Rozdział 2

64 8 2
                                    

Olivera obudziło trzęsienie oraz niezbyt ładny zapach, dostający się do jego nozdrzy. Otworzył oczy i ujrzał ciemnożółtą, posklejaną sierść. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jego ciało jest przełożone przez jakiegoś zwierzaka, który zdecydowanie, swoją wielkością, przekracza rozmiary konia, nawet największego, jakiego dane mu było zobaczyć.

Chłopak usiłował się podnieść, jednakże po chwili pożałował tego, dlatego że zarobił sobie tym kopnięcie, niebezpiecznie blisko głowy.

- Już się obudził? - Do uszu chłopaka dobiegł głos kogoś, kto musiał znajdować się niedaleko przed nim. Oliver usiłował unieść głowę, ale ów zwierz, na którego grzbiecie się znajdował, musiał akurat nastąpić na jakąś nierówność w drodze i głowa chłopaka opadła z powrotem na swoją poprzednią pozycję, przy okazji, zyskując dodatkowy ból, podczas zderzenia się z bokiem zwierzaka.

- Tak - mruknął mężczyzna, dosiadający zwierzęcia, przez którego grzbiet, przerzucony był chłopak.

- Długo już nie śpi? - Dopytywał ktoś inny.

- Dopiero się obudził. A przynajmniej dopiero przed chwilą próbował się podnie...

- Co tam jest?! - Przerwał mu jego rozmówca, zabierając tym samym możliwość, na dokończenie zaczętego przezeń zdania.

- Nie widzę.

Trzęsienie ustało. Jasne było, że przez jakąś przeszkodę na drodze, zatrzymali się.

- Posłaniec - mruknął po chwili któryś z obecnych w pobliżu mężczyzn. Do tej pory, prawdopodobnie nie brał udziału w konwersacji.

- Kto jest waszym dowódcą? - Rozległ się donośny głos przybyłego. Dało się w nim słyszeć akcent, którego Oliver nigdy w życiu nie słyszał, mimo, iż do zamku, w którym mieszkał, przyjeżdżało dużo ludzi, z różnych stron świata.

- Ja - odkrzyknął mężczyzna, siedzący na grzbiecie zwierzaka, na którym znajdował się również zdezorientowany chłopak.

- Mój władca mnie przysyła, abym przypomniał, że w ciągu najbliższych siedmiu dni, macie zapłacić okup. W innym wypadku, wasz król już nie zobaczy swojego syna.

Więc chodzi o wymianę - pomyślał Oliver. - Moje życie, za życie księcia.

- Będziemy jutro w jego pałacu. Przekaż mu to.

Chwilę później, zwierzak, na którym był chłopak, ruszył, a dwaj mężczyźni na powrót pogrążyli się w rozmowie. Jechali tak przez następne trzy godziny, po czym, dowódca grupy ogłosił, że czas się zatrzymać na noc. Niedługo po tym, Oliver został po prostu zepchnięty z grzbietu zwierzęcia. Wylądował na piasku, ale mimo to, jego plecy zabolały przy zderzeniu z podłożem. Wówczas, gdy się rozejrzał, zdał sobie sprawę z faktu, iż są na pustyni.

Z trudem się podniósł i przyjrzał uważnie zwierzakowi, na którym jechał. Był on większy od konia, miał ciemnożółtą sierść, jak chłopak wcześniej zauważył, dziwny, cieki ogon, zakończony brązową, włochatą częścią, podobny do takiego, jaki ma osioł oraz dwa wzniesienia na grzbiecie.

Oliver musiał stać tak dobrą chwilę przyglądając się mu, ponieważ nawet nie zauważył, jak ktoś do niego podszedł.

- Ciekawe zwierzę, prawda? - Chłopak niemalże podskoczył, słysząc głos tuż za sobą. Odwrócił się gwałtownie i dostrzegł mężczyznę z nawet przyjaznym wyrazem twarzy.

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz