Rozdział 17

26 5 4
                                    

     Gdy Oliver wychodził z jadalni, dwóch strażników bez słowa chwyciło go za ramiona.

- C-co się dzieje?! Skończyłem zadania! - Wykrzyknął, szarpiąc się. Usiłował wyrwać się z żelaznego uścisku, aczkolwiek musiał przyznać, że "napastnicy" mieli naprawdę mocny chwyt.

- Przestań się drzeć, bo oberwiesz - warknął jeden z mężczyzn, którzy go trzymali. - Jedno ostrzeżenie. Następnego nie będzie.

     Strażnicy zaczęli prowadzić chłopaka szerokim korytarzem. Nie miał pojęcia, dokąd zmierzają. Zdawało mu się, że w tamtym kierunku znajduje się komnata Anebeta, aczkolwiek wciąż nie był tego pewien. Wszystkie korytarze były do złudzenia podobne. Codziennie gubił się w tym pałacu. Poza tym, nawet, jeśli przypuszczenia czarnowłosego okazałyby się trafne, nie posiadał on żadnej gwarancji co do tego, że właśnie prywatne pokoje króla są celem tej "przechadzki". Mógł być ciągnięty wszędzie.

     Po pewnym momencie, zatrzymali się przed jakimś pomieszczeniem. Oliver nie dałby sobie uciąć głowy, ale prawdopodobnie był tutaj pierwszy raz, a właściwe, miał tu być pierwszy raz. Drzwi były zamknięte na klucz. Po otworzeniu ich, młody niewolnik został wprowadzony do... do zbrojowni. Było tu naprawdę przestronnie. Zadbane klingi, widniejące na licznych stojakach, połyskiwały w świetle pochodni umieszczonych na ścianach - zapewne niedawno przed nimi przebywał tu ktoś, aby je zapalić. W licznych kołczanach umieszczone zostały strzały do łuków, a także bełty do kusz. Te z kolei, zostały równo ułożone nieco dalej. Można tu było znaleźć wszystko. Od naprawdę małych noży, przez włócznie, aż po dwuręczne topory bojowe. A każdy oręż był w idealnym stanie, na swoim miejscu. Nie brakło też zbroi, od lekkiej po ciężką. Tarcz również było pod dostatkiem. Trochę dalej, można było dostrzec rzemyki, a także pas na broń, z licznymi sakwami i pochwami na miecze, albo co większe sztylety. Stały tu również różnorodnych rozmiarów szafki. Ich drzwiczki były pozamykane, nie ujawniając tajemnic, które skrywały. Zapewne rzeczy, które zostały w nich umieszczone, również stanowiły elementy ekwipunku niezbędnego żołnierzowi, aczkolwiek o tym chyba nie dane było się przekonać Oliverowi, przynajmniej na razie.

- Zdejmij koszulę - nakazał jeden ze strażników.

     Oliver nic nie rozumiał. Oprócz dość cienkich spodni, to był jego jedyny ubiór. Czyżby... oni chcieli go zabić? Zapewne łatwiej byłoby, gdyby nie zabrudził swojego stroju. Koszulę będzie można oddać jego następcy. Ale czy to naprawdę miało się skończyć teraz? W takim miejscu? Miało nie być już nic? Nie podda się im tak łatwo. Chwyci jakąś broń i będzie się bronił. Może i był wyczerpany dzisiejszym treningiem. Może i nie był w szczytowej formie, aczkolwiek, nie był też bezbronny.

- Nie mamy czasu! Przestań przedłużać! - Powiedział, wyraźnie zirytowany, mężczyzna, który dotychczas trwał w milczeniu.

     Czarnowłosy postanowił wykonać to polecenie. Dostrzegł, że gwardzista wyciąga rękę po jasny materiał. Oliver podał mu go.

- Nakładaj - drugi ze strażników wręczył chłopakowi kolczugę. Oczy Olivera rozszerzyły się. Ani trochę się tego nie spodziewał. Nie był pewien, co ma zrobić. Przecież to nie mogło być tak proste. Na pewno Anebet chciał go wciągnąć w pułapkę. Co to miało na celu?

- No nakładaj - te słowa pospieszenia dodały mu swego rodzaju odwagi. Był gotów stawić czoła temu, co usłyszy z ust monarchy. Był gotów, aby się bronić.

     Kolczuga pasowała idealnie. Zupełnie, jakby została stworzona idealnie dla Olivera. Tworzyła jedność z jego szczupłym ciałem.

- Nałóż jeszcze to - chłopak na powrót otrzymał swoją koszulę. Założył ją. Dokładnie przykrywała kolczugę. Właśnie taki był zamysł. Miała ją ukrywać. Dlaczego? Co się miało zdarzyć?

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz