Nikt nawet nie śmiał zakłócać ich snu. Anthony był cholernie zmęczony, a Florian jeszcze bardziej... Jakiś czas przed świtem świątynię opuścił Tengah, jego matka zaś wstała po wschodzie słońca. Tony obudził się niedługo po niej i widząc, że Flo nadal głęboko śpi, poprosił, aby z nim została. Sam po cichu, w ciele tygrysa, wyszedł na zewnątrz, a gdy kilka godzin później Flo zaczął się budzić... od razu poczuł się dziwnie obserwowany.
– Shhh! Budzi się!
Drgnął, słysząc to. Przekręcił głowę i niepewnie otworzył swoje piękne, jasne, ale niezwykle zaspane oczy.
– Ale ma niebieskie oczy!
– Zamknij się!
– Ej!
Gdy zaspany wzrok Floriana wreszcie się wyostrzył, dostrzegł w niewielkiej odległości przed sobą cztery malutkie istotki... i dopiero po chwili zorientował się, że były to wilki. Małe wilczki. Szczeniaki. Dwa z nich były niemal identyczne, szaro–bure. Jeden z nich z kolei większy, miał jednolicie szarą, jasną sierść, a na pysku i łapach był przyprószony czernią, niczym przydymiony. Czwarty natomiast był najmniejszy z nich wszystkich, a jego futerko wydawało się być miękkie i puszyste. Przypominało kolorem jasny piasek.
Jego serce aż urosło w piersi na ich widok.
– Cześć, dzieciaki – odezwał się mruknięciem i zaczął się przeciągać.
Mały, złocisty wilczek pisnął, gdy Florian się odezwał, i schował się za swoim starszym bratem. W porównaniu do reszty rodzeństwa był naprawdę malutki. Dwa buraski położyły po sobie uszy, zanim największy, podpalany, wyszedł o krok do przodu.
– Naprawdę jesteś Duchem Gór? – Zapytał, przekrzywiając nieco głowę. Szczeniaki były jeszcze widocznie młode – ich pyszczki był prawdziwie dziecięce, uszy maleńkie, podobnie jak ogonki.
Flo nie chciał go straszyć... nie chciał straszyć żadnego z nich. Były malutkie i absolutnie słodkie, przez co miał ochotę przemienić się i zgarnąć je w swoje ludzkie ramiona. Spojrzał prosto na największego wilczka, ale jego wzrok był absolutnie łagodny.
– Jestem panterą śnieżną, a je uznaje się za Duchy Gór – odpowiedział miękko i zbliżył się do niego ostrożnie. – Nie bójcie się mnie, nic wam nie zrobię – dodał, zerkając na resztę rodzeństwa.
– Wow! – Wymsknęło się jednemu z burych wilczków, a po głosie Florian rozpoznał, że to musiała być... dziewczynka. Jej ogonek zaczął szurać po ziemi. – Mama mówiła, że Duchy Gór są święte!
– Wielkie i potężne! – Dodał jej brat bliźniak.
– Ja się nie boję – zapewnił największy szczeniak i aż wyszczerzył swoje małe, jeszcze mleczne, kły. – To Darshan zawsze boi się wszystkiego! – Oznajmił, podgryzając najmniejszego wilka za ucho.
– Boi się, bo jest najmniejszy spośród was – powiedział łagodnie Florian i zbliżył się jeszcze bardziej, aby obwąchać wilki swoim dużym, mokrym nosem. – Darshan, tak? – Zagadnął i znienacka polizał najmniejszego z rodzeństwa po łebku.
Wilczek znów pisnął, ale tym razem nie ze strachu – roześmiał się, czując, jak szorstki był język Floriana.
– Szczeniaki! – Nagle dotarł do nich karcący, damski głos, a gdy Florian się obrócił, dostrzegł w progu wejścia do komnaty rosłą, przepiękną wilczycę o złocistej sierści i błękitno–szarych oczach. Na pewno nie widział jej poprzedniego dnia. – Mówiłam wam, że...
– Mamo, mamo! Duch Gór jest prawdziwy! – Wilczki od razu pobiegły do swojej matki, obskakując ją dookoła. Tylko mały Darshan został przy Flo, siedząc niezdarnie tuż przed nim.
CZYTASZ
Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2
WerewolfAnthony pogodził się z utratą wspomnień. Pustka i żal, które od lat towarzyszyły mu z tego powodu, zostały zastąpione zupełnie nowym uczuciem - prawdziwą miłością. On i Florian, złączeni najświętszym rytuałem wśród zmiennych, zaczynają wieść razem s...