VIII. Powrót króla

163 20 9
                                    

Florian chciał iść z tym lampartem do jego matki, nawet jeżeli mogłoby okazać się to ogromnym niebezpieczeństwem. Nawet jeżeli okaże się to cholernie niebezpieczne.

– Jego matka na pewno cię pozna – szepnął do swojego tygrysa, zanim ruszył śladem lamparta.

Idąc powoli, tuż przy nogach Flo, tygrys obrócił swój wielki łeb i spojrzał na niego.

– Ty nas słyszysz? – Zapytał, nadal nie kryjąc zaskoczenia w głosie, choć był tego już prawie pewien.

– Nie mam pojęcia, jakim cudem, ale... tak – odpowiedział cicho. – Słyszę i rozumiem wszystko.

Flo dostrzegł zaskoczenie w jego oczach, nim odwrócił wzrok. To było... Zadziwiające. Zadziwiające i niezwykłe.

Szli dalej, zapuszczając się naprawdę głęboko w dżunglę. Tak głęboko, że małpy na drzewach nawet nie uciekały na ich widok, zupełnie nie znając czegoś takiego jak "człowiek". Jedynie przyglądały im się z zainteresowaniem, a do ich uszu docierało ich ciche mamrotanie. W końcu dżungla zaczęła się nieco przerzedzać, a oni od dłuższej chwili czuli, że zmierzają trochę pod górę... i w końcu wyszli z lasu na niewielką, otwartą przestrzeń, gdzie daleko, za drzewami, widać było szczyty gór, a tuż przed nimi leżały rozpadające się ruiny ogromnej świątyni.

Gdy podeszli bliżej, dostrzegli, że przy schodach prowadzących do jej wnętrza odpoczywało kilka wilków. Podniosły się, dostrzegając przybyszów, i od razu przybrały ostrzegawczą postawę.

– Nishit, co to ma znaczyć? – Warknął jeden z nich, nieufnie spoglądając w ich stronę.

– Ten tutaj podaje się za Kirana, brata Rakesha – wyjaśnił lampart, nie kajając się jednak przed wilkami, które wyprostowały się, patrząc po sobie, wyraźnie zagubione. Jeden z nich zbliżył się.

– Kiran? To naprawdę ty...? – Zapytał, uważnie przyglądając się tygrysowi.

– Czy to w ogóle możliwe? – Spytał inny.

Wszyscy patrzyli na tygrysa, nie mogąc w to uwierzyć... Ale jeszcze większe zdziwienie niż możliwe zmartwychwstanie Kirana budził w nich widok Flo, któremu przyglądali się na zmianę, z widoczną niepewnością. Chłopak aż cofnął się w stronę lasu, stając za tygrysem.

Nie byli nastawieni do niego wrogo... wręcz przeciwnie. Raczej się go bali. Z całą pewnością widzieli już ludzi, chociażby Rakesha, może nawet Tony'ego... Ale oni byli tutejsi, nie wyglądali tak... inaczej. Biała skóra Floriana i jego śnieżnobiałe włosy sprawiały, że wyglądał niczym mieszkaniec innej planety. Albo duch.

– Jestem tym, kim jestem – odpowiedział cicho tygrys, a wilki spojrzały po sobie oraz na lamparta.

– Bora będzie wiedziała – stwierdził największy z nich. – Idźcie do świątyni, a my zwołamy watahę.

Nishit kiwnął głową, zanim zaprowadził tę dwójkę po schodach, prosto do wnętrza ruin, częściowo spowitych mrokiem. Za ich plecami zaś rozległo się wilcze wycie, powtórzone kilkukrotnie... Nim odpowiedziało mu inne, z oddali.

Flo ruszył dzielnie w stronę świątyni, choć po plecach przeszedł mu dreszcz, gdy za ich plecami rozległo się wilcze wycie. Gdy schodzili po schodach, obejrzał się za sobą, przez co nieco zwiększył się dystans pomiędzy nim a tygrysem i lampartem, ale szybko ruszył ich śladem.

– Nie oddalaj się – poprosił po tygrysiemu Anthony, od razu się za nim odwracając.

Znaleźli się w, niegdyś ogromnej, sali w świątyni,  teraz całkowicie zrujnowanej. Strop już prawie nie istniał, a wschodzący księżyc oświetlał wszystko dookoła. Stare kamienie porastała miękka trawa, w kątach rozwijały się najdziksze rośliny i tylko kilka wysokich kolumn nadal wznosiło się ku górze, przypominając o świetności tego miejsca. Na końcu znajdowało się widoczne podwyższenie, a na jednej z trzymających się ścian przejście do korytarza, który prowadził gdzieś w głąb świątyni.

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz