XXVII. Słonie

98 18 4
                                    

Florian pobiegł na górę, do łazienki, i z trudem zdążył dobiec do toalety, do której zwymiotował wszystko, co udało mu się niedawno zjeść. Zmienna podążyła za nim bardzo niepewnie i weszła do pomieszczenia, lada moment klękając tuż obok niego. Pogłaskała go po włosach oraz plecach okrytych delikatnym materiałem koszulki, zanim przemieniła się w panterę.

– Wiem, że to boli, maleńki – powiedziała łagodnie. – Wiem, że boli tym bardziej dlatego, że nosisz w sobie jego dziecko... Ale daj mu czas. Teraz wróciły do niego wspomnienia, które utracił jakiś czas temu. Potrzebował takiego szoku, aby przypomnieć sobie swoje życie... Choć to cały czas w nim było – dodała, liżąc jego ramię. – On cię szczerze kocha, wszyscy o tym wiedzą.

Nie do końca udało jej się go uspokoić, ale gdy w końcu wyrzucił wszystko ze swojego żołądka, umył zęby i wspólnie wrócili na dół, ona pod postacią kota.

Shanti poszła do kuchni, aby posprzątać po przerwanym posiłku. Gdy Florian wrócił do gabinetu, Anthony spał już znacznie spokojniej, z zimnym okładem na czole. Dziewczyna posprzątała również bałagan, który narobił, i wytarła krew z jego ramienia.

– Chyba powinnaś dziś spać w gabinecie – wyszeptał nieśmiało Flo, gdy zajrzał do kuchni. – Będzie cię szukał, gdy się obudzi.

– Nie mów tak – poprosiła Shanti, niemal od razu do niego podchodząc, jakby chciała ocenić, czy wszystko było z nim w porządku. – Może to tylko chwilowe... Wciąż ma wysoką gorączkę.

Chłopak objął się ramionami, gdy Shanti do niego podeszła. Czuł się tragicznie.

– Wiem, Shanti – odpowiedział cicho. – Ale jeżeli obudzi się, a będę tam ja... może się zestresować, skoro mnie nie pamięta – wyjaśnił.

– W porządku – wymamrotała, ale widać było, że przychodziło jej to z trudem. Dobro Tony'ego było jednak dla niej najważniejsze.

– Ale ja też z wami będę – dodał jeszcze, nim cofnął się do gabinetu. Rozebrał się szybko i przemienił, a potem położył się na kocu i poduszce, gdzie wcześniej spał Tengah. Wiedział, że nie zaśnie po tym wszystkim, więc jedynie ułożył się wygodnie, jasne spojrzenie wbijając w śpiącego mężczyznę...

Choć Shanti zgodziła się, to ostatecznie położyła się spać na kanapie, bowiem na podłodze w gabinecie było zbyt twardo. Z kanapy do gabinetu nie było jednak zbyt daleko, więc w razie czego, była gotowa przybiec w każdej chwili.

Anthony natomiast przespał resztę nocy spokojnie. Świtało, kiedy Florian poczuł w swoim gęstym futrze cudze palce... i rozpoznał w nich tygrysa bez trudu.

– ... tak słodko... – wymamrotał półprzytomnie zmienny.

Irbis uśmiechnął się w myślach i nie zapanował nad swoim ciałem, bowiem zaczął głośno i słodko mruczeć. Minęło zaledwie parę dni, ale on zdążył się za tym tak bardzo stęsknić... za swoim ukochanym. Przybliżył pysk do niego i polizał go tam, gdzie tylko mógł sięgnąć.

Tony zaledwie muskał jego sierść swoimi palcami, jeszcze we śnie... Ale gdy poczuł na swojej skórze szorstki język, obudził się. Otworzył oczy i tym razem bez problemu rozpoznał ciemne drewno na suficie gabinetu ojca. Usłyszał głośne mruczenie wielkiego kota, a do jego nozdrzy dotarł ten przesłodki, niezwykle przyjemny zapach, który czuł również przez sen... Obrócił się na leżance i jęknął gardłowo, czując, jak wszystko go boli.

Duch Gór...? – Zapytał niewyraźnie po hindusku, widząc panterę śnieżną... Ale wyglądała ona zupełnie inaczej niż zmienna, którą znał.

– Nie – odparł cicho Florian i wciąż nie przestał mruczeć. – Ale twoi przyjaciele mnie również nazwali Duchem Gór – przyznał, zanim położył pysk na swoich wielkich, puchatych łapach.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz