XLI. Ostateczność

146 17 6
                                    

Choć Florian był bardziej niż szczęśliwy, mogąc opiekować się wilczętami, to wiedział, że ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. Szczeniaki powinny wrócić do dżungli jak najszybciej, do swojej matki... To jej mleko było dla nich najlepszym pokarmem, a nie jego substytut. Tego dnia spróbowali podać im mięso, jednak wilczki średnio sobie z nim radziły, a zwłaszcza Darshan. Mały nie tknął niczego, więc białowłosy znów nakarmił go z butelki, a po południu wszyscy razem położyli się na drzemkę.

Irbis obudził się jakiś czas później, gdy poczuł, jak któryś wilczek buszuje przy jego brzuchu, jakby szukał... sutka mamy.

– Bogowie, co się dzieje...? – Wymamrotał zaspany, czując jak mały nosek próbuje wcisnąć się w jego puszyste futro, aby dotrzeć do sutków.

Anthony usłyszał Flo i to właśnie on, a nie małe wilcze ząbki, na dobre go obudziły. Podniósł głowę, wyrywając ucho z pyska Diyi.

– Co się dzieje? – Powtórzył, zanim zobaczył, jak Darshan próbuje dostać się do listwy mlecznej Floriana. Uśmiechnął się po tygrysiemu, widząc to. – Ktoś tu jest głodny.

Florian dopiero po chwili zorientował się, że to Darshan, który najwyraźniej poczuł się już trochę lepiej... I właśnie odnalazł sutka. Flo aż sapnął z zaskoczeniem, czując wilcze ząbki, a po chwili Darshan zaczął ssać z nadzieją, że dostanie trochę mleka. Do ich uszu szybko dotarło głośne cmokanie.

– Bardzo głodny – potwierdził Flo, a w jego głosie dało się słyszeć czułość.

Tygrys przemienił się, odsuwając od niego małego wilczka.

– Jeść – jęknął na to słabo Darshan.

– Muszę pójść po mleko – mruknął na to, podnosząc się. – Bądźcie grzeczni – poprosił, zanim szybko się ubrał i wyszedł z domu... A Flo został sam z dzieciakami.

Darshan już nie próbował dostać się do sutków Floriana. Zwinął się w kłębek, czekając na mleczko, a jego rodzeństwo biegało trochę wokoło, krzycząc coś o jedzeniu, zanim znów padli na materac, a Flo zaczął ich myć, w czym w końcu pomogła mu Bora, którą wilczki również obudziły.

Kąpiel trwała w najlepsze, gdy nagle irbis usłyszał jakiś hałas dobiegający od strony tarasu... a tym samym, dżungli. Bora również nadstawiła uszu, a po chwili oboje rozpoznali chichot hien. Darshan skulił się, słysząc to.

Florian dźwignął się na cztery łapy, a wilczki skuliły się wokół tego najmniejszego.

– Nie wejdą tu – szepnął do Bory, zanim ruszył w stronę balkonowych drzwi, po drodze przemieniając się.

– Jesteś pewien? – Zapytała cicho lamparcica, gdy znów usłyszeli drapanie. Stawało się coraz intensywniejsze i bardziej agresywne, a po chwili, podobnie jak chichot hien, zaczęło dobiegać z wielu stron na raz.

Do tej pory białowłosemu wydawało się, że w domu byli absolutnie bezpieczni, ale teraz... Miał wrażenie, że słyszał hieny z każdej strony, że otoczyły cały dom. Gdyby był sam... ale nie był. Miał ze sobą cztery wilczki i Borę, która nie byłaby w stanie uciec.

Do ich uszu dotarł trzask drewna... Ale w tej samej chwili hałas przerwał głęboki, tygrysi ryk, który Florian rozpoznał bez problemu. Szybko wrócił do szczeniąt, klękając na materacu. Z zewnątrz docierały do nich odgłosy walki, a były to głównie tygrysie ryknięcia oraz skomlenie hien. Trwało to chwilę, aż w końcu wszystko ucichło... A dopiero po kilkunastu sekundach Flo usłyszał znajomy dźwięk kluczy. Anthony wszedł do domu, nagi, nieco podrapany i zlany potem.

– Flo?! – Zawołał, zanim dostrzegł go w salonie i aż odetchnął z ulgą.

– Nic nam nie jest – zapewnił go chłopak, choć w jego oczach kryło się przerażenie, gdy spojrzał na swojego partnera.. – Ale musimy ukryć szczeniaki i Borę.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz