XXIII. Zgasły płomień

113 17 4
                                    

Wrzask, który Florian z siebie wydał, był okropny, wręcz przeraźliwy. Wrzasnął jako pantera i jako człowiek, gdy patrzył, jak jego partner, miłość każdego jego życia oraz ojciec jego dziecka, spada w przepaść. Już wcześniej się bał, ale teraz... teraz był przerażony. Dobiegł do krawędzi, ale z dala od Rakesha, i spojrzał w dół, szukając Tony'ego.

Ubłocona, niegdyś pomarańczowa sierść zniknęła w wartkiej wodzie. Rzeka płynęła gwałtownie i szybko, więc nigdzie nie był w stanie dostrzec Anthony'ego. Nie wynurzył się. Nie wynurzył się nawet przez chwilę, w żadnym momencie... Flo widział tylko gałęzie i kawałki drewna, które porywał prąd rzeki. Rakesh spojrzał na niego z dołu, lecz był kilka metrów niżej... I nie zamierzał ryzykować wspinaniem się po grząskim i śliskim zboczu, by go dopaść. Ruszył więc wzdłuż krawędzi jako tygrys, czekając na moment, w którym będzie mógł bezpiecznie wyjść.

– Flo?! – Usłyszał gdzieś z tyłu znajome wołanie... To był Tengah. – Flo, jesteś cały?! – Pantera przybiegła do niego, a tuż za nią kilka wilków. Ostry deszcz zmywał z nich krew i błoto, ale wszyscy byli ranni i zmęczeni.

– Zrzucił go – wydusił Florian, stojąc niebezpiecznie blisko przepaści. – Rakesh go zrzucił...

Tengah stanął przy Flo, odsuwając go lekko łapą od krawędzi. Sam nie był w stanie niczego dostrzec, ale zauważył Rakesha, który ruszył wzdłuż stromego zbocza, chcąc jak najszybciej zbiec z miejsca zdarzenia.

– Bierzcie go – warknął jeden z wilków do swoich pobratymców, którzy wnet pobiegli w stronę tygrysa.

– Słyszałem strzały – powiedział lampart, patrząc na Flo. Musiał wiedzieć, co się wydarzyło.

Irbis cofnął się posłusznie od krawędzi i usiadł, wzrok wciąż mając wbity w wodę. Czy Anthony zginął...? Czy zabiło go to uderzenie, czy może się utopił...? Odetchnął głośno, płaczliwie.

– Pojawił się tu myśliwy i strzelił do nich. Nie wiem już, kogo trafił...

– Myśliwy? – Powtórzył Tengah, spoglądając w stronę dżungli.

Deszcz wciąż siekał wszystko na swojej drodze, choć burza już trochę się uspokoiła, a w dżungli zrobiło się wręcz zimno. Dołączyło do nich kilka wilków, którym krótko powiedział o tym, co się stało. Rozdzielili się – część z nich podążyła brzegiem rzeki, aby spróbować odnaleźć Kirana, a część zniknęła w lesie, by upewnić się, że myśliwy zniknął. Tengah usiadł przy Florianie... i objął go swoją łapą.

– Znajdziemy go – obiecał mu, trącając jego głowę swoim nosem.

Florian znalazł się o krok od załamania. Wtulił się w niego.

– Jeżeli myśliwy go trafił, to musimy znaleźć go jak najszybciej – wyszeptał drżąco. – Co z Borą, Tengah? Co ze szczeniakami, Nishitem...? – Zapytał, a jego głos załamał się.

– Wszyscy są cali – zapewnił lampart i nawet polizał go po głowie, brudnej od błota, ziemi, kurzu. Nic z tych rzeczy mu nie przeszkadzało. – Cali, ale trochę poturbowani... Hieny uciekły, gdy usłyszały, że Rakesh zabił ich lidera – wyjaśnił. – To prawda?

– Zabił, bo go zdradziły. Dopadły mnie w świątyni i... i... chciały mnie zjeść, stawiając się mu...

Tengah odetchnął ciężko. Wiele wilków zostało rannych, on, Nishit i Ursus również.... ale nikt z nich nie był raniony śmiertelnie. Wyjątkiem był jedynie Neeta... ale o tym nie chciał na razie wspominać.

– A zatem przez jakiś czas możemy czuć się bezpieczni – wymamrotał. Znów go polizał i powoli się podniósł. – Powinniśmy jak najszybciej stąd iść, Flo – powiedział, siląc się na spokój, choć jego głos również był słaby i drżący. Nie chciał nawet myśleć o tym, że Kiran... – Myśliwy może wrócić w każdej chwili, a jeśli Kiran sam nie wyszedł z wody... prąd na pewno poniósł go dalej.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz