Rozdział 26

19 5 5
                                    

     Oliver, którego serce biło znacznie szybciej, niż powinno, powoli podszedł do honorowego miejsca na końcu długiego stołu. Jadalnia, choć była naprawdę duża, obecnie zdawała mu się mieć niespodziewanie małe rozmiary, zupełnie jakby ktoś ukradł kawałek tego pomieszczenia, zabierając mu możliwość, by mentalnie przygotować się na to, co miało nastąpić. Właściwie, to sam dokładnie nie wiedział, co monarcha zamierza mu zrobić. Podejrzewał jedynie, że to będzie boleć. Zapewne zostanie uderzony. Istniała też możliwość, że... Oliver nawet nie chciał dopuszczać do swej głowy tej myśli. Czy ktoś inny miałby wziąć udział w turnieju? To wszytsko zależało od króla. Ten jeden człowiek, używając zaledwie jednego słowa, mógł sprawić, że tygodnie przygotowań poszłyby na marne.

     Nie mówiąc choć jednego słowa, Anebet podniósł się ze swojego miejsca. Młody niewolnik spuścił wzrok. Nie miał odwagi, aby popatrzeć temu mężczyźnie w oczy. Wówczas, król mocno chwycił podbródek swego podwładnego, zmuszając chłopaka, by ten nań spojrzał. Gdy tylko to się stało, władca, zgodnie z niechętnymi przypuszczeniami Olivera, uderzył chłopaka w twarz. To było upokarzające. Czarnowłosy, jeszcze nie dawano, idąc do tej sali, zamierzał zaimponować wszystkim, którzy się tutaj obecnie znajdowali. W najmniejszym stopniu nie planował takiego biegu wydarzeń. A to wszytko przez jednego człowieka. Wszystko przez Doriana. Najgorsza była jednak bezsilność. Oliver nie mógł w żaden sposób się zrewanżować ambasadorowi. Był niewolnikiem. To takie niesprawiedliwe...

     Dopiero po pewnym czasie, do chłopaka dotarło, iż monarchą właśnie coś do niego powiedział. Serce czarnowłosego zaczęło bić szybciej. Nie usłyszał słów, które właśnie padły. Mógł się jedynie domyślać. Czego mógłby chcieć od niego pan?

- Wybacz mi, panie. Ja... Ja mógłbym teraz przedstawić tysiąc wymówek... - powiedział Oliver że łzami w oczach, przyklejając na zimnej posadzce. Zaryzykował, iż król zapytał go o powód tego incydentu. - Lecz chciałbym powiedzieć prawdę, bez względu na to, jak żałośnie by to nie brzmiało... - Trzeba było ostrożnie dobierać słowa. Oliver nie mógł powiedzieć ani słowa przeciw Dorianowi. Ni tutaj. Nie teraz. - Niechybnie potknąłem się o kamyk, który leżał na podłodze. Nie wiem, skąd on się tu wziął. Być może, jakiś niewolnik go tutaj przez przypadek kopnął, bądź upuścił. Czasem wynoszą skądś zbędne rzeczy, takie jak ta, poza tym, niemało kamyków przed twym pałacem, panie... - Oznajmił chłopak, wskazując na niepasujący do eleganckiego wystroju, szary przedmiot, leżący w pobliżu stołu. Z dwojga złego, dobrze że posłaniec Edwarda wykonał taki rzut, iż owy kamień został w dość  widocznym miejscu; inaczej, byłoby trudniej.

- Na turnieju też będziesz się potykał? - Zapytał Anebet, marszcząc brwi. - Wszak na arenie też znajdą się jakieś kamienie.

     Gdy tylko to powiedział, przez pomieszczenie przebiegła fala śmiechu. Poczucie humoru u władców oraz twarda ręką, którą rządzili, były dwoma docenianymi cechami na arenie międzynarodowej.

- Nie, panie - odparł spokojnie chłopak. - Tam będę świadomy ich obecności. Tutaj, ta... przeszkoda była dla mnie zaskoczeniem.

     Oliver w duchu błagał, aby monarcha był mu przychylny. Niech go uderzy, niech nałoży na niego jakąś dotkliwą karę, nie zrobi co chce... tylko aby pozostawił go w turnieju...

     Nastąpiła chwila milczenia. Anebet przez chwilę przyglądał się swemu podwładnego spod lekko przymrużonych powiek, zupełnie jak gdyby chciał ocenić szczerość chłopaka. Wyczekiwanie było doskonale wyczuwalne. Zgromadzeni w pomieszczeniu, bez najmniejszego wyjątku, spoglądali na tutejszego władcę. Najwidoczniej Anebet jednak zdecydował się zaufać swemu podwładnemu.

- Ostatnia szansa, Oliverze - powiedział król spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem. - Znaj moją łaskę. Tylko tego nie zmarnuj.

- Dziękuję, panie - powiedział chłopak, nie skrywając wdzięczności, lecz zarazem również ulgi. W obecnym momencie, nie tylko on czuł uznanie i przychylność względem monarchy. Te cechy można było bez problemu odnaleźć w spojrzeniach przybyszów z innych państw, bowiem właśnie byli świadkami aktu okazania sprawiedliwości, ale również miłosierdzia. Anebet posiadał cechy szlachetnego władcy.

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz