#46#

560 27 6
                                    

Pov Olivia Taylor:

Ze snu wyrywa mnie coraz głośniejsze pukanie, leżę chwilę z nadzieją, że ustanie. Niestety. Podnoszę się, przechodzę na wózek i ruszam otworzyć.
- Mówiłam już, że nie mam ochoty na żadną kawę- mówię otwierając drzwi od pokoju.
- Kawy nie mam ale mam twoje ulubione ciacho.
- Alex?- patrzę na mężczyznę z niedowierzaniem.
- Mówiłaś, że chciałabyś aby był przy Tobie, więc jestem- mówi z uśmiechem.
- Zapraszam- zamykam za Greenem drzwi.
- Ładnie tu, ale nie zamierzasz chyba pozostać tutaj zbyt długo?
- Jeszcze nie wiem ile tutaj zostanę, ale chyba nie zdążyłeś za mną za tęsknić, upłynęło tylko kilka godzin?
- Zawsze za Tobą tęsknię gdy Cię nie widzę- odpowiada odkładając ciastka na stolik. Siada na łóżku z grymasem na twarzy po czym przyciąga mnie do siebie.
- Boli Cię?- pytam.
- Minie. Wszystko co źle minie.
- Zamiast tutaj przylatywać, lepiej byłoby gdybyś wrócił do szpitala. Pomogliby Ci.
- Olivka, nie martw się. Rozmawiałem z dziadkiem to, że boli to normalne. Zostałem dość mocno podzióbany.
- Chyba poszatkowany. Alex? Co się tamtego dnia stało? O co się pokłóciłeś z moim ojcem?
- To nie jest...
- Dla mnie jest ważne, mógł Cię zabić. O co poszło? O mnie?- pytam a brunet odwraca tylko wzrok. - Czyli o mnie- odpowiadam sobie sama.
- Twój tata zarzucił mi, że zmarnowałem Ci życie, stwierdził, że jedynym wyjściem aby Cię ode mnie uwolnić jest zabicie mnie. Ja nie chciałem Cię skrzywdzić, chciałem dla Ciebie jak najlepiej. Nie planowałem, że się zakocham. Miałem mieć tylko kontrolę nad twoim życiem do momentu aż nie odzyskam swoich pieniędzy.
Gdy Cię zobaczyłem tamtego wieczoru na plaży, poczułem coś czego nigdy wcześniej nie czułem. To było dla nie zupełnie coś nowego. Później stałaś się moją obsesją. Za każdym razem kiedy z moich ust padały słowa, że możesz odejść, w głębi serca modliłem się abyś została- mówi wpatrzony w pościel. Przekręcam lekko jego głowę i unoszę ją do góry.
- Gdybym chciała odejść odeszłabym odbierając mojego psa a tymbardziej nie zgodziłabym się abyś odprowadził mnie do domu. Nie pomogłabym Ci w parku, nie był byś ojcem naszego syna. Naszych dzieci. Rozumiesz?
- Mhm.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj we dwoje, chciałabym Ci o czym powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch.
- Pamiętasz jak wczoraj byliśmy w klinice i...
- Pamiętam- odpowiada a ja łapę go za ręce. Biorę głęboki wdech.
- Widzisz...- pukanie do drzwi przerywa moją wypowiedź.
- Spodziewasz się kogoś?- pyta spoglądając w stronę drzwi.
- Nie- Alex wstaje i idze aby otworzyć - Jeśli to blondyn w okularach to mnie nie ma- dodaję. Alex zatrzymuje się po czym wbija we mnie swój wzrok.
- Kim jest blondyn w okularach?- pyta.
- Mój adorator- odpowiadam pół żartem lecz Green nie odbiera tak tego. Otwiera ostro drzwi.
- Dzień dobry. Zostałem może Olivię?- pyta postać schowała za bukietem białych goździków. Odrazu ruszam w stronę drzwi zanim będzie za późno.
- Alex Alex, spokojnie- łapę bruneta za rękę którą ledwo się postrzymuje od wymierzenia ciosu.
- Jak mam być spokojny skoro jakiś koleś...
- Alex już, chodź do środka a Panu dziękujemy- mówię przymykając drzwi. Dzięki Bogu udaje się zamknąć drzwi zanim polała się krew.
- Kto to jest?- pyta wściekły.
- Nie wiem.
- Koleś przychodzi do Ciebie z kwiatami a Ty nie wiesz kto to jest?
- Nie znam go. Gapił się na mnie całe śniadanie, że właściwie to nie zdążyłam to zjeść. Wyszłam z restauracji a On się przyczepił, tłumaczyłam mu, że jestem zajęta ale jakoś nie dociera- wyjaśniam. Green siada ponownie na łóżku i chowa twarz w dłoniach. - Nie denerwuj się, teraz już na pewno zrozumiał.
- Dużo mężczyzn tak Cię nachodzi?
- No jest ich kilku. Trzech to minimum, ale są cudowni.
- Że co?
- Jeden mówi mi " Skarbie, Kochanie" a dwóch woła do mnie " mamo, mamusiu"- mina Alexa gdy dociera do niego co właśnie powiedziałam bezcenna. - Żaden koleś z kwiatami nie zastąpi moich trzech diabełków.
- Idziemy na spacer? Muszę się przewietrzyć.
- Pewnie- odpowiadam. Zakładamy kurtki i wychodzimy z pokoju, windą zjeżdżamy na parter a następnie opuszczamy hotel. Udajemy się na spacer po mieście.

Chodź z mijającym czasem emocje odrobinę opadają i Alexowi wraca humor, nadal jest struty.
- Jesteś głodna? Mówiłaś, że nie zjadłaś śniadania a już jest późne popołudnie.
- Bardzo.
- W takim razie zapraszam- idziemy do jednej z lepszych restauracji w  Berlinie w której jemy późny obiad.
- Mówiłaś, że chcesz o czymś porozmawiać.
- Yyyy ja?
- No w hotelu.
- A no tak- twoja wściekłość odbija się na zamówionym daniu. Wiadomość o powiększeniu naszej rodziny musi zaczekać na lepszą okazję.
- Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. Tak sobie pomyślałam, że jeśli miałbyś ochotę to może moglibyśmy gdzieś wyjechać na takie mini wakacje- wymyślam szybko a Green odrywa się od talerza.
- Jeśli chcesz po trzech latach naszego związku nadrobić wszystkie nasze wakacje to one nie będą mini.
- Czy ja wiem? Nie mieliśmy zaplanowane jakiś...
- Mieliśmy tylko na żadne nie pojechaliśmy. Ale tak, zgadzam się z Tobą to jest dobry pomysł. Może być w przyszłym tygodniu? W tym zaplanowany jest pogrzeb...
- Jasne, idealnie- mruczę. Po posiłku ruszamy dalej zwiedzać miasto. Późnym wieczorem wracamy do hotelu gdzie kładziemy się odrazu do łóżka. Przytulam się do bruneta a On bawi się pasmem moich włosów.
- Z kim zostały dzieci?
- Z moją rodziną, prawdopodobne posiadłość w której mieszkali do tej pory zostanie sprzedana. Dziadek nie chcę wracać.
- Nie dziwię mu się, to co się wydarzyło jest straszne.  Jak On nie czuję?
- Jest załamany ale próbuje ukryć swoje emocje. Byli małżeństwem przez pięćdziesiąt lat.
- Kawał czasu, nie to co my.
- My? My też będziemy mieli piękny staż.
- Tak?
- Mhm. Przecież Ty nadal jesteś moją nieformalną żoną- bierze moją rękę po czym zapada cisza.
- Zgubiłam.
- Znajdzie się a jeśli nie kupimy nową- całuje mnie w czoło.

Zdołasz mi jeszcze wybaczyć?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz