Florian wraz z Hindusami dotarł do ich domu bardzo szybko, w końcu nie było to zbyt daleko. Został z nimi chwilę, gdy Chara układała Urduka do snu, a potem poczęstowała Flo jakimś słodkim wypiekiem.
– Chodźmy – poprosił Bhaskar, nieco go poganiając, choć nie był ani trochę zirytowany, ani tym bardziej zły. Przełożył sobie przez szyję strzelbę na długim pasku. – Na wszelki wypadek – mruknął, dostrzegając spojrzenie Flo. Wziął również latarkę, zanim razem z białowłosym wyszli i ruszyli do bungalowu na skraju dżungli.
– Jasne – szepnął chłopak. Przeszli kawałek, zanim głośno westchnął. – Mam nadzieję, że nie będziesz musiał użyć tego na którymś z mieszkańców dżungli.
– Użyję tego na kim będzie trzeba – odparł szorstko mężczyzna, nawet na niego nie spoglądając. Jeszcze przez chwilę szli w milczeniu, zanim zerknął na niego... i znów się odezwał: – Ufam Kiranowi. Tony'emu.. czy tam jak go nazywasz – mruknął cicho, a jego głos znacznie złagodniał. – Znam go od zawsze... i chociaż się zmienił, to wiem, że choć tego nie pamięta, wewnątrz nadal jest synem Jeremiaha, którego znałem. Wierzę, że potrafi odróżnić dobro od zła i zrobi wszystko dla mieszkańców wioski – wyjaśnił cicho. – Ale to też moi ludzie. Mam siostrę, a ona dziecko, i muszę ich chronić. Mam nadzieję, że rozumiesz – powiedział, zatrzymując się w odległości kilku kroków od domku.
Florian wysłuchał go uważnie, a z każdym kolejnym słowem mężczyzny uświadamiał sobie, jak bardzo Bhaskar był podobny do... Neety. Zatrzymał się kawałek dalej i spojrzał mu w oczy.
– On naprawdę zrobi wszystko dla mieszkańców wioski oraz dżungli – odpowiedział mu cicho, nie odwracając wzroku. – I też ma... ma kogo chronić... nie tylko was – szepnął, myśląc zarówno o sobie, jak i... o dziecku, które nosił pod sercem, o czym Bhaskar nie miał pojęcia.
– Nie wątpię w to. I nie bój się, nie zamierzam strzelać do zwierząt, które nie są niczemu winne – zapewnił mężczyzna, patrząc na Floriana uważnie. Musnął palcami strzelbę, którą miał na ramieniu, i patrząc mu prosto w oczy, oznajmił: – Mam na celowniku znacznie większą bestię.
Chłopiec zadrżał, widząc jak Bhaskar muska palcami strzelbę. Uważał, że zabijanie się nawzajem nie miało żadnego sensu, ale wiedział, że... Rakesha nic innego może nie powstrzymać.
– To dobrze – odparł. – Uważaj na siebie, Bhaskar. Chara i Urduk cię potrzebują – dodał łagodnie. – Dziękuję, że mnie odprowadziłeś – powiedział jeszcze, zanim podszedł do drzwi.
Bhaskar jedynie pokiwał głową.
– Dobranoc, Flo – rzucił, zanim powoli odwrócił się i ruszył w drogę powrotną do wioski. W domu panowała absolutna cisza. Gdy zapadała noc, wszelkie śpiewy ptaków i okrzyki małp z dżungli całkowicie cichły. Florian wszedł do salonu, ale zanim zapalił największą, górną lampę, dostrzegł coś, co od razu rzuciło mu się w oczy... A była to smuga światła, która padała na korytarz obok schodów, tuż zza uchylonych drzwi do gabinetu Jeremiaha. Gdy wytężył słuch, usłyszał... ciche nucenie.
Nie.
Nie.
Musiał zwariować. Wariował przez to wszystko, co się dziś wydarzyło. Nie wierzył w to, że ktokolwiek był w domu. Na pewno nikogo tu nie było... Na moment zacisnął powieki, żałując, że Bhaskar nie wszedł z nim do środka. Uniósł dłoń i dotknął swojego brzucha, próbując uspokoić swojego głupie serce. Minęło parę długich sekund, ale w końcu ruszył powoli w stronę gabinetu.
Im bliżej uchylonych drzwi znajdował się Florian, tym głośniejsze było nucenie. Rozpoznał męski głos i choć to było niemożliwe, był do złudzenia podobny do głosu... Tony'ego. Cały ciało Floriana krzyczało, by odwrócił się i uciekł, by spróbował uciec... by wyszedł z tego domu. Może mógłby dogonić Bhaskara, a może nawet dotarłby do swojego partnera... Jednocześnie miał wrażenie, że skoro już tutaj wszedł, nawet zamknął za sobą drzwi na klucz, to... nie uda mu się wyjść.
CZYTASZ
Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2
WeerwolfAnthony pogodził się z utratą wspomnień. Pustka i żal, które od lat towarzyszyły mu z tego powodu, zostały zastąpione zupełnie nowym uczuciem - prawdziwą miłością. On i Florian, złączeni najświętszym rytuałem wśród zmiennych, zaczynają wieść razem s...