Rozdział 23

32 5 13
                                    

     Oliver zakładał na siebie zbroję. W jego oczach dało się dostrzec iskierki podekscytowania. Chłopak nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał na sobie kolczugę, czy też karwasze. Czuł motywujący dreszcz adrenaliny. Zaraz ma się to stać. Zmierzy się z osobami, ubiegającymi się o reprezentowanie króla Anebeta w nadchodzącym turnieju. Obecny pojedynek został dobrze przygotowany. Uczestnicy mieli dzierżyć prawdziwą broń, zamiast niegroźnych, ćwiczebnych mieczy, a ograniczające ich zasady, miały być niemalże identycznie, jak te, które niebawem zostaną oficjalnie ogłoszone przed zaczęciem właściwego turnieju.

     Czarnowłosy sprawdził, czy oręż, który został mu przydzielony, dobrze wysuwa się z pochwy po lewej stronie pasa. Na szczęście, obyło się bez komplikacji przy tej, z pozoru prostej, jednakże niezmiernie istotnej, czynności. Niewolnik już miał opuszczać zbrojownię, gdy usłyszał za plecami znajomy głos.

- Oliverze! Zaczekaj! - Chłopak przystanął, po czym odwrócił się na dźwięk swojego imienia. Dojrzał przed sobą Jima. Młody medyk posyłał mu przyjacielski uśmiech, choć nie potrafił skryć obaw, a wręcz strachu, widniejących w jego oczach.

- Co takiego? - Zapytał zagadnięty. Nie potrafił czytać w myślach. Zapewne mogło chodzić o wszystko, lecz coś w głębi serca mówiło mu, iż jest to jednak istotna wiadomość. Jeśli byłoby inaczej, to czy pomocnik lekarza fatygowałby się tutaj osobiście?

- To dzisiaj... Teraz, mam rację...? - Zawahał się nieco Jim. Westchnąwszy głęboko, zdołał doprecyzować swoją myśl. - Właśnie będą te całe eliminacje do turnieju, czyż nie?

     Osobisty niewolnik Anebeta nie mógł zrozumieć zachowania swego znajomego. To był powód do radości. Jeden z najważniejszych dni. To dziś wszystko miało wreszcie przestać być przerażającą zagadką, ujawniając światu tego, który weźmie udział w jednym z najbardziej, jeśli nie najbardziej, prestiżowych turniejów. Nawet jeśli wówczas reprezentantowi nie uda się wygrać, jego imię i tak z pewnością zostanie zapamiętane na pewien czas, a ludzie otoczą taką osobę chwałą oraz podziwem.

- Tak, teraz. To wspaniale, czyż nie? - Na twarzy Olivera rozbłysł ciepły, ale i dość dumny, uśmiech. Chłopak nie przewidywał innej opcji na zakończenie dzisiejszego starcia, niż własne zwycięstwo. To nie było dobre podejście... Nie należało przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę. Jeśli w grę wchodziły sprawy wagi międzynarodowej, należało podejść do sprawy jak najbardziej realistycznie.

- Tak - Jim zapewne próbował odwzajemnić otrzymany uśmiech, robiąc to w pełni okazałości, lecz nie powiodło mu się to. Na ustach młodego medyka pojawiło się za to coś, co przypominało grymas dezaprobaty. Wypowiedziane przezeń słowo zupełnie nie brzmiało szczerze. - Doceniam twój wybór, naprawdę... Tylko, że... - Wyglądał, jak gdyby cały czas bił się w głowie z własnymi myślami. Finalnie, postanowił podzielić się swoim zdaniem. - Nie powstrzymam cię przed udaniem się tam, prawda..? - Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. Widząc oczy Olivera, Jim już znał odpowiedź. - Wiem, że masz największe szanse na dzisiejsze zwycięstwo, spośród wszystkich uczestników... Ale pomyśl o tym wszystkim w odmienny sposób... Czy zastanawiałeś się, jak dużo tracisz, dostając się do tych całych zawodów? Bogata sfera ludzi, pełna chwały, zobowiązujących umów oraz kłamstw. Wiesz, że możesz zostać mistrzem, ale uświadom sobie jeszcze, że zwycięscy nie mają czasu na szczerość, bezinteresowność, czy też przyjaźń, o miłości już nawet nie wspominając... Wybierz życie, w którym będziesz najszczęśliwszy, nie patrząc na łańcuchy, bądź ich brak. Niekiedy, najzwyklejszy niewolnik ma więcej swobody niż osoba królewska. A wszak ty do tych najzwyklejszych i tak nie należysz... Nie patrz tylko na to, co możesz zyskać. Czasem warto jest przystanąć i dokładnie obejrzeć to, co się już ma, bo być może, są to cenniejsze rzeczy, niż upragniona nagroda.

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz