#92#

531 24 10
                                    

Pov Olivia Taylor:

Po zabraniu swoich rzeczy z mieszkania Alexa wraz z siostrą jedziemy do pustego domu po mojej matce.

Gdy taksówką zatrzymuje się u celu zabieramy swoje walizki, płacę a następnie ruszamy w stronę drzwi.  Podchodzimy pod drzwi które są uchylone, oblatuje mnie strach a moje nogi robią się jak z waty.
- Widzisz to co ja?- pytam szeptem.
- Widzę, co robimy? Może wezwiemy policję tylko, że nie wiemy czy ktoś jest w środku.
- Chodź- rzucam do siostry, wycofują się w stronę jezdni. Oddalamy się kawałek od domu dla bezpieczeństwa, następnie wyciągam z torebki telefon i wybieram numer do bruneta.
- Zaczekaj! Chcesz do niego zadzwonić chwilę po zerwaniu?
- Po jakim zerwaniu? Ja z nikim nie zdawałam, tylko...
- Tylko?
- Opuściłam tamten dom dla twojego dobra, przecież nie chciałaś z nim mieszkać.
- Bo z nim się nie da mieszkać. Ten człowiek jest chory, On ma nad wszystkim kontrolę, wszystko sprawdza.
- Nie jest chory ale to prawda Alex uwielbia mieć nad wszystkim kontrolę- informuje po czym wybieram ponownie numer do Greena.
Po dosłownie trzech sygnałach słyszę zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Myślałem, że mój numer również usunęłaś z momentem wyjścia, skoro chcesz być wolna i szczęśliwa.
- Porozmawiamy później o tym, dobrze? Potrzebuję pilnie pomocy.
- Mojej?
- Drzwi do mieszkania mojej matki są uchylone i...
- Nie wchodź pod żadnym pozorem do środka. Odejdź spod domu i zaczekajcie na mnie, już jadę- rzuca a chwilę później połączenie się urywa.
- I co powiedział?
- Przyjedzie- odpowiadam przechodząc na drugą stronę ulicy, gdzie siadam na ławce.
- Chcesz tak siedzieć?
- Tak. Nie śpieszy mi się do czarnego worka.
- Ty jak już coś powiesz....- wybuchamy śmiechem.

Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania, przyjeżdża Alex ze swoimi ludźmi. Udają się prosto do domu mojej matki. Gdy dłuższą chwilę nie wychodzą, zaczynają pojawiać się u mnie wyrzuty sumienia, bo przecież narażam niewinnych ludzi na niebezpieczeństwo. Wstaję z ławki i biegnę do środka.
- Alex?- wołam wpadając do środka. Mężczyzna stojący do drzwi tyłem, staje bokiem i spogląda w moją stronę. W dłoni trzyma ramkę ze zdjęciem moim z rodzicami sprzed kilku lat. Odkłada je na komodę.
- Nikogo nie było w środku, nie widać również śladów włamania. Wygląda na to, że wszystko jest na swoim miejscu- informuje mnie po czym gestem głowy kiwa swoim ludziom i wychodzą.
Obracam się szybko i podążaj za nimi.
- Alex, zaczekaj. Zaczekaj- powtarzam łapiąc go za nadgarstek. - Proszę Cię, porozmawiajmy.
- O czym chcesz rozmawiać? Czy nie wszystko mi powiedziałaś? Zrozumiałem masz mnie dość, chcesz wolności. Proszę bardzo, nie będę stawał Ci na drodze do szczęścia. Nie będę również latał za Tobą z bukietem kwiatów, jeśli myślałaś, że jesteś w stanie mnie zmienić...
- Nie chcę Cię zmieniać, nie chcę, żebyś kupował mi kwiaty.
- To czego Ty chcesz?
- Uwolnić się z klatki.
- Dom, dzieci, mnie nazywasz klatką?
- Dziennikarze Alex. Nie widzisz tego? Coraz częściej zaczynają kręcić się, nie chcę, żeby...
- Dlaczego nie?
- Bo to się odbije wszystko na nas. Nie wyjdziemy już spokojnie na spacer z dziećmi, nie pójdziemy na zakupy. Będą śledzić każdy nasz krok. Druga sprawa to Amber.
- Mówiłem od razu aby odesłać tę wariatkę tam skąd przyszła, uparłaś się i teraz wierci Ci dziurę w głowie.
- Alex?
- Co Alex? Ta dziewczyna za chwilę będzie pełnoletnia może mieszkać sama, do szkoły chyba trafi.
- Cztery miesiące, daj mi cztery miesiące. Będzie miała osiemnastkę, będzie dorosła a ja będę o nią spokojna.
- Rób jak uważasz.
- Alex, proszę Cię nie odwracaj się ode mnie. Nie mam oprócz Ciebie i dzieci nikogo.
- Od trzech lat robię wszystko abyś była szczęśliwa, staje na głowie abyśmy w końcu zaznali spokoju. Czy nie możemy stworzyć normalnego związku bez rzucania się sobie do gardeł?
- Możemy.
- Więc w czym jest problem?
- W mieście w którym żyjemy. Chcesz szczęścia i spokoju, wyjedzmy. Zostawmy ten przeklęty Londyn.
- Dokąd? Gdzie chcesz żyć? Gdzie będziesz szczęśliwa?
- Choćby do Bradford. Tam nikt nas nie zna, tam jest cisza, spokój.
- Mam lepszy pomysł tylko będę potrzebował dużo czasu.
- Cztery miesiące?
- Zdecydowanie dłużej. Idź do domu i nie otwieraj obcym- rzuca po czym wsiada do samochodu i odjeżdżają.


Zdołasz mi jeszcze wybaczyć?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz