[3]

132 7 0
                                    

Skyler

Uśmiechnąłem się lekko, widząc, jak rudowłosa dziewczyna powoli schodzi ze sceny, robiąc tym samym miejsce blondynce. Tym razem także miała na sobie różowy komplet i różowy szlafrok. Jej wysokie szpilki także były różowe. Plastikowy odcień różu, chmara napalonych mężczyzn i jej pełen zadowolenia uśmiech sprawiały, że miałem ochotę wyjść z tego po żal się Boże klubu i nigdy do niego nie wracać.

Jednak znów tu jestem. Nie powinienem tak ryzykować i siedzieć w tym klubie, jednak nie potrafiłem tu nie przyjść. Obserwowanie tańców blondynki ubranej w bardzo skromny stój, nie było warte wojny z jej bratem i jego sojusznikami. Jednak nie zamierzałem wychodzić.

Brązowooka z zadziornym uśmiechem potarła zimny metal rury, po czym przylgnęła do niego brzuchem. Na scenie zachowywała się jak bezwstydna kocica, która dla zabawy kusiła innych. Patrząc na to, co wyprawia na scenie, byłem pewien, że nie będę miał z nią łatwo.

Może moja siostra miała rację i nie powinienem się z nią żenić? Umowa, która została podpisania, straciła swoja ważność w dniu, w którym blondynka została uznana za zmarłą.

Szkoda, że nie wszystkie umowy tracą swoją wartość po śmierci jednego z członków

-Szefie- znudzony przeniosłem wzrok na mężczyznę stojącego we framudze

-Dowiedziałeś się czegoś?-mój prywatny ochroniarz skiną pośpiesznie głową

-Tak jak można było się tego spodziewać, nie chcą nic mówić. Facet twierdzi, że to on jest szefem, ale nie ma na to żadnych papierów. Tancerki twierdzą, że tylko tu tańczą. Kelnerzy tylko roznoszą drinki i tak dalej- oderwałem wzrok od szatyna i z powrotem spojrzałem na scenę, która już zdążyła pokryć się zielonymi banknotami

-Dowiedziałeś się czegoś jeszcze?- mimowolnie wciągnąłem więcej powietrza, widząc, jak blondynka wiję się wokół rury niczym wąż wokół swojej zdobyczy

-Tylko tyle, że tu też każdy próbuje się ich pozbyć- Cratsley prychnął głośno i rozsiadł się wygodnie w fotelu obok mojego

Klub, w którym tańczyła siostra Michaela Mahone, był pieprzoną Hydrą Lernejską*. W każdym wielkim mieście mieli przynajmniej trzy swoje lokale. Jeśli jeden z klubów został spalony, przenosili się do innego i po dwóch dnia otwierali dwa nowe, większe i bardziej kolorowe. Nie ważne jak często i jak bardzo starałem się ich pozbyć, ciągle wracali, jak pieprzony feniks, odradzali się z popiołów.

-Coś jeszcze powinienem wiedzieć?- pytam, czując jak jego niebieskie tęczówki wiercą mi dziurę w ciele

-Dzwoniła twoja siostra- mimowolnie mam ochotę kazać mu spierdalać na samą wzmiankę o mojej siostrze- Kazała cię pozdrowić i przekazać, że stary Mahone zgodził się na wznowienie umowy- podnoszę się z fotela i podchodzę bliżej szyby, która oddziela mnie od reszty klubu

Są pieprzoną zarazą, ale jedno muszę im przyznać, mają świetnego architekta- stwierdzam chcąc zachować obojętny wyraz twarzy

-Nie mam więcej dobrych wieści- prycham i nie odrywając wzroku od kobiety w różowym komplecie, upijam łyk białego wytrawnego wina

-Więc jakie są złe?

-Michael żąda spotkania- uśmiecham się lekko na tę wiadomość, co sprawia, że blizna na moim policzku rozciąga się boleśnie

Michael był cholernie przewidywalny. Wystarczyło, że odpowiednio uderzyłem w stół, a nożyce same się odezwały. Od dziecka jego mała siostrzyczka była jego oczkiem w głowie. Teraz dołączyła do niej jego druga siostra i narzeczona. Całe Stany zdawały sobie sprawę z konsekwencji, jakie wniknęły by ze skrzywdzenia jednej z kobiet.

Na samo wspomnienie jego narzeczonej, mam ochotę ją zabić i kazać mu na to patrzeć za to, co zrobił mojemu kuzynowi. Nie lubiłem się z Ericiem ani nie popierałem tego, co zrobił, jednak Mahone nie miał prawa skazywać go na śmierć. Nie powiadomił nikogo z nas, poprostu pozwolił pieprzonemu Campbella zabić mojego kuzyna.

