XXIV. Poszukiwania

112 18 1
                                    

Tengah przyspieszył, przedzierając się przez dżunglę w stronę wodopoju. Wszędzie było cholernie mokro i niemal bagnisto, choć większość wody spłynęła do rzeki. Szedł drogą, której Florian nie znał... z daleka od świątyni.

Wyszli z dżungli na mokry step porośnięty wysoką trawą i to właśnie od tamtej strony dotarli do wodopoju... który zmienił się nie do poznania. Po Skale Pokoju nie było śladu, a wgłębienie w ziemi, w którym jeszcze wczoraj chronili się przed słońcem, było całkowicie wypełnione wodą, spływającą małymi strumykami ze skalnej półki otaczającej zbiornik z jednej strony oraz uciekającej w dżunglę małą rzeczką.

Nad wodą nie było jednak niemal żadnych zwierząt, tak jak wczoraj... Wodny Rozejm się skończył, więc żaden roślinożerca nawet nie śmiał zbliżać się do wodopoju. Tylko małe wilczki bawiły się nad brzegiem rzeki, pilnowane przez kilka wilków oraz Ursusa. Bora leżała na jednej ze skał... Ale gdy rozpoznała, że zbliża się jej starszy syn, od razu zeskoczyła z kamieni, zbliżając się powoli i niemrawo w ich stronę.

– Jesteś wreszcie – powiedziała z ulgą, ocierając się o jego pysk, zanim podniosła głowę, jakby chciała spojrzeć na Flo. – Tak się o ciebie martwiłam, Flo.

– Bora... – szepnął do niej drżąco. Zsunął się z grzbietu Tengaha i uklęknął przed nią. Objął dłońmi jej pysk i pochylił się, aby ucałować jej nos, na który skapnęła jedna jego łza.

Lamparcica otarła się o jego dłonie, jego twarz i wszędzie, gdzie tylko zdołała. Flo widział na jej przepięknym, wypłowiałym już futrze kilka otarć i zadrapań, a gdy do nich szła, kuśtykała lekko na tylną łapę. Wszystko wskazywało jednak na to, że nie stała jej się większa krzywda.

– Dobrze, że już jesteś – wyszeptała, wtulając się w niego. Po chwili znów zwróciła się do Tengaha: – Widziałeś gdzieś Nishita...?

Lampart pokręcił głową.

– Nadal szuka Kirana – wyjaśnił. – Uparł się, że nie wróci, dopóki go nie znajdzie.

– Nishit... – szepnął Florian, z mieszaniną smutku i czułości. Przesunął się i dotknął tylnej łapy Bory, chcąc sprawdzić, dlaczego lamparcica kulała.

– Nic mi nie jest, kochanie – zapewniła go. Na pierwszy rzut oka, nie był nawet w stanie niczego zauważyć, żadnej rany ani uszkodzenia.

– Spadła ze skały, gdy hieny ją zaatakowały – wytłumaczył Tengah.

Białowłosy podejrzewał, że była zwichnięta, ale nic nie mógł z tym zrobić... Pogłaskał ją i podniósł się, aby się rozejrzeć. Miał wrażenie, że szczeniaki, zbyt zajęte zabawa, nawet go nie zauważyły.

– A Neeta? – Spytał cicho, jeszcze bardziej niepewnie.

Tengah wskazał głową w kierunku niewielkiej jaskini w skałach za wodopojem, ale nim zdołał cokolwiek powiedzieć, Floriana właśnie obskoczyły najmłodsze szczenięta Raanee. Uśmiechnął się wówczas i znów kucnął, aby przywitać się z każdym... Nie, tylko z trójką. W jego sercu momentalnie pojawił się strach. Brakowało najmniejszego z nich.

Gdzie Darshan? – Wyszeptał drżąco i obrócił głowę, aby spojrzeć na Tengaha.

– Gdzie wasz brat, dzieciaki? – Zapytał lampart głośno, zwracając na siebie uwagę wilczków, które niemal skuliły się przez jego mocny głos.

– Siedzi z mamą – odpowiedziały mu chórkiem.

Białowłosy odetchnął z ulgą, gdy to usłyszał. Pogłaskał czule szczeniaki, zanim ruszył do jaskini, przed którą siedziała rosła wilczyca, w której Florian rozpoznał najstarszą córkę pary alfa, siostrę Akhila – Aishę. Pilnowała, aby nikt nie zakłócał spokoju rannego wilka, ale na widok Flo pochyliła łeb, odsuwając się.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz