#48#

562 29 64
                                    

Pov Alex Green:

Po powrocie do Londynu z lotniska odbiera nas mój kierowca, który zawozi nas pod mieszkanie dziewczyny. Po dotarciu na miejsce żegnam się z Olivką i ruszamy w dalszą drogę. Czterdzieści minut później podjeżdżając pod mój dom, zauważam na podjeździe policyjny radiowóz.
- A Ci tu czego?
- Przesłuchują każdego, szukają wrogów Pana babci, aby znaleźć sprawcę- odpowiada kierowca.
- Was też przesłuchiwali?
- Oczywiście. Z tego co możemy wywnioskować jest Pan jednym z głównych podejrzanych.
- Jakoś nie jestem tym zaskoczony.
- Pani Emily zezwala, że chwilę przed śmiercią był pokłócił się Pan z babcią oraz zeznala, że Pani Olivia nie miał dobrych stosunków z Panią Evą.
- Kurwa!!!!- uderzam dłonią o nagłówek fotela pasażera.
- Co teraz będzie? Ja i ochrona zadbaliśmy że byliśmy z Panem i Panią Olivią w szpitalu, mieli to sprawdzać.
- Niech sprawdzają byliśmy w szpitalu więc alibi mamy wszyscy. Paul?
- Tak proszę Pana?
- Pojedziesz do mieszkania Olivii, niech spakuje najpotrzebniejsze rzeczy. Zawieziesz ją do domku w górach, daj mi kartkę- kierowca ze schowka wyciąga notes który mi podaje. Notuje mu adres a następnie z odpinam klucze od domku od pozostałych i wręczam mężczyźnie. - Zabierz że sobą jednego ochroniarza, po dotarciu na miejsce wyślesz mi pustego sms-a. Zostaniecie z Olivią do czasu mojego przyjazdu.
- Oczywiście.
- Ruszaj- rzeknę wyciągając z samochodu, po chwili stoję już pod drzwiami swojego domu, biorę głęboki wdech po czym wchodzę. Wzrok mojej rodziny i policjantów odrazu kieruję się na mnie.
- Tatuś, tatuś!!!
- Leo- nachylam się aby podnieść chłopca. W całym mieszkaniu panuje bałagan, wszystko jest porozrzucane po podłodze.
- Co tu się dzieję?- pytam.
- Pan Green? Czekaliśmy na Pana.
- Nie potrzebnie tracili Panowie czas.
- Mamy kilka pytań.
- Zamieniam się w słuch.
- Pobawisz się z nami?
- Pobawisz się jeszcze chwilę z Louiskiem? Za momencik do Was dołączę.
- Mhm- odprowadzam chłopca wzrokiem do pokoju. Zajmuję miejsce na kanapie.
- Co Pan robił we wtorek?
- We wtorek? Byłem w szpitalu.
- Co Pan robił we wtorek około godziny 15:00?
- Byłem w szpitalu.
- Proszę nie kłamać wiemy że opuścił Pan szpital rano a następnie spotkał się Pan z zamordowaną w jej mieszkaniu gdzie doszło do awantury.
- Skoro tyle już wiecie powinniście również wiedzieć że gdy opuszczalem mieszkanie, babcia żyła. Zaraz po wyjściu wróciłem do szpitala, mogą Panowie sprawdzić. Szpital na pewno potwierdzi, że byłem.
- Sprawdzimy.
- Ja też mam pytanie.
- Słucham.
- Czy Panowie doprowadzili moje mieszkanie do takiego stanu?
- Zgadza się, prowadziliśmy czynności...
- Nie interesuje mnie jakie czynności były prowadzone, proszę teraz wykonać czynności sprzątające. W innym przypadku zgłoszę włamanie i złamanie wszystkich procedur.
- Robiliśmy wszystko co należy do naszych obowiązków.
- Tak Pan twierdzi?
- Tak.
- W takim razie chcę rozmawiać z Pana przełożonym. Teraz - policjant wyciąga telefon i kontaktuje sie ze swoim szefem.
- Nie odbiera- odpowiada odkładając telefon od ucha.
- Cóż za pech, życzę miłego sprzątania- ruszam w stronę pokoju mojego młodszego syna.
- Pomożesz nam, ta kolejka ciągle wypada- mówi smutno Louisek.
- Zaraz coś na to zaradzimy- siadam na ziemi po czym łapę się za brzuch, czekam aż ból minie po czym dołączam do zabawy.

