Zaledwie godzinę później wylądowali, a marzenie Flo niedługo miało się ziścić. Dehradun było wielkim miastem, lecz nadal kilkanaście razy mniejszym od Delhi. Lotnisko było małe, a gdy opuścili samolot, wysiedli na, nadal rozgrzany słońcem, gorący pas startowy. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ale wieczór pozostawał gorący i parny... Prawie trzydzieści stopni Celsjusza.
Białowłosy myślał, że odetchnie z ulgą, ale... nie. Niemal zaczął się dusić, gdy odetchnął tym parnym powietrzem.
– Bogowie, jak tu gorąco – wydusił z trudem, szybko rzucając plecak na ziemię, żeby jak najszybciej zdjąć jeansowa kurtkę, którą miał na sobie.
Shanti nie powstrzymała śmiechu. Choć w Stanach i samolocie było znacznie chłodniej, Anthony przez cały ten czas miał na sobie tylko koszulkę, doskonale wiedząc, jaka temperatura tu ich czekała.
– Spokojnie, rozbierz się – mruknął, podnosząc plecak i cierpliwie czekając na Flo.
– W mieszkaniu jest klima – zapewniła Hinduska, w międzyczasie grzebiąc w kieszonce plecaka, by znaleźć klucze od auta.
Florian skrzywił się, gdy usłyszał śmiech Shanti. To zdecydowanie nie było miłe z jej strony, choć wiedział, że dziewczyna raczej nie zamierzała się z niego wyśmiewać. Zawiązał kurtkę wokół wąskich bioder i po chwili wahania zdjął przez głowę także bluzę, pozostając w czarnej koszulce z krótkim rękawem.
– Możemy iść – szepnął, przyciskając bluzę do siebie.
Razem przeszli przez lotnisko, aż dotarli na parking, gdzie Shanti zaprowadziła ich do swojej terenówki. Florian z ulgą opadł na tylne siedzenie, ocierając pot z czoła. Obok siebie położył bluzę.
– Nie sądziłem, że tu jest aż tak gorąco – wymamrotał.
– Nadchodzi monsun – wyjaśniła Shanti, siadając za kierownicą. – Na jakiś czas przed porą monsunową dni są szczególnie chłodne i parne, wilgoć jest niemal nie do zniesienia – dodała. – Ale potem przyjdzie deszcz i nie ustanie przez kilka dni.
– Marzę w tym momencie o deszczu – wymamrotał Flo, przyciskając policzek do szyby.
Anthony uniósł dłoń i dotknął drugiego policzka Flo.
– To nie taki deszcz, jaki znasz – wyjaśnił cicho.
Shanti odpaliła silnik, który wręcz zaryczał dziko. Wyjechali z lotniska, a chwilę później wjechali na długi most.
– To rzeka Song – odezwał się Tony, a gdy Florian otworzył oczy, ujrzał szeroką rzekę z licznymi piaszczystymi, płaskimi wysepkami. Kilka chwil później zjechali z mostu prosto w gęsty las.
– Jak tu pięknie... – wyszeptał chłopak, sekundę przed tym, jak wjechali w las. Teraz już nie zamykał oczu, tylko patrzył... I czekał.
Samo lotnisko znajdowało się około trzydziestu kilometrów od właściwego miasta, ponieważ... leżało ono w dolinie. Ogromnej, rozległej dolinie, przez którą przepływała życiodajna rzeka. Szeroką drogą jechali jeszcze przez najbliższe dwadzieścia minut, aż w końcu dojechali na obrzeża miasta... i nie wyglądało to jak nic, co Flo mógł sobie wyobrażać. W przeciwieństwie do gęstego lasu i przepięknej rzeki, zamieszkałe przez Hindusów tereny wyglądały... biednie i po prostu brzydko. Przedmieście wyglądało strasznie, a gdy wjechali do samego centrum, nie wyglądało to wcale lepiej, choć już nie tak mizernie.
– Tu mieszkasz? – Zapytał Shanti, przenosząc na nią spojrzenie. – Tak daleko od... natury? W Indiach jak na dłoni było widać inną mentalność. Ładne budynki mieszały się z ruderami. Zabudowania stawiano gdzie popadnie, jedno na drugim, po najniższych kosztach. W centrum było trochę lepiej, ale jak Flo mógł się domyśleć – jechali główna drogą, a tak jak każde miasto, Dehradun na pewno miało również swoje slumsy, dużo gorsze niż to, co widział. Shanti spojrzała na niego w lusterku.
![](https://img.wattpad.com/cover/339847474-288-k837154.jpg)
CZYTASZ
Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2
WerewolfAnthony pogodził się z utratą wspomnień. Pustka i żal, które od lat towarzyszyły mu z tego powodu, zostały zastąpione zupełnie nowym uczuciem - prawdziwą miłością. On i Florian, złączeni najświętszym rytuałem wśród zmiennych, zaczynają wieść razem s...