Oliver powoli otworzył oczy. Przez chwilę, kompletnie nie miał pojęcia, czemu nie jest w swojej komnacie, ale już po momencie, zaczął sobie przypominać wydarzenia z... kiedy? Nie wiedział, ile czasu upłynęło od tamtej sytuacji, zaistniałej w zamku. Mogło to być kilka godzin, albo kilka dni... Nigdy wcześniej nie stracił przytomności, a przynajmniej nie przypominał sobie tego.
Usiadł. Czuł okropny ból w głowie. Co takiego się wydarzyło? Próbował sobie coś przypomnieć. Może odzyskał przytomność wcześniej, ale tego nie pamiętał.
Rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdował. Był to nieduży namiot. Nie było w nim prawie nic. Tylko łóżko, na którym obecnie siedział, jeśli można było nazwać tak posłanie ze skóry, a także mały stolik.
Oliver wstał, ale niemalże od razu pożałował swojej decyzji. Zakręciło mu się w głowie, więc musiał na powrót usiąść. Westchnął z bezsilności. Gdzie się podział ten chłopak, który był nieustraszony i dzielnie walczył? Gdzie się podział ten, który nigdy nie pokazywał żadnych słabości? Gdzie się podział ten, którym był jeszcze nie tak dawno? Odszedł. Na jego miejsce przyszedł inny, przestraszony chłopak, który nie mógł się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Taki, który nawet nie potrafił ustać w miejscu...
Na tę myśl, w jego oczach zaczęły się zbierać łzy. Oznaka słabości. Przynajmniej tak mu wpajano. Otarł je wierzchem dłoni. Ale czy to źle? Źle, że się bał? Źle, że jednak miał jeszcze jakieś uczucia? Nie okazywał ich zbyt często. Nie pamiętał, kiedy ostatnio płakał. Może zdążałoby mu się to częściej, gdyby nie fakt, iż nie czuł litości względem innych, a nawet jeśli tak było, nie pozwalano mu pomagać potrzebującym. Było to dość kontrowersyjne. Rycerz, który nie ma prawa znać współczucia. Zawsze patrzył, na otaczające go osoby, z góry. Nawet jeśli czasami chciał zrobić coś dla innych, było to źle odbierane przez króla. Stał się więc nieczuły. Nie kochał nikogo, nie współczuł, nie było mu żal... Liczył się tylko rozkaz, wydany z ust Edwarda, obecnie noszącego koronę, a niegdyś - jego najbliższego przyjaciela. A teraz? Spodziewał się pomocy innych, a sam takowej nikomu nie udzielił, od niepamiętnych czasów, jeśli nie było takiego rozkazu. Bo po co dowódcy ma być żal kogokolwiek? To czyni go słabszym.
Z zamyślenia wyrwał go czyiś głos.
- Już się obudziłeś? - był to on. Ten król, którego "własnością" miał teraz być. Chłopak doskonale wiedział, że niewolnicy są traktowani jak przedmioty. Jak rzeczy, których nikomu nie będzie szkoda, jeśli się zepsują. Oliver postanowił jednak nie poddawać się tak łatwo. Odwrócił wzrok, nic nie mówiąc. Pożałował tego. Monarcha mocno chwycił jego podbródek i odwrócił jego głowę w swoją stronę. - Po pierwsze, patrz na mnie gdy mówię, a po drugie, odpowiadaj na każde moje pytanie. Zrozumiano?- Tak.
- I po trzecie, masz mnie tytułować "panie"- chłopak w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Był zbyt przestraszony, aby obecnie myśleć racjonalnie. W innym wypadku, stanowczo zaprotestowałby.
- Mam pytanie - powiedział po chwili Oliver, po czym napotkał wzrokiem chłodne spojrzenie swojego "właściciela". - Panie... - dodał pospiesznie, nim nieznajomy wyrządził mu jakąkolwiek krzywdę.
-Tak?
-A co jeśli złamię którąś z tych zasad, panie?
Król uśmiechnął się. Nie był to jednak wesoły uśmiech, a bardziej podły.
- Przekonasz się, gdy tak się już stanie, no chyba że nie zamierzasz ich łamać - jego ton brzmiał niemalże wyzywająco. Oliver doskonale wiedział, że ma to być prowokacja, jednakże nie dał się wciągnąć w tę grę, która już na początku nie niosła ze sobą nic dobrego.
-Jeszcze jakieś pytania? - Zapytał mężczyzna.
-Tak, panie - słowo "panie" chłopak wypowiedział niemalże drwiąco. - Mógłbym dostać coś do jedzenia?
Monarcha zawołał strażnika i polecił mu przynieść talerz z pożywieniem. Gdy ten tylko wykonał przydzielone zadanie, natychmiast opuścił namiot.
- Smacznego - powiedział król, wciąż się sztucznie uśmiechając.
Oliver już miał zacząć jeść, gdy się zawahał. A co jeśli jest to czymś nafaszerowane?
- A skąd mam wiedzieć, że nic tam nie ma, "panie"? - Zapytał.
- Nie masz tego wiedzieć - odparł mężczyzna. - Sam poprosiłeś o jedzenie, więc masz. Będziesz jadł, to dobrze. Nie będziesz jadł - trochę gorzej, ale w sumie też dobrze. Nawet jeśli coś tam kazałem dosypać, to i tak prędzej czy później musisz jeść.
Oliver bacznie się przyglądał jedzeniu na talerzu. Zapach się zgadzał - nie było w nim nic podejrzanego, ale szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, czy środki odurzające, których się obawiał, mają jakikolwiek zapach. Mimo niepewności, wziął kawałek mięsa, wchodzącego w skład tego dania, do ust i, nie czując w jego smaku nic nadzwyczajnego, zjadł wszystko. Zaraz po tym, niepewnie popatrzył na króla, który wciąż tu był.
- O! Nagle sobie coś przypomniałem - powiedział mężczyzna, łapiąc się za głowę w udawanym przerażeniu. - Coś tam mi wpadło do tego mięsa.
Oliver starał się wypluć posiłek, ale było już za późno. Chwilę później, poczuł narastające zmęczenie, ogarniające jego umysł. Próbował z tym walczyć, jednakże był zbyt słaby.
CZYTASZ
Ja też mam marzenia!
Short StoryŻycie w świecie, w którym każdy jest tym, kim oczekuje się od niego, jest trudne. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma dobrego pochodzenia, a w zamku, jako rycerz, utrzymuje się wyłącznie z coraz bardziej wątpliwej przyjaźni z obecnym królem, któremu nie...