Po kilku minutach od wyjścia policjantów do pokoju wchodzi dziadek zamykając za sobą drzwi. Przypatruje mi się dłuższą chwilę.
- Jak się czujesz?
- A o co dokładnie pytasz?
- O rany. Trzeba zmienić opatrunki, musisz zgłosić się do szpitala.
- Wykluczone.
- Chcesz aby wdało się zakażenie?
- Nie cierpię szpitali, sam zapach mnie odrzuca.
- Mogę chociaż ja zmienić?
- Jeśli nie będzie wymagało to wizyty w szpitalu to tak.
- Zaraz wracam- dziadek wychodzi a ja otrzymuje wiadomość pustą od kierowcy, teraz wiem, że Olivka jest bezpieczna i zdala od niewygodnych pytań policjantów. Nie mogę narazić jej na niepotrzebny stres, szczególnie teraz gdy jest w ciąży.
Podnoszę się z ziemi i idę do sypialni gdzie czeka już na mnie dziadek ze swoją torbą.
- Ściągnij podkoszulkę i się połóż- instruuje.
Zdejmuje bluzę, a następnie podkoszulek i kładę się na łóżku.
- Powiem Ci, że Cię szanuję. Ojciec prawie Cię zabił a Ty nadal utrzymujesz kontakt...
- To nie Ona trzymała nóż, trzeba umieć odróżnić. Mam się od niej odwrócić za czyny ojca? Mam się wyprzeć syna bo jest powiązany z tym człowiekiem?
- Źle mnie zrozumiałeś, ja się bardzo cieszę że jesteście razem. Ona Cię kocha- mówi odklejając opatrunki. - Gardło i klatka piersiowa goją się ładnie ale ta rana na brzuchu się jadzi. Muszę ją oczyścić.
- Rób co uważasz za słuszne- zamykam oczy oby załagodzić sobie ból.
- Mówiłeś że po wyjściu z rezydencji wróciłeś do szpitala, co było tego powodem?
- Olivia źle się czuła, pojechaliśmy do kliniki. Jeśli mi nie...
- Wierzę Ci. Widziałem Olivię i wiem w jakim była stanie. Mam nadzieję, że wiecie skąd...
- Powiedzieli, że to wszystko przez poronienie, stracona ciąża prawie nie daje szans na ponowną ciążę. Po kilku godzinach w szpitalu wróciliśmy tutaj i wtedy zadzwonił tata.
- Wiem, że śmierć babci to twoja sprawka.
- Dziadku ja nie...
- Nie zaprzeczaj- mówi zakładając mi nowe opatrunki na rany. - Zrobiłeś to z miłości, prawda?- pyta a ja podnoszę się i siadam obok mężczyzny.
- Skąd o tym wiesz?
- Babcia nie miała wrogów, tylko Ty masz dostęp do różnego rodzaju ludzi.
- Boże...- chowam twarz w dłonie.
- Eva wyszła z Tobą na wojnę a twoje ostatnie słowa abym nie stawał pomiędzy wami utwierdzily mnie w przekonaniu. Nie bój się. Nie wydałem Cię policji i nie wydam. Obiecaj mi jednak, że już nigdy więcej nie użyjesz takiego sposobu aby pozbyć się wroga. Bij, krzycz ale nigdy nie zabijaj.
- Obiecuję.
- Jeszcze jedno. Skoro zostałem wdowcem, muszę się czymś zająć. Chcę mieć kontakt na co dzień z wnukami.
- Jak sobie to wyobrażasz?
- Prędzej czy później wrócisz do pracy, pozwolisz że wtedy chłopcy będą pod moją opieką?
- Chcesz się zemścić?
- Chcę być bliżej wnuków. Gdybym chciał się zemścić siedział byś przez długie lata w wiezeniu. Jak będzie?
- Załatwione- rzeknę.
-Wiedziałem że się dogadamy- zabiera swoje rzeczy i kieruję się w stronę drzwi.
- Dziadku?
- Tak?
- Znasz prawdę a jesteś spokojny, dlaczego?
- Widzisz, babcia od kilku lat chorowała na nowotwór. Nie chciała nikomu o tym mówić i starała się żyć normalnie. Bardzo cierpiała a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Teraz już nic ją nie boli- odpowiada i wychodzi. Zostaje w pokoju sam, ubieram się a po chwili dołączam do pozostałych.
- Tato, tato. Dziadek naprawił nam kolejkę.
- Super, taki dziadek to skarb.

Zdołasz mi jeszcze wybaczyć?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz