Rozdział 27

18 5 7
                                    

     Oliver. To imię, choć zdawało się tak krótkie i niewiele znaczące, rozbrzmiewało w niemalże całym królestwie. Był to zaledwie niewolnik. Jeden człowiek, którego przeszłość pozostawała dla niemalże wszystkich tajemnicą. Oliver. Rycerz, o którym nikt nie pamiętał. Przynajmniej prawie nikt. To, co było, miało przejść w niepamięć. Udawało się to, bowiem nikt w królestwie Anebeta już nie wspominał o osobie, którą był czarnowłosy chłopak. Sytuacja uległa zmianie, gdy w grę zaczęli wchodzić ludzie przybyli zza granic tego państwa - ci, którzy, aby tu dotrzeć, przebyli taką samą drogę, jak Oliver. Jego rodacy.

     Z początku, chłopak nie wiedział o przybyciu rodzimego narodu do pałacu, w którym teraz żył, czy chociażby do miasta. Nikt nie raczył podzielić się z nim tą informacją. Odkrył to przez przypadek, będąc w ogrodzie. Cieszył się piękną pogodą, wypoczywając w słońcu po jednym z nieco bardziej wymagających treningów, gdy obok niego przeszedł jakiś obcy mężczyzna, mający na oko mniej więcej trzydzieści lat. Ubiór tego człowieka był intrygujący, lecz bardzo znajomy... Niechybnie, mężczyźnie wypadła jakaś kartka, którą musiał niezbyt dobrze trzymać, bdz schować w jakieś nieszczelne miejsce. Oliver natychmiast podniósł papier z ziemi, po czym podbiegł do nieznajomego.

- Przepraszam! Upuścił to pan - powiedział niewolnik, jednocześnie spoglądając na ową wiadromość. Wówczas, stanął jak wryty. Jego oczy rozszerzyły się, a wargi nieznacznie zostały przezeń rozchylone. To pismo... Takie widywał tylko... Tylko w domu. To dla tego ten typ ubioru był tak znajomy... Ten mężczyzna to jego rodak.

- Dziękuję - powiedział nieznajomy, odbierając swoją własność. Najwyraźniej zobaczył jednak, że coś się zmieniło w zachowaniu jego młodego rozmówcy. - Czy... Czy coś się stało?

- Nie... Nic - powiedział Oliver. A co innego miałby oznajmić? Najlepiej byłoby to po prostu zostawić. Czarnowłosy jednak nie mógł się powstrzymać przed przeciągnięciem tej rozmowy, choćby na chwilkę. - Po prostu... Zaintrygowało mnie to pismo - wyznał, nie mogąc oderwać wzroku od starannie zapisanych liter. Nie było to nic wielkiego. Zaledwie "Do Czcigodnego Króla Anebeta". Mimo wszytsko, słowa te zostały zapisane w jego ojczystym języku. To jego ukochane pismo. Tutaj, funkcjonowały inne litery. Ten skrawek papieru zdawał się więc być błogosławieństwem w tym szerokim świecie tak wielu różnic.

- Pismo? - Rozmówca czarnowłosego posłał mu przyjazny uśmiech. - Nieczęsto dane mi jest słyszeć coś takiego. Jeśli chcesz, możesz zobaczyć - zaproponował, dokładnie pokazując chłopakowi grzbiet listu. Nie zdradzał treści, tak więc nie było to nic złego. - To jest do... - zaczął.

- Do króla Anebeta - dokończył za niego Oliver, jak gdyby to było oczywiste.

     Mężczyzna popatrzył na niego z szeroko otwierając oczy. Wówczas, do chłopaka dotarło, co właśnie zdradził. Nie miał prawa rozumieć tutejszego języka. Niewolnictwo natomiast nie było trudnym do zrozumienia systemem. Sprzedawano tu ludzi z teoretycznie każdego państwa.

- Ty... - rozmówca Olivera zawahał się. Ewidentnie nie wiedział, jak to ubrać w słowa. W końcu jednak zdecydował się odezwać. - Ty jesteś moim rodakiem, prawda?

- Tak - odparł cicho czarnowłosy, choć wiedział, że to nie jest prawda. Choć raniąca, świadomość tego faktu spoczywała spokojnie w jego umyśle, nie dając mu chwili uwolnienia się od niej. To już nie było jego państwo. Teraz miał swoje miejsce tutaj, u boku króla Anebeta. Nie ważne już było, skąd przyszedł. Teraz liczył się wyłącznie fakt, gdzie jest teraz.

     Pierwszy raz w życiu Oliver przyznał sam przed sobą, dlaczego naprawdę tu jest. Do tego momentu, przez cały ten czas zbytnio się bał, aby sobie to powiedzieć w myślach. To była wina Edwarda. Ktoś, kogo zwał swym najlepszym przyjacielem sprawił mu największą przykrość.

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz