XXVIII. Schronienie

115 18 8
                                    

To nie była okolica ani wodopoju, ani świątyni. Flo nie znał tej części dżungli, ale mógł skojarzyć, że były to niemal jej obrzeża, a do wioski nie było stąd zbyt daleko. Gdy wyszedł na niewielką polanę, dostrzegł mało liczne, wilcze stado. Raanee stała przy swoich szczeniętach, na wypadek, gdyby musiała ich bronić, lecz, na całe szczęście, to był tylko Florian. Tylko i aż Florian.

– Flo! Flo, Flo, Flo! – Zapiszczały szczeniaki, od razu do niego biegnąc. Było tu również kilka innych wilków oraz Bora, która leżała pod jednym z drzew. Wszyscy byli nieco brudni i wyglądali na bardzo zmęczonych.

Białowłosy padł na kolana i rozłożył ręce. Spróbował objąć je wszystkie, czule głaszcząc, zanim przemienił się i zaczął je wszystkie, po kolei, lizać.

– Tęskniłem za wami – mruknął, liżąc tego najmłodszego i najmniejszego.

Szczenięta również lizały go i popiskiwały z radości, tak bardzo za nimi stęsknione. Raanee także w końcu zbliżyła się do nich powoli, a czubek jej ogona zaledwie lekko się poruszał, tak jakby nie mogła ukryć radości pomimo ciężkich chwil.

– Jak dobrze, że jesteś, Flo.

Irbis otoczył szczenięta swoim długim ogonem, chcąc na chwilę zatrzymać je przy sobie, gdy podniósł wzrok na ich matkę. Wychylił się w jej stronę i, gdy tylko podeszła bliżej, udało mu się liznąć jej pysk.

– Bardzo się o was martwiłem – przyznał. – Gdzie... gdzie jest...? – Zawiesił głos, patrząc na nią znacząco. Zastanawiało go to, gdzie był Neeta... i reszta.

– Neeta jest tam, w małej jaskini – wskazała na niewielką skałę gdzieś dalej, między drzewami. Gdy dzieciaki pognały do dalszej zabawy, spojrzała na Floriana znacząco... i aż położyła lekko uszy. – Rakesh zajął naszą świątynię razem z hienami. Chooha nie żyje, więc teraz są mu posłuszne... Przegoniły nas znad wodopoju i z naszego terytorium. Nie mamy gdzie się podziać, Flo – ściszyła głos niemal do szeptu, brzmiąc przy tym boleśnie żałośnie.

Jego jasne oczy otworzyły się odrobinę szerzej w wyraźnie ogromnego szoku, bowiem... nie spodziewał się, że to stanie się tak szybko. Rakesh musiał być naprawdę w o wiele lepszym stanie niż jego brat bliźniak...

– Coś wymyślimy, Raanee – zapewnił cicho i otarł się pyskiem o jej pysk. – Nie zostawię was – obiecał jeszcze. – Czy jest... jest gdzieś Tengah? Chciałem z wami porozmawiać.

Raanee również trąciła go swoim nosem, liżąc krótko po pysku.

– Poluje dla swojej matki – wyjaśniła, wskazując brodą na odpoczywająca Borę... która wyglądała bardzo źle. – Niedługo powinien wrócić. Chodź, odpocznij z nami – poprosiła.

Flo bez wahania kiwnął łbem i ruszył za Raanee.

– Bora... – odezwał się miękko, choć z wyraźnym zmartwieniem, zbliżając się do lamparcicy. Stanął tuż przy niej i z niezwykłą czułością polizał jej siwy pyszczek. Padł tuż obok niej i zaczął lizać ją wszędzie, gdzie tylko mógł sięgnąć.

Wyglądała gorzej niż źle – na jej ciele Florian widział otarcia, które musiały powstać w czasie ucieczki. Gdyby nie Ursus, zapewne nie udałoby się jej ujść z życiem... Niedźwiedź zaniósł ją na swoim grzbiecie, co przypłacił licznymi ranami po jej kłach oraz pazurach, kiedy trzymała się go kurczowo. Tak bardzo ucieszyła się jednak na obecność Flo, że momentalnie zapomniała o własnym zmęczeniu oraz bólu.

W pewnym momencie na polanę wpadła wataha, z Akhilem na czele, niosąc upolowaną zdobycz. Była to zaledwie niewielka impala, a nie wielki jeleń czy łania. Wygłodniałe wilki rzuciły się na nią, jednak Akhil szybko ustawił je do pionu. Raanee pierwsza przystąpiła do posiłku, wraz z Akhilem i jego siostrą, a także starszymi szczeniętami.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz