VII. Głos dżungli

160 20 14
                                    

Resztę dnia spędzili w wiosce. Jeszcze przez najbliższą godzinę siedzieli w tym wielkim budynku, a potem ojciec Shanti znów zaprosił ich do siebie, na obiad. Tam spędzili całe popołudnie, a potem mieli pojechać z Bhaskarem... tylko on jeden wiedział, gdzie. Anthony miał nadzieję, że nie zastaną tam nikogo, bo po całym tym dniu zdecydowanie nie był gotowy na konfrontację.

Shanti dała im klucze do swojego auta, a sama musiała jeszcze coś sprawdzić, więc jako pierwsi władowali się do terenówki, siadając z tyłu. Nieoczekiwanie po chwili dołączył do nich Bhaskar, który usiadł za kierownicą. Przez chwilę panowało niezręczne milczenie, zanim powiedział coś po hindusku... Anthony aż spiął się cały i odpowiedział mu, a Flo rozpoznał jedynie swoje imię. Bhaskar przeniósł na niego wzrok w lusterku, a gdy ich spojrzenia się spotkały, powiedział:

– Przepraszam za to, co powiedziałem wcześniej.

Florian przez dłuższą chwilę wpatrywał się w okno, aż w końcu podniósł wzrok, a ich spojrzenia spotkały się w lusterku. Jego oczy były zwyczajnie smutne. Ciężko było mu uwierzyć w te przeprosiny, ale same przeprosiny to jedno, a...

– Dalej czujesz do mnie odrazę? – Zapytał cicho.

Bhaskar milczał przez chwilę.

– Wychowano mnie inaczej – powiedział w końcu powoli, po angielsku, zanim przeniósł wzrok na zmiennego tygrysa w lusterku. – Ale zdaje się, że nie mogę kwestionować tego, co jest w naszej wierze... bardziej słuszne.

Anthony nie potrafił darzyć tego mężczyzny ciepłymi uczuciami. Nie po tym, jak ich przyjął... i nie po tym, jak potraktował Flo. To, czy wierzył w bliźniacze płomienie i opiekunów dżungli, to jedno, ale jego zachowanie wynikało z czegoś innego.

– Oprócz partnerstwa, to po prostu miłość – wyszeptał Florian. – Przykro mi, że brzydzisz się mną i tym, że Kiran może być z drugim mężczyzną – dodał.

Bhaskar prychnął cicho i odwrócił wzrok. Przeprosił. Przeprosił Kirana za to, że mu nie uwierzył i że go oskarżył... Przeprosił nawet jego chłopca. Ale najwidoczniej jego przeprosiny nie były nic warte. Na całe szczęście, lada moment zjawiła się Shanti, przerywając tę niezręczną ciszę pomiędzy nimi. Wsiadła na miejsce pasażera i od razu zapięła pas.

– Jedźmy – mruknęła, oczywiście wyczuwając tę napiętą atmosferę, ale zignorowała to, aby nie dolewać oliwy do ognia.

Bhaskar ruszył po podaniu mu kluczyków i szybko wyjechał z wioski. Jakiś czas później wjechali na asfaltową drogę, którą wcześniej przyjechali z Dehradun, a po kilku minutach jazdy wzdłuż lasu, w końcu Bhaskar zjechał na ubitą drogę w dżungli. Zatrzymał się tam i zgasił silnik.

– Dalej pójdziemy pieszo – mruknął. Po angielsku. Mimo wszystko, było to dość uprzejme z jego strony.

Jeszcze kiedy byli w drodze, im bardziej oddalali się od wioski, tym bardziej Tony żałował, że Florian znajdował się na siedzeniu obok. Nie powinno go tu być. Nie powinno go tu być... wcale. Miał jakieś strasznie złe przeczucie i zdecydowanie wolal, by chłopiec został w wiosce, z rodzicami Shanti. Lub przynajmniej w ich domu.

– Mogliśmy pojechać drugą drogą – mruknęła Shanti, gdy Bhaskar poprowadził ich w las. Dosłownie.

– Nie mogliśmy – odparł Hindus, a Tony aż mocniej ścisnął dłoń swojego chłopca, którą złapał zanim ruszyli.

Przez chwilę przedzierali się przez naprawdę gęsty, deszczowy las, aż w końcu, gdy zatrzymali się między ostatnimi drzewami, ujrzeli ogromną, pustą przestrzeń... po wyciętych drzewach. O tej porze, na szczęście, nie było tu już żywej duszy, ale zamiast tego znajdowało się tu kilkanaście maszyn, przekopana ziemia i mnóstwo ściętych drzew. Białowłosy aż poczuł ból w okolicy serca, choć to przecież nie była jego ziemia. Uniósł dłoń i przycisnął ją do swojej piersi.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz