Shanti ruszyła i przez kilkanaście najbliższych minut próbowali przebić się przez korki w mieście, ale gdy w końcu im się to udało, wyjechali na główną drogę, z której dość szybko zjechali. Szeroka trasa powoli stawała się coraz węższa, aż przeszła w rzadko uczęszczaną, wąską ulicę. Asfalt był nierówny i wyboisty, gdy wjechali do lasu. Po kilkunastu minutach droga stała się bardziej kręta, prowadząca nieco pod górę, jakby znajdowali się u stóp jednego z pasm otaczających dolinę, w której leżał Dehradun. Nie było tu praktycznie żadnych domów, żadnych budynków – tylko droga i bujna, naturalna roślinność. Przez jakiś czas jechali poza lasem, a wówczas Shanti skręciła z asfaltu na drogę z ubitej ziemi. Florian mógł zaobserwować pierwsze, dość biedne budynki, rozrzucone pojedynczo w dość dużych odległościach od siebie. Zauważył nawet pasące się bydło. Wszystko wydawało się tu o wiele bardziej dzikie i pierwotne... W centrum wioski domów było trochę więcej, ale Shanti nie zatrzymała się – jechała dalej, aż do ostatniego budynku, który widocznie się wyróżniał i mieścił się na samym skraju gęstej dżungli. To właśnie tam się zatrzymała.
Dom był piętrowy, z całości wykonany z drewna pomalowanego farbą o błękitno–zielonkawym odcieniu. Obszerna weranda otoczona była ozdobnymi kolumnami, na których wsparte było wyższe piętro budynku. Okna były widocznie stare, ale znajdowały się w nich szyby, a wszędzie dookoła rosła bardzo bujna, gęsta roślinność. Gałęzie niektórych drzew nawet wspinały się na dom oraz jego dach, a także wchodziły na liczne balkony. Budynek w całości przypominał bardzo wyraźnie nieco odnowiony bungalow z czasów brytyjskiego kolonializmu, a Florianowi wydał się absolutnie czarujący. Oderwał jednak od niego wzrok i spojrzał na swojego partnera, od razu sięgając po jego dużą dłoń. Ścisnął ją, oddychając głęboko.
– Dotarliśmy tu – szepnął. – Do twojego domu.
W czasie drogi zmienny tygrys obserwował wszystko bardzo uważnie. Zapamiętywał drogę, choć jednocześnie miał wrażenie, że... doskonale ją znał. Natomiast gdy zatrzymali się przed bungalowem, na jego twarzy pojawił się szczery szok. Shanti uśmiechnęła się, widząc jego minę w lusterku.
– Co, spodziewałeś się, że będzie wyglądał tak, jak tamte? – Zapytała łagodnie.
Tony ścisnął dłoń Flo, ale szybko wysiadł z auta. Chciał podejść bliżej, obejrzeć każdy zakamarek... Białowłosy odetchnął głęboko, zanim również to zrobił. Bardzo ciekawiło go wszystko – od domu, aż po całą wioskę. Chciał poznać wszystko... i wszystkich. Rozejrzał się, a potem nieśmiało ruszył w kierunku tego przepięknego domu, chcąc poznać go z bliska.
Shanti wygrzebała z torebki klucze, zanim wyszła z auta tuż za Flo. Tony był już przy werandzie przed wejściowymi drzwiami, dotykając jednej z kolumn podtrzymujących piętro wyżej. Drewno było stare i schodziła z niego farba, ale całość miała niepowtarzalny urok.
– To budynek z czasów brytyjskiego kolonializmu – wyjaśniła. – Łap – ostrzegła tygrysa, zanim rzuciła mu pęk bardzo starych, długich kluczy.
Anthony ledwo złapał klucze, przyglądając im się w swojej dłoni. Czy to naprawdę był... jego dom? Powoli obrócił się w stronę drewnianych, dwuskrzydłowych drzwi, które okrywała również dwuskrzydłowa kratowana brama. Gdy spojrzał na pęk kluczy, instynkt podpowiedział mu, który wybrać... i nie pomylił się. Otworzył bramę, a gdy nacisnął na ciężką, złotą, ozdobną klamkę, poddała mu się i drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
Ich oczom ukazał się przedsionek na szerokość werandy, który od właściwego wnętrza domu oddzielała ściana z szerokim i wysokim pod sam sufit łukiem. Podłoga wykonana była z ozdobnego kamienia, ułożonego w typowo hinduskie wzory, a ściany od wewnątrz pokrywało ciemne drewno, dające przyjemne uczucie chłodu.

CZYTASZ
Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2
WerwolfAnthony pogodził się z utratą wspomnień. Pustka i żal, które od lat towarzyszyły mu z tego powodu, zostały zastąpione zupełnie nowym uczuciem - prawdziwą miłością. On i Florian, złączeni najświętszym rytuałem wśród zmiennych, zaczynają wieść razem s...