Do przewidzenia było to, że będzie chciał się spotkać, w końcu to ja teraz mam władze nad nim. Musi się pogodzić z tym, że wszystko teraz zależy ode mnie i jego ojca. Jestem pewny, że nie będzie chciał oddać mi swojej siostry po dobroci, ale ostatecznie nie będzie miał wyboru. Już ja o to zadbam.

-Umów nas na jutro- odpowiadam, powracając do niego spojrzeniem i swojej obojętnej miny

Nero przygląda mi się zdziwiony, sam pewnie nadal nie wierzy, że zamierzam skorzystać z umowy. Szatyn całkowicie popiera moją siostrę, prawdopodobnie tylko dlatego, że podoba mu się jej córka, odkąd się poznali. Solara sprytnie wykorzystuje uczucia mojego ochroniarza, przez co od tygodnia byłem skazany na słuchanie, jak bardzo się mylę i powinienem zmienić swoje plany względem młodej Mahone.

Nie zamierzam jednak rezygnować z tego wszystkiego, nie teraz gdy mam to na wyciągnięcie ręki

- Nie wiem, czy ci współczuję, czy jednak zazdroszczę szefie- mimowolnie zaciskam dłoń na kieliszku, kiedy Cratsley podchodzi do szyby i z szerokim uśmiechem przygląda się scenie przed nami- Z pewnością kocha pieniądze- stwierdza, przyglądając się, jak blondynka schyla się po banknot i składając na nim pocałunek wkłada go w stanik

-Tak jak każda inna dziwka- mruczę, upijając łyk wina, na co szatyn wydaje z siebie stłumione prychnięcie- Chyba nie sądzisz, że ona tylko tu tańczy?

-Chyba nie sądzisz, że rozłoży przed tobą nogi na nocy poślubnej ... szefie?

-Jest mi potrzebna tylko jako żona na papierze. Po tym wszystkim niech robi, co chce byle z dala ode mnie- zirytowany odkładam kieliszek na stolik obok czerwonego fotela i podnoszę swój telefon

Na wyświetlaczu wyświetla się zawrotna ilość nieodebranych połączeń od Solary, która z pewnością po tym, jak sie do mnie nie dodzwoniła, zadzwoniła do Nero. Gdy mam wyłączyć ekran, moje zielone tęczówki zatrzymują się na nowej wiadomości od nieznanego numeru.

-Odpuść i zostaw ją w spokoju- czytam na głos, na co niebieskooki patrzy na mnie zaskoczony

-Jeśli Mahone straszy tak swoich wrogów, to jestem ciekawy, co robi, jak ich torturuje. Pewnie łaskoczę ich, aż zaczną płakać, albo grozi, że nie da im podwieczorku- niebieskooki prycha śmiechem- Jakim cudem jeszcze nikt nie przejął jego interesu?- zatrzymuję monolog szatyna, gdy przychodzi kolejna wiadomość

-To zdecydowanie nie jest Mahone, Cratsley- stwierdzam pokazując mu zdjęcie naszej dwójki sprzed minuty

-O kurwa- mężczyzna obraca się za siebie, sprawdzając, czy nigdzie nie ma kamery

Po jaką cholerę zgodziłem się, aby ten dzieciak był moim ochroniarzem?

Nero może wygląda strasznie i poważnie, jednak nie nadaję się na ochroniarza. Pracuję dla mnie już od dwóch lat i nadal popełnia idiotyczne błędy, takie jak ten. Jedyne co mu wychodzi to przesłuchiwanie i strzelanie do celu. To zdecydowanie za mało jak na ochroniarza samego szefa mafii. Z drugiej strony lepiej, żeby był moim ochroniarzem, niż ochraniał moją siostrzenicę. Mężczyzna odrwaca się przodem do mnie, pocierając czerwone wzory na swojej szyi.

-Co zamierzamy robić dalej?- niebieskooki przygląda mi się wyczekująco

-Czekamy do jutra- mruczę, dopijając końcówkę wina, w myślach notując, aby odesłać tego żółtodzioba na jakieś szkolenie

Jak tak dalej pójdzie, to sam będę musiał go chronić, a nie po to go zatrudniłem

–_–_–_–_–_–

*-mityczny potwór/ wąż wodny z wieloma głowami, po ścięciu jednej głowy na jej miejscu wyrastały 2-3 nowe głowy

Ten rozdział mało oddaje charakter Skylera, jednak nie potrafię tego inaczej rozpisać. W tym rozdziale mamy jego łagodniejszą wersję. Spokojnie jeszcze kiedyś do niej wrócimy.

Nie przejmujcie się, że czegoś nie rozumiecie, wszystko wyjaśni się później! Uwaga na błędy!

MAHONE-Dark Future [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz