę, choć nie na długo, swe utracone szanse.

- Dobrze by było - powiedział król. - Chociaż wątpię, aby teraz to było takie proste. Być może, jest on już poza pałacem i ukrywa się gdzieś w mieście. Chyba nie pomożesz mi tym razem w taki sam sposób. Ten chłopak nie jest tak głupi, jak osoby, które przyszło ci nakryć na spiskowaniu.

     W sercu chłopaka zapłonął płomyczek nadziei. "Być może, jest on już poza pałacem". Więc jednak był sposób, aby stąd uciec i Anebet właśnie to przyznał. Można już tylko było trzymać kciuki za uciekiniera. Niech się cieszy wolnością.

- W takim razie, co mógłbym zrobić, panie? - Zapytał chłopak, pozostawiając wszelkie przemyślenia dla siebie.

- Najlepiej, żebyś powiedział mi, o czym ostatnio rozmawialiście i kiedy się widzieliście - odparł władca bez przegródek.

     Oliver zawahał się. Nie potrafiłby powiedzieć o wszystkich swoich konwersacjach. Najzwyczajniej w świecie ich nie pamiętał. Miał nadzieję, że chodziło o osobę, z którą widywał się nieco częściej.

- A o kim mowa, panie? Kto stara się uciec? - Zapytał czarnowłosy, właśnie zdając sobie sprawę z faktu, iż powinien od tego zacząć. Jednak jak to jednak powiadają, lepiej późno, niż wcale.

- Jim - oznajmił król, jakby było to coś oczywistego. - Niewolnik królewskiego medyka.

     Chłopak pokręcił głową, niedowierzając w słyszane przez siebie słowa.
- To niemożliwe - powiedział Oliver, nie bez przekonania. - On by nie uciekł, panie. Kochał to królestwo. Cieszył się życie. Niejednokrotnie mówił, że jest szczęśliwy i nie chciałby, aby coś się zmieniało.

     Usta monarchy wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia oraz dezaprobaty względem swego podwładnego.
- Nigdy nie rozważałeś możliwości, że może cię okłamywać? - Zapytał. - Zawsze jesteś taki ostrożny i drażliwy na kłamstwa, więc czemu nie dostrzegasz, gdy otaczający cię ludzie nie mówią ci prawdy. Przecież tak samo było z Edwardem, prawda?

     Te słowa zabolały czarnowłosego. Wolałby zostać uderzony w twarz - byłoby to znacznie mniej uciążliwe. Mimo wszystko, nie dał się przekonać. Jim był inną osobą. Różnił się od Edwarda, różnił się od niego samego, różnił się od wszystkich. On taki nie był. On nie potrafiłby zdradzić. Nie potrafiłby przez tyle czasu okłamywać osoby, której ratował życie. Być może umiałby uciec, ale nie zrobiłby tego.

- Mylisz się, panie - powiedział chłopak po chwili milczenia. - Jim nie chciałby uciekać. Mogę za niego poręczyć, panie.

     Król zaśmiał się. Nie był to jednak wesoły śmiech. Bardziej gorzki.
- Nie dostrzegasz ironii, Oliverze? - Odezwał się. - Jeszcze tej samej nocy, on chciał poręczyć za ciebie, a teraz... - rozłożył ramiona, jak gdyby chciał nimi objąć lecznicę, a może i cały pałac. - Nie ma go tu.

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz