- Ostatnia szansa - w głosie monarchy wybrzewiał już dość znajomy chłód, zmieszany z żelazną nieustępliwością. Król nie żartował. Gdy coś pójdzie nie tak, jako powinno, nie będzie już później możliwości na poprawę. Nie będzie możliwości na przeproszenie. Nie będzie możliwości na nic.
- Panie... Dziękuję z całego serca - Oliver uklęknął przed swym zbawicielem. Przed osobą, która wciąż miała dla niego łaskę.
- Jeszcze nie dziękuj. A nawet jeśli chcesz, to pewnie powinieneś zwrócić się do króla Edwarda. On się za tobą wstawił, chociaż wclae nie musiał.
Czarnowłosego ogarnęło poczucie, którego nie dane mu było zaznacz od dość dawna. Jego serce wypełniła ciepła świadomość bliskości względem jego znajomego... Nie. Nie "jego znajomego". Jego przyjaciela. Oliver poczuł, że naprawdę komuś na nim zależy, a los jego życia nie jest wszystkim obojętny. Młody niewolnik zyskał poczucie bezpieczeństwa.
- Dziękuję - powiedział ponownie Oliver, tym razem zwracając się do Edwarda. Ten w odpowiedzi skinął głową i rzucił krótkie: "Kiedyś mi się może odwdzięczysz." W rzeczywistości natomiast miało to zupełnie inny wydźwięk, a mianowicie: "Jeszcze ci się odwdzięczę za zachowanie mnie od konsekwencji." Pośród setek kłamstw na tym królewskim dworze, wszyscy musieli ukrywać swe prawdziwe intencje że względu na strach, lecz również na troskę o inne osoby.
- Cztery dni - powiedział twardo Anebet. - Po czterech dniach wszystko stanie się jasne. Piątego, licząc do dziś, są zawody. Nie myśl sobie, że nie wziąłbym rezerwowego, gdybyś mi podpadł. Twój udział może w każdej chwili zostać odwołany zaledwie jednym słowem. A wówczas żadne wstawiennictwo ci nie pomoże, rozumiemy się?
- Oczywiście, panie - odparł Oliver niezwykle poważnym głosem, chociaż w duchu niemalże skakał że szczęścia.
Noc wyczyściła już wszelkie wątpliwości, co do znajomości Olivera i Edwarda. Gdy wkrótce zasypiali, każdy w swej komnacie, miało świadomość, że mimo tyłu trudności, wciąż są przyjaciółmi.
---
Chociaż ze względu na porę roku słońce pozostawało na niebie przez coraz dłuższy okres czasu, dni w królestwie Anebeta zdawały się być wciąż tylko krótsze i krótsze. Przygotowania do nadchodzącego turnieju zaprzątały głowy wszystkich żyjących tu ludzi - od samego monarchy, przez rycerstwo, aż po niewolników. Zawody zbliżały się nieubłaganie szybko, a wyznaczonych uczestników w mniejszym lub większym zaczęła dotykać presja - wszak ich poprzednicy postawili wysokie porzeczki, a oni, aby wygrać, prawdopodobnie musieli im co najmniej dorównać. Tego od nich oczekiwano. Obawy jednak mogły znaleźć swe uzasadnienie. Czasu pozostało naprawdę niewiele. Trzy dni. Czwartego już nic nie dało się zrobić. Czwartego dnia można już było tylko się modlić z nadzieją, że bogowie, bądź najróżniejsze istoty, w które wierzyli niektórzy ludzie, wysłuchają próśb i zapewniają upragnione zwycięstwo.
Między większą ilością roboty, przygotowaniami do ważnego wydarzenia i znacznej ilości wysoko postawionych przybyszów z zagranicy a duża większą liczbą obraz oraz posiedzeń można było bez wahania postawić znak równości. Akurat gdy Oliver wracał z treningu, kierując się w stronę sali, w której toczyły się jakieś narady, natknął się na znajomą osobę. Była to Eris. Kobieta obdarzyła go ciepłym spojrzeniem, jednocześnie zamykając za sobą drzwi do komnaty, z której właśnie wychodziła. Tam też kierował się czarnowłosy. Już miał ją wyminąć, gdy położyła mu rękę na ramieniu, powstrzymując go przed wejściem do sali.
- Rozmowy o polityce zagranicznej. Nie dotyczą ciebie - ton głosu Eris nie był niemiły. Mówiła te słowa raczej tak, jak gdyby chciała zaoszczędzić Oliverowi długich godzin zmarnowanych na nudzeniu się, przesiadując na nikomu nie potrzebnym posiedzeniu.

CZYTASZ
Ja też mam marzenia!
Short StoryŻycie w świecie, w którym każdy jest tym, kim oczekuje się od niego, jest trudne. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma dobrego pochodzenia, a w zamku, jako rycerz, utrzymuje się wyłącznie z coraz bardziej wątpliwej przyjaźni z obecnym królem, któremu nie...