Walentynki ❤️

32 5 2
                                    

     ❤️ Hej! Z tej strony Caterina. Na początku, chciałabym Wam wszystkim złożyć serdeczne życzenia z okazji dnia zakochanych. Mam nadzieję, że spędzicie go w towarzystwie wspaniałych ludzi. Pamiętajcie, że kochać można również platonicznie - nie martwcie się jeśli nie znaleźliście jeszcze swojej drugiej połówki, zawsze gdzieś będzie ktoś, czy to rodzina, czy przyjaciele, czy może nawet jakieś ukochane zwierzątko, któro obdarza was uczuciem. Jeszcze raz, wesołego dnia, pełnego miłych chwil!
     Następnie, pragnę Wam podziękować za wszelkie wyświetlenia, głosy oraz komentarze. Wskazują mi, że komuś zależy na tym, co robię. Dziękuję! Jak pewnie widzicie, całe opowiadanie po wstawieniu rozdziału w zeszły piątek zyskało już w sumie ponad 100 gwiazdek! Bez Was, nie byłoby ani jednej.
     Myślę, że to już chyba wszytsko. No... prawie wszytsko. Napisałam dla Was krótki, nie ingerujący w fabułę, dodatek. Mam nadzieję, że Wam się spodoba (następny rozdział będzie standardowy, zupełnie jak gdyby nie było tego nie powiązanego fragmentu):

     Oliver leżał na miękkim dywanie, przykrywającym podłogę w komnacie Anebeta. Czarnowłosy miał na wpół zamknięte oczy. Z jednej strony, chciał oddalić się w objęcia Morfeusza, natomiast z drugiej, mógłby tak trwać jeszcze przez długi czas. Nakrył swoje ciało przyjemnym w dotyku kocem, który okazał się niezwykle szczelną tarczą przed wszelkimi natarciami chłodnego, zimowego wiatru. Na dodatek, kominek, przy którym chłopak się ulokował, wręcz pałał ciepłem i rzucał na wszystko w pomieszczeniu łagodny blask.

     Nagle drzwi do pomieszczenia zostały otwarte. Oliver zerknął w tamtym kierunku. Monarcha wrócił. Niósł coś w ręku, jakiś koszyk, dość sporych rozmiarów.

- Co to takiego, panie? - Zapytał chłopak, podpierając się na łokciu. Teraz na wpół siedział, chociaż po części wciąż leżał na miękkiej powierzchni. Nie umiał jednak sam z siebie wstać na równe nogi. Było tak przyjemnie i ciepło, że aż zapewne miałby grzech, gdyby porzucił swoją dotychczasową pozycję.

- Należy ci się coś od życia. Przynajmniej według mnie - powiedział władca, zupełnie wymijając swoje zdanie z odpowiedzią na usłyszane pytanie. To jednak miało zaraz wyjaśnić się samo, bowiem mężczyzna wyciągnął owy koszyk w stronę chłopaka. Czy to było dla niego? Miał coś otrzymać na własność?

    Niepewnie, lecz jednocześnie z nieco znikomą chęcią opuszczenia idealnego miejsca przy kominku, w dodatku pod kocykiem, Oliver wstał i zbliżył się do swojego pana. Widząc zachęcające skinienie głowy, powoli wziął od niego koszyk, zupełnie jakby właśnie otrzymywał najcenniejszy skarb na świecie. Nic dziwnego, pierwszy raz, od kiedy przebywał w tym królestwie, dostał coś, co miało był tylko dla niego. Jego własność.

     Koszyk był cięższy, niż Oliver przypuszczał. To musiało być coś drogiego, o ile nie został właśnie ofiarą żartu, a wewnątrz umieszczono kamienie.

     Młody niewolnik ostrożnie uchylił wieczko koszyka. W pierwszej chwili, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy tylko dostrzegł, co takiego znajduje się we wnętrzu. Jednak już w następnym momencie, na ustach czarnowłosego pojawił się szeroki, ciepły i szczery uśmiech, a wokół oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. Był naprawdę szczęśliwy. Zresztą, nie tylko on. Z koszyka wydobyło się radosne szczęknięcie. Oliver podniósł pieska na ręce. Zwierzak natychmiast zamerdał radośnie ogonem, jednocześnie liżąc twarz chłopaka.

- Czy on... Czy on jest naprawdę mój, panie? - Zapytał Oliver. Jego głos był odrobinę wyższy niż zazwyczaj, co zapewne zostało spowodowane sporą ilością ekscytacji, przepełniającej ciało czarnowłosego. W oczach dostrzegalne było lekko zniecierpliwione oczekiwanie, zmieszane z prośbą.

- Tak - odpowiedział spokojnie król.

     Oliver zaśmiał się radośnie. Nie krył szczęścia. To była chyba najlepsza chwilą, która spotkała w obrębie tego królestwa. Najszczęśliwszy dzień. Miał pieska. Dostał szczeniaczka.

- Dziękuję, panie! - Zawołał chłopak, lecz nawet nie spojrzał na monarchę. Cała uwaga czarnowłosego zwrócona była na otrzymanym podarunku. Drapał pieska za uchem, gładził jego miękka śierść i po prostu wpatrywał się w niego, niczym w jakiegoś wszechmocnego zbawcę.

     Widok tak szczęśliwego Olivera, tulacego do siebie szczeniaczka pod wełnianym kocykiem, rozczulił serce króla. Anebet mógł czasami być srogi, miał momenty, w których się gniewał, mógł być chwilami wręcz niemalże okrutny, chociaż nie można było zarzucić mu, że nie posiada uczuć.

- Wiedziałem, że go polubisz, gdy tylko zobaczyłem go na targu - rzucił monarchą, niby od niechcenia.

- Nie polubiłem go, panie - odpowiedział chłopak, dziwiąc się, że mężczyzna, który wszak potrafił tak dobrze odgadywać emocje, uczucia, a czasem nawet myśli innych, pomylił się w tak oczywistej kwestii. Nim ten jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, chłopak dokończył swoją myśl. - Ja go pokochałem.

- Gdziekolwiek byś nie był - zaczął władca, nalewając sobie wina do swojego prywatnego, pięknie zodbionego kielicha - pamiętaj, że każdy dzień w życiu ma miejsce na radość. Zresztą nie tylko - odstawił szklaną butelkę i ujął w dłoń mniejsze naczynie. - Jest jeszcze coś koło radość. Taki priorytet...

- Miłość - dokończył za niego Oliver. To był dobre dokończenie tej myśli. Idealne wręcz.

- Tak - powiedział władca, ze skrywaną aprobatą, s wręcz radością, widząc, jak bardzo jego podwładny cieszy się z tak drobnego gestu. - Miłość.

Wesołych Walentynek! ❤️

Ja też mam marzenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz