- Można śpiewać? - Głos Jima przerwał idealną ciszę, która dotychczas miała miejsce. Jeszcze nawet nie wyjechali z miasta.
Gwardzista, który jechał konno nawet się nie odwrócił, najwyraźniej zdając się na decyzję swojego kolegi po fachu. Natomiast ten, który zajmował miejsce obok niewolników na początku, spojrzał przez ramię, oglądając się na swojego znajomego, lecz gdy tylko zorientował się, że nie uzyska pomocy, podrapał się po podbródku w zamyśleniu.
- Chyba można... - stwierdził w końcu, nie kryjąc wahania w swym głosie.
Nie słysząc żadnych sprzeciwów, Jim zaczął cicho nucić jakąś melodię. Dość szybko nabrał jednak pewności i zaczął to robić coraz głośniej, aż w końcu do melodii dołączył słowa, tak, że w końcu śpiewał. Prawdopodobnie tylko on sam rozumiał słowa pieśni, bowiem język, w którym ją wykonywał, nie był używany w tym królestwie.
- Czy to jest "O szlachetnym rycerzu"? - Zagadnął po chwili gwardzista z wozu. Po wyrazie jego twarzy można było stwierdzić, że to pytanie tkwiło w jego głowie już przez pewien czas, lecz dotąd zachowywał je dla siebie, nie chcąc zaburzać przebiegu pieśni.
- Tak! - Jim entuzjastycznie pokiwał głową. - Zna ją pan?
- Mhm - potwierdził, lecz po chwili dodał, rozwiewając cień wątpliwości, który mógł zaistnieć w czyjejś głowie. - Ale tylko w ojczystym.
- Ja też tylko w ojczystym - zaśmiał się Jim, zdając sobie sprawę z tego, jak potomne, a jednocześnie odmienne jest użyte przez nich pojęcie. - Może mógłbym się nauczyć również w tutejszym.
Mężczyzna bez problemu zrozumiał, o co chodzi brązowowłosemu chłopakowi. Osobiście zaczął więc pieśń, starając się śpiewać tak wyraźnie, jak to tylko możliwe.
Dwieście lat męki
Dwa wieki udręki
Ludzie bezradni bez swojej nadziei
Bez własnej potęgi
Z mocą włóczęgi
Uciekli do gęstych, zielonych knieiZaraz po tych wersach, podniosła, poważna pieśń natychmiast nabrała pewnego życia. Rytm był idealny, zupełnie jak ten, który przed chwilą dało się słyszeć w wykonaniu Jima. Teraz, słowa wypełniła pewna radość. Stały się bardziej żywe i wesołe.
Lecz przybył wojownik
Dzielny, waleczny
Jak heros, któremu należy się pomnik
Pokonał wroga
Gdy wszelka przestroga
Nie dała nikomu dopomóc mu w bojuJak śpiewał, Jim wtórował mu nucąc tą pieśń. Dobrze się zsynchronizowali. Nikt nie zostawał z tyłu, ani nie wybiegał zbytnio naprzód, było to aż dziwne, bowiem właściwie wcale się nie znali. Nikt jednak nie narzekał, ani im nie przeszkadzał w żaden inny sposób.
Cieszyli się niewinni
Gdy ich ocalił
I odejść nakazał, tak jak powinni
Zabił wrogów okrutnych
Pocieszając tym smutnych
Ocalił rodaków
Rozsypane ziarno pozostawił dla ptaków
Wreszcie odnalazł dowódcę wroga
Którego ogarnął strach i wielka trwoga
Najeźdźca w ostatku obraził króla
Teraz powieki jego sen utułaOstatnią zwrotkę śpiewano wyciągając pewne wyrazy. Pieśń była tak dobrze wykonana, że dało się niemalże wyczuć szacunek względem jej głównego bohatera.
Nasz rycerz uniósł lśniący miecz
Po klindze spłynęła szkarłatna ciecz
Walczył dla ludzi i swego kraju
Uratował tych, kryjących się w gaju
To wybawca, to wzór wszelkich cnót
Oręż wrogów już zanosi do twych wrót
CZYTASZ
Ja też mam marzenia!
NouvellesŻycie w świecie, w którym każdy jest tym, kim oczekuje się od niego, jest trudne. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma dobrego pochodzenia, a w zamku, jako rycerz, utrzymuje się wyłącznie z coraz bardziej wątpliwej przyjaźni z obecnym królem, któremu nie...