Rozdział 21

29 5 5
                                    

     Wiele osób szukało "zbiegłego" niewolnika. Nikt jednak nie potrafił go odnaleźć. Strażnicy twierdzili, że w chwili, gdy uciekł, akurat nie stali na warcie, choć żaden z nich nie potrafił dokładnie wskazać tych, którzy wówczas mieli pilnować bram pałacu. Po Jimie nie było ani śladu i nic nie wskazywało na to, że coś ma się zmienić w przyszłości, a zwłaszcza tej najbliższej. To jednak nie sama w sobie ucieczka była najbardziej uciążliwa. Istotna była rola, którą pełnił pozornie nieważny, brązowowłosy chłopak. Miał dużą wiedzę w zakresie medycyny oraz niemałe doświadczenie. Teraz, gdy go zabrakło, lecznica przyjmowała znacznie mniejszą ilość pacjentów i nie była otwarta przez cały czas. Władca doskonale wiedział, że znacznie osłabia to królestwo. Nie mógł więc stać bezczynnie. Jeśli młody medyk miał nie wrócić, należało rozejrzeć się za kimś innym. Udał się więc do oficjalnego królewskiego medyka, aby wyrazić swą dezaprobatę.

- Musimy porozmawiać - oznajmił stanowczo Anebet, wszedłszy do lecznicy. Medyk akurat bandażował nogę jakiejś młodej kobiecie, której strój wskazywał na to, iż jest ona niewolnicą. Mogła więc poczekać. Sprawy państwa były znacznie ważniejsze.

- Oczywiście, wasza wysokość - mężczyzna pracujący w lecznicy wykonał prowizoryczny węzeł. Na tyle mocny, aby opatrunek się nie rozwiązał przez pewien czas, jednakże nie tak wytrzymały, by mógł się sprawdzić na dłuższy okres czasu.

     Król i jego podwładny udali się do niewielkiego, prywatnego pomieszczenia, przeznaczonego dla pracujących tu ludzi. Gdy tylko znaleźli się wewnątrz, lekarz pospiesznie obiegł wzrokiem pomieszczenie, zupełnie jakby miał nadzieję, że znajdzie tu kogoś ważnego. Tej osoby jednak nie było. Mężczyzna westchnął więc cicho, po czym posłał swemu monarsze wyczekujące spojrzenie.

- Chciałeś pomówić, wasza wysokość - powiedział głosem pozbawionym emocji. Wraz z Jimem, odeszła od niego chęć, wraz z zapałem, które uprzednio wręcz wypełniały jego serce.

- Przejdę do sedna, bo obaj nie mamy dużo czasu - Anebet zmarszczył brwi, jednocześnie zakładając ręce na ramiona. - Nie może być tak, jak jest obecnie. Lecznica jest zbyt długo zamknięta. Przyjmuje zbyt mało pacjentów. Powiedziałbym, że leczona jest połowa ludzi mniej, ale umniejszyłbym powagę naszej sytuacji. Nie można sobie pozwalać na taki układ. Wiesz, że cię cenię. Jesteś moim przyjacielem - król położył lekarzowi rękę na ramieniu - jednakże wiedz, że to musi się stać. Musisz mieć pomocnika.

- Mam takowego, wasza wysokość - odparł medyk, nie bez przekonania. Po tonie jego głosu możnaby wręcz wnioskować, iż jest on odrobinę urażony usłyszanymi słowami.

- Masz? - Anebet uniósł brew. - A więc gdzie on jest?

     Lekarz przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, aczkolwiek zrezygnował z tego pomysłu. Po prostu trwał w milczeniu, co chwilę zerkając w stronę drzwi, zupełnie jak gdyby lada moment miały się one otworzyć i ukazać tego brązowowłosego chłopaka, którego nieobecność była wręcz dobijająca.

- Jutro chcę zobaczyć, że pracuje tu ktoś jeszcze - powiedział król, wiedząc, że nie otrzyma odpowiedzi na zadane pytanie. Nie mógł jednak patrzeć na przygnębienie swego przyjaciela. - Nie martw się - powiedział tak ciepłym i przychylnym głosem, jak tylko potrafił. - Jestem pewien, że znajdziesz kogoś, kto będzie służył dobrze. Dam ci wybrać spośród najlepszych niewolników. Może nawet będzie tak samo, jak było...

     Monarcha posłał swemu rozmówcy lekki uśmiech, aczkolwiek, w odpowiedzi otrzymał wyłącznie wykrzywienie ust w grymasie. Ciepło przychylności trafiało na jakąś barierę, spowodowaną uderzającą nieobecnością jednego, pozornie nieistotnego elementu. Tak czy inaczej, lekarz nie potrafił się obecnie cieszyć.

